poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział XVII

*Perspektywa Julie*

*2 tygodnie wcześniej*

Po jakimś czasie przyszedł.
- Tęskniłaś słoneczko? - zapytał podchodząc do mnie.
- Chyba cię poje... - nie dokończyłam, bo byłam pewna, że dostałabym w twarz. - To znaczy tak...
- Prawidłowa odpowiedź - pochylił się nade mną i chciał mnie pocałować. W ostatnim przekręciłam głowę tak, że pocałował mnie w policzek. Spojrzał na mnie wściekły. - Aha, czyli wolisz ostrzejsze zabawy? Trzeba było od razu mówić, skarbie - zaśmiał się szyderczo i odwiązał mnie. Złapałam się odruchowo za nadgarstki, które cholernie bolały od sznurów. Nim zdążyłam zrobić jakikolwiek ruch Jackson zbliżył się do mnie na niebezpieczną odległość. - Spójrz mi w oczy - rozkazał, a, gdy tego nie uczyniłam wziął mnie za brodę i przekręcił w swoją stronę. - Chcesz, żeby nie bolało? To bądź grzeczna - rzekł i zaczął mnie dotykać.  Wewnętrznie krzyczałam. Nie wyrywałam się, bo wiedziałam, że wtedy będzie gorzej. Po chwili zaczął mnie rozbierać. Łzy zaczęły mi spływać strumieniami. Nigdy się tak nie bałam. "Niech to będzie tylko sen, chce się już obudzić!"
Kiedyś bił mnie, wyzywał, ale jeszcze nigdy nie zgwałcił...

*2 godziny później*
Po wszystkim po prostu mnie zostawił... Rzucił na łóżko i sobie poszedł. To były najgorsze chwile w moim życiu. Nie chciałam już żyć. Leżałam i płakałam. Życie tak bardzo straciło sens...
Znowu przyszedł, gdyż usłyszałam otwierane drzwi.
- Masz, przebierz się w te ciuchy - rzucił coś na łóżko i wyszedł. Wstałam i spojrzałam na nie. Czarna, niezapinana bluza z białym napisem "Fortunately", biała bokserka i zwykłe jeansy. Podniosłam głowę i dopiero teraz mogłam się przyjrzeć temu pomieszczeniu dokładnie. Szare ściany, z którym odpadała farba i szary sufit. Na przeciwko drzwi nieduże łóżko, które skrzypiało po każdym ruchu, z naprawdę starego drewna. Obok jakaś komoda z tego samego drewna. Miała kilka szafek. Dalej po lewej fotel, także wyglądający na stary. Obok drzwi, a następnie w rogu mały stolik z dwoma krzesłami. Po prawo spora szafa. Wszędzie wisiały obrazy. Niektóre przedstawiające dziwne sceny, a niekótre nawet ładne. Na suficie, centralnie na środku pokoju wisiała stara lampa dająca słabe światło. Nie było żadnych okien. Wstałam powoli i wycierając rękawem zapłakaną twarz, podeszłam do komody. Otworzyłam pierwszą szafkę: pusto, druga: to samo, trzecia: jakiś materiał. Podniosłam go. Był to jakby obrus, tylko bardzo brudny. Pod nim leżała taśma i puste kartki. Zamknęłam szafkę i podeszłam do dużej szafy. Otworzyłam ją. Głośno zaslrzypiała. Wisiało tam kilka sukienek. Wszystkie czarne, sięgające do kolan. Zamknęłam szafę i powtórnie podeszłam do łóżka. Postanowiłam ubrać się w to, co mi kazał, bo bałam się, ze jak tego nie zrobię to będzie gorzej. Po minucie byłam gotowa. Dotknęłam ręką swoich włosów i poczułam, że w niektórych miejsach są pozrzepiane. Jestem więcej niż pewna, że miałam cały rozmazany makijaż. Usiadłam na łóżku i patrzyłam na drzwi. Gdyby udało mi się uciec... Po chwili Jackson wszedł do pokoju i spojrzał na mnie.
- Pasują ci te ubrania, ale idź do łazienki i zrób coś z włosami i twarzą. Tylko żadnych numerów, bo będzie jeszcze gorzej - powiedział, patrząc na mnie groźnie. "Gorsza mogłaby być tylko śmierć" pomyślałam. Wstałam i nagle poczułam ból głowy. Musiał on być spowodowany tym, że zostałam mocno w nią uderzona. Starałam się nie patrzeć mu w oczy. Podeszłam do niego posłusznie, a on złapał mnie za rękę. Próbowałam ją wyrwać, ale na marne. Tylko wzmocnił swój ucisk. Otworzył drzwi i zauważyłam, że znajdujemy się w ciemnym korytarzu. Na przeciwko drzwi, którymi wyszliśmy były inne. Dużo bardziej zadbane, ale też stare. Po prawo i lewo wiódł korytarz. Skierowaliśmy się na lewo. Jackson zluźnił swój ucisk, a ja to wykorzystałam. Wyrwałam się i nim zdążył zareagować kopnęłam go w brzuch. Nie za mocno, bo nie miałam zbyt dużo siły przez to wszystko. Jęknął i złapał się za brzuch. Nie odwracając się już, pobiegłam w prawą stronę. Biegłam najszybciej jak mogłam przez ciemny, długi korytarz. Ledwo było tu cokolwiek widać. Zobaczyłam na końcu korytarza wysokie i szerokie drzwi. Podbiegłam do nich i zaczęłam ciągnąć za klamkę. Otworzyły się, a ja wbiegłam do pomieszczenia. Była to kuchnia, ładna, zadbana. Zauważyłam następne drzwi. Szarpnęłam za klamkę, ale nie chciały się otworzyć, musiały być zamknięte na klucz. Nagle usłyszałam kroki. Czułam się jak w najgorszym horrorze. Serce zaczęło mi bić niewyobrażalnie szybko. Wciągnęłam oddech i zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu jakiegoś noża. Nigdzie go nie było. Nagle drzwi się otworzyły i byłam pewna, że to wszedł Jackson. Nie patrzyłam na niego, tylko nadal szukałam. Zobaczyłam nieduży nóż. Wzięłam go do ręki, ale poczułam oddech na szyi. Zaczęłam drżeć i moja jedyna broń wypadła mi z rąk. Czułam, że to już koniec.
- Nie-e-e-e, pro-o-o-oszę-ę - wyjąkałam drżącym głosem. Wtedy on złapał mnie za ręce i mocno szarpnął nimi do tyłu. Strach opanował całe moje ciało. Nie potrafiłam zrobić żadnego ruchu, nawet najmniejszego. Jakbym była sparaliżowana. Wewnętrznie krzyczałam.
- Myślałaś, że uciekniesz? - zaśmiał się szyderczym głosem, a ja drżałam. - Po powrocie czeka cię kara. Im bardziej będziesz teraz próbowała coś kombinować, tym będzie gorzej. Idziemy do tej cholernej łazienki - powiedział ostro trzymając moje obie ręce. Cholernie się bałam. W końcu doszliśmy pod dębowe drzwi. Otworzył je, wepchnął mnie tam i zamknął na klucz. - Tylko szybko.
Łazienka była ładna, wanna, prysznic, toaleta, umywalka, nawet pralka. Podeszłam powoli do lustra, które znajdowało się nad umywalką. Spojrzałam w nie. Wyglądałam jak siedem nieszczęść. Rozmazany makijaż, włosy poplątane i sterczące na wszystkie strony... Odkręciłam wodę i obmyłam całą twarz. Pod umywalką znajdowała się szafka. Otworzyłam ją. Była tam szczotka, grzebień i kosmetyki.
- Tam masz w szafce kosmetyki, umaluj się ładnie. Wychodzimy na miasto, musisz jakoś wyglądać - usłyszałam głos za drzwiami. "Na miasto? Może spotkam kogoś znajomego! Przecież San Antonio nie jest takie wielkie..." Najpierw rozczesałam włosy. Przyszło mi to z trudem, bo w niektórych miejscach były porzepiane na amen. Gdy już je ogarnęłam zaczęłam się malować. Użyłam tylko pudru, korektora i tuszu do rzęs. Znalazłam tam jeszcze malinowy błyszczyk, którym pomalowałam usta. Przyjrzałam się sobie. Wyglądałam okej. Odłożyłam wszystko na miejsce.
- Ju-uż skończyłam - powiedziałam, próbując, aby mój głos nie drżał. Wtedy on otworzył drzwi i zilustrował mnie od góry do dołu.
- Ślicznie - uśmiechnął się szczerze i dał mi buziaka w policzek. Skrzywiłam się, ale nic nie powiedziałam. - Żadnych numerów, pamiętaj - szepnął mi do ucha i łapiąc za rękę, prowadził przez korytarz. Doszliśmy do tej kuchni i otworzył kluczykiem drzwi, które prowadziły na świat. Zamrugałam kilka razy oczami, żeby przyzwyczaić się do jaskrawego słońca. Gdy już mi się to udało byłam w szoku. Zobaczyłam kobiety ubrane w jakieś czerwone swetry, czarne spódnice z zielonymi paskami na dole, też zielone chusty naokoło szyi i czarne kapelusze na głowie. Miały długie czarne włosy zaplecione w dwa warkocze, a na ich nogach znajdowały się czarne klapki. "Wtf?"
- Gdzie my jesteśmy? Wywiozłeś mnie do innego miasta w Teksasie, tak? - syknęłam. Nie wiedziałam, że po tym wszystkim będzie mnie na to stać.
- W Teksasie? - powiedział i zaczął się śmiać. - Wolne żarty - pociągnął mnie za rękę mocniej, dając do zrozumienia, że mam za nim iść.
- To gdzie? - zapytałam, nie dając za wygraną. Trochę się wystraszyłam tym co mogę usłyszeć.
- Jakby ci tu powiedzieć delikatnie...
- Prosto z mostu! - krzyknęłam odrobinę za głośno. Kilka osób się na nas spojrzała z dziwnymi minami.
- Zamknij się. Oni i tak nie zrozumieją cię, a tylko przyniesiesz mi wstyd.
- Nie zrozumieją? To gdzie ty mnie wywiozłeś? - wysyczałam przez zaciśnięte zęby. - Poza Amerykę, tak?
- Spokojnie, jesteśmy tylko w Boliwii - odpowiedział jak gdyby oznajmiał, że dziś będzie ładna pogoda. Poczułam jak gdyby ktoś przywalił mi czymś w głowę.
- W Boliwii? - pisnęłam przerażona. Z geografii byłam dobra, więc dobrze wiedziałam, że ten kraj znajduje się w Ameryce Południowe, obok Brazylii.
- Tak. Jeszcze jakieś pytania?
- Dlaczego akurat tu?
- Bo tu nikt cię nie znajdzie? - odpowiedział chyba zirytowany moimi pytaniami. Serce podeszło mi do gardło i gwałtownie się zatrzymałam.
- Austin mnie znajdzie! - krzyknęłam.
- Taaa, oczywiście. Ten laluś? Nawet śpiewać nie umie, tylko piszczy - powiedział, a ja cała poczerwieniałam ze złości.
- Mnie sobie możesz obrażać, al odwal się od mojego chłopaka! - krzyknęłam i dałam mu z liścia w policzek. Pierwszy raz mu się sprzeciwiłam. Nigdy tego nie robiłam. On złapał się za policzek i spojrzał na mnie ze wściekłością w oczach. Wtedy podbiegli do nas dwaj mężczyźni i jeden złapał mnie za dwie ręce, biorąc je do tyłu. Drugi spojrzał na Jacksona.
- Estás bien? - powiedział. Od razu się skapnęłam, że to po hiszpańsku, bo jeszcze w Manchesterze uczyłam się tego języka przez pierwszą liceum. Coś tam umiałam, więc zrozumiałam, że pyta czy nic nie jest Jacksonowi.
- No, gracias - odpowiedział chłopak, a ja otworzyłam szeroko oczy. "No tak, przecież musiał się nauczyć hiszpańskiego, że by tu przyjechać. Chciałam zrobić "facepalm'a", ale przypomniałam sobie, że trzyma mnie ten jeden facet, za pewne policjant. - Se puede dejarla ir, puedo manejarlo - rzekł patrząc na drugiego policjanta, tego, który mnie trzymał. Tego akurat nie zrozumiałam, ale facet mnie puścił i odeszli, więc mogłam się domyślić, że powiedział, że da sobie radę. "Serio za takie coś mogli mnie przymknąć?" pytałam siebie. "No tak... To Boliwia. Tu są podobne prawa do tych, np. w Arabii, że mężczyzna ma dużo większe prawa niż kobieta i on może ją uderzyć, a ona za to może iść do więzienia..." - Nie martw się, skarbie, w domu się policzymy - uśmiechnął się sztucznie. Przeraziłam się. Jack złapał mnie za rękę mocno i szliśmy dalej przez miasto. Po kilkudziesięciu metrach dotarliśmy do jakiegoś jarmarku. Były tu bardzo dużo straganów z przeróżnymi rzeczami, od jedzenia do ubrań.
- Co my tu robimy? - odezwałam się.
- Pozwoliłem ci się odezwać, suko? - rzekł takim zimnym tonem, że już nie miałam zamiaru nic więcej mówić. - Możesz coś sobie wybrać z tych ubrań - pokazał ręką na ubrania wokół nas. Były to spódnice do kostek, swetry, chusty, kapelusze, suknie do ziemi lub bluzki z długim rękawem. Żadnej pary spodni. Nie miałam zamiaru chodzić w spódnicach do ziemi... - A raczej nie możesz, a musisz. Dzisiaj wieczorem idziemy na potańcówkę - rzekł, a mi zabrakło powietrza. "Co?" - Musisz wybrać którąś z sukni, ponieważ u nas w domu są tylko te czarne - miał obojętną minę. "Wolałabym zdecydowanie te czarne niż jakąś do ziemi..." "Chociaż w dupie to mam jak będę wyglądać." - Ciągnął mnie do coraz to innych sukni. W pewnym momencie zabrakło mi oddechu. Zobaczyłam najpiękniejszą suknię na świecie! Niebieska, do ziemi, z różnymi zdobieniami.


Stałam przed nią minutę, może dwie.
- T-ta jest ładna - wydukałam, bojąc się, że zaraz coś zrobi. Podszedł do niej i dotknął materiału.
- Więc bierzemy. Będziesz wyglądała w niej jak księżniczka - powiedział, uśmiechając się, a mnie zemdliło. Mogłam nie stać przed nią. Będę wyglądała za dobrze, dla niego. Podał ją sprzedawcy, ten powiedział cenę i zapakował. - Teraz wybierzesz sobie buty i jakąś biżuterię - pociągnął mnie za rękę. Szłam posłusznie i obserwowałam cały jarmark. Było ty tak kolorowo! Gdybym tu była na wakacjach, a nie uprowadzona...

*2 godziny później*
Nareszcie wróciliśmy... Już mi się tam nudziło, ale Jackson tylko na mnie warczał, gdy chciałam coś powiedzieć. Niestety, a może i stety, bo mówił, że w domu będę miała karę... Nie miałam żadnej okazji do ucieczki. Nadal czuję się poniżona, tym, co zrobił mi przed wyjściem...
- Mamy jeszcze czas do wieczora - powiedział i uśmiechnął się złowrogo. Ciarki mi przeszły po plecach. Zaczął się do mnie zbliżać. Naparł na mnie całym ciałem i zaczął całować moją szyję. Chciałam się wyrwać, ale popchnął mnie na ścianę i przygwoździł moje nadgarstki do ściany. Gdy chciał zdjąć mi bluzkę usłyszałam moje wybawienie - dzwonek do drzwi. Serce zaczęło mi bić normalnie, puścił mnie. - Kurwa mać - syknął. - Nie ruszaj się stąd - i poszedł. Było tak blisko, żeby kolejny raz to zrobił. Łzy napłynęły mi do oczu. Wiedziałam, że teraz zamyka on drzwi z korytarza do kuchni i te drugie na klucz, więc tak nie miałam szans. Wbiegłam do łazienki i zamknęłam się od środka. Nie myśląc, co robię, wzięłam szczotkę z szuflady pod umywalką i uderzyłam nią w lustro. Rozbryzgało się na malutkie kawałeczki. Podeszłam do nich i kucając, znalazłam kawałek lustra odpowiedniej wielkości. Usiadłam na podłodze i podwinęłam rękawy w bluzie. Przejechałam szkłem po ręku, poziomo.
- Ała - syknęłam z bólu, jednak to nie powstrzymało mnie nad dalszym cięciem. Po chwili miałam już cały rząd kresek przecinających moją skórę. Krew zaczęła mi wypływać, a ja czułam się błogo. Nie czułam bólu psychicznego, tylko fizyczny.
- Julie! - "Pierwszy raz powiedział do mnie po imieniu" pomyślałam i uśmiechnęłam się szyderczo. - Otwórz! Słyszysz?! Co ty tam robisz?! - krzyczał, a ja oparłam się o wannę i obserwowałam krew, która powoli wypływała z moich ran i kapała na podłogę i moje spodnie. - Zaraz wyważę drzwi i wtedy się policzymy! - jego ton głosu był taki zimny, że gdyby nie to, że zajęłam się obserwowaniem mojej ręki to bym się wystraszyła. Po chwili poczułam się słabo i zaczęłam widzieć przez mgłę. Potem odpłynęłam...

*******************************************************************************************
To jednak jest ostatni rozdział w tym roku :( I dlatego starałam się napisać jak najdłużej. Mam co do niego średnie odczucia, nie podoba mi się za bardzo... Ale opinię zostawiam Wam. A no i mam taką prośbę, jeżeli już komentujecie to powiedzcie coś więcej o rozdziale, a nie tylko "Fajny, kiedy next?", bo to tak smutno, że ja się produkuje, a ktoś napisze 3 słowa:( Do następnego ♥

8 komentarzy:

  1. o mamuniu, jaki genialny *-* taki... inny, nigdy przedtem takiego nie czytałam hihi, serio, kocham twój blog lskkcksk ale czekam na austina co zrobi jak się dowie że przez jack'a julie się pocięła, mmmm zapowiada się zajebiście huhu czekam na nowy, mam nadzieję ze będzie szybko uhuhu
    kolejna robi ten błąd xd zjadasz ostatnie literki! sprawdzaj czy masz wszystkie, bo potem trzeba się domyślać xd
    ilysm ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś taka kochana ❤
      Wiem, wiem, że zjadam ostatnie literki, ale tak to jest jak dodaję na szybko, nie sprawdzając. Postaram się to zmienić.
      Ilyt x

      Usuń
  2. omg naprawdę wspaniały rozdział<3 genialnie piszesz<3 to jest najlepsze opowiadanie o Ausie jakie czytałam ♥ jestem ciekawa co będzie dalej :) czekamy na nowy rozdział <3 ily ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku :') ten komentarz sprawił, że się popłakałam ze wzruszenia, naprawdę ❤
      Ily bardziej misia :**

      Usuń
  3. Boski kocham po prostu tego bloga. Zgadzam się z Agatą na temat reakcji Austina na to że Julie się pocieła :( Nawet nie chce wiedz jaka będzie jego reakcja gdy się dowie co on jej zrobił . Piszesz bosko pisz tak dalej :*

    OdpowiedzUsuń