niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział XXI

*3 miesiące później*
Dzisiaj jest sobota. Mamy początek czerwca, pogoda jest cudowna, jak to w San Antonio. Codziennie świeci słońce i jest gorąco, czasem nawet, tak jak dziś, ponad 30° C. Kocham takie upały.
Praktycznie zapomniałam już o tym wszystkim, o Jacksonie. Już nawet myśl o nim nie sprawia mi bólu. Pani psycholog odegrała w tym kluczową rolę. To jej zasługa.
Każdy dzień spędzam z Austin'em, a z Rose też widuję się bardzo często. Caroline, Alex i David odwiedzają mnie i fantastycznie spędzamy razem czas.
Te moje nauki wcale nie są złe. O wiele łatwiej coś zrozumieć, gdy nauczyciel tłumaczy to tylko tobie, a nie całej klasie. Cieszę się, że takie lekcje mogę mieć.

Otworzyłam oczy i przeciągnęłam się zaspana. Podniosłam mój telefon z komody i sprawdziłam godzinę: 10:36. "To sobie pospałam" pomyślałam. Wstałam z łóżka i powoli weszłam do garderoby. Wybrałam ubranie i wyjęłam z szafki bieliznę.



Wzięłam to ze sobą do łazienki. Szybki prysznic, suszenie włosów, ubranie się, robienie delikatnego makijażu, rozczesanie włosów i gotowe. Zeszłam na dół i nie zastałam nikogo. Na stole leżała karteczka:
"Jesteśmy z Lily u pani Johnson. Wrócimy około 11.00. Zrób sobie coś do jedzenia, słonko.
Mama"
Uniosłam lekko głowę, żeby spojrzeć na zegar wiszący na ścianie. 10:58, zaraz powinni być. Wyjęłam z szafki miskę, płatki i mleko i przygotowałam sobie śniadanie. Jedząc, przeglądałam na telefonie Instagrama. Widziałam kilka nowych zdjęć mojego ulubionego zespołu - One Direction. Gdy już zjadłam i miałam zamiar iść na górę, usłyszałam, że mama i Lily wróciły. Siostrzyczka, gdy tylko mnie ujrzała rzuciła się w moje ramiona. Przytuliłam ją. Tak szybko rosła. Miała już prawie 6,5 lat. Miała śliczne brązowe włoski, sięgające jej do pasa, lekko zakręcone i zielone oczka. Była totalnym odzwierciedleniem taty. Ja natomiast byłam podobna do mamy.
- Kiedy wstałaś? - usłyszałam pytanie od mojej rodzicielki, kiedy Lily pobiegła bawić się z Harry'm, który także sporo urósł.
- Z pół godziny temu - zaśmiałam się. - Idę na górę - poinformowałam ją, na co pokiwała głową. Będąc już w swoim pokoju, wzięłam laptopa na kolana i weszłam na facebook'a. Poprzeglądałam aktualności i potem otworzyłam Twittera. W czasie pisania tweet'a, poczułam wibrację mojego telefonu. Wyciszyłam muzykę w laptopie, którą uprzednio włączyłam i zobaczyłam, że dzwoni mój ukochany chłopak.
- Hej, skarbie - usłyszałam po naciśnięciu zielonej słuchawki.
- Hej, misiu, co jest? - zapytałam.
- Ty mi jesteś - odpowiedział poważnie, a ja się zaśmiałam. - Nie no, chciałem ci przypomnieć, że dziś po południu idziemy nad rzekę! - oznajmił wesoło.
- Pamiętam - uśmiechnęłam się. - Przyjedziesz po mnie, tak?
- Tak, tak - powiedział nadal radośnie.
-  A co ty taki szczęśliwy? - zapytałam zaciekawiona.
- Mam chwilę odpoczynku od nagrań i szkoły i zamierzam spędzić dzisiejszy dzień z moją cudowną dziewczyną i przyjaciółmi, więc jak mógłbym nie być szczęśliwy? - zagruchał.
- Och, jakiś ty słodki - zaśmiałam się.
- Ty jesteś słodsza - powiedział szybko. - Kończę, bo muszę iść dalej nagrywać. Pa skarbie - pożegnał się.
- Paa - odpowiedziałam. Powróciłam do pisania tweet'a o tym, jak dziś spędzę fantastycznie dzień. Postanowiłam wejść na You Tube i obejrzeć po raz setny teledysk piosenki Austin'a, którą napisał dla mnie. Gdy pierwszy raz usłyszałam ją popłakałam się ze szczęścia. Nadal mnie ona wzrusza. Mahone jest taki słodki, ta piosenka jest cudowna. Sam jej tytuł "All I Ever Need" mówi wszystko. Gdy słuchałam jej popłynęła mi jedna samotna łza. Jestem szczęściarą, że mam takiego kochanego chłopaka.
Siedziałam tak z laptopem już z godzinę, oglądając teledyski Austin'a i stare filmiki, które nagrywał kiedyś z Alex'em. Uśmiałam się przy tym. W końcu wyłączyłam laptop i postanowiłam posprzątać. Zaczęłam od swojego pokoju, potem łazienka i pokój Lily. Ogólnie całe piętro. Odkurzałam, ścierałam kurze, ubrania układałam i u siostry sprzątałam zabawki. Przyznam, że męczącą to było. Lily ma tysiące zabawek i codziennie większością się bawi. Zaśmiałam się z tego i poszłam do łazienki. Złapałam pierwszą lepszą gumkę i spięłam włosy w luźnego koka. Następnie skierowałam się do pokoju, aby naszykować rzeczy, bo była już 13. Do torby włożyłam ręcznik, krem do opalania, butelkę wody i bieliznę. Poszłam do łazienki i pod ubrania założyłam strój kąpielowy (niebieski).


Zarzuciłam torbę na ramię i zeszłam na dół. Mama siedziała na kanapie i przeglądała magazyn modowy, a Lily bawiła się obok lalkami Barbie.
- Mamo - powiedziałam i siadłam obok niej, a ta spojrzała na mnie. - Idę z Austin'em, Rose i resztą nad rzekę.
- Okej, ale uważaj na siebie - uśmiechnęła się lekko.
- Jasne - odwzajemniłam uśmiech. W tym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi. Nim zdążyłam wstać, Lily już otwierała drzwi.
- Austin! - usłyszałam jej wesoły głos. Czy wspominałam, że moja siostra go uwielbia? Zresztą chłopak też ją bardzo lubi. W salonie pojawiła się Lily, ciągnąca za sobą, za rękę Austin'a. Chłopak miał na twarzy uśmiech.
- Dzień dobry, pani Sophie - przywitał się ładnie.
- Cześć, Austin - moja mama skierowała do niego uśmiech. Jestem jedną z tych szczęściar, których rodzice lubią ich chłopaka.
- Austin, pobawisz się ze mną? - zapytała słodko moja siostra.
- Chciałbym kochanie, ale zabieram teraz gdzieś twoją siostrą - odpowiedział, a przy drugiej części zdania spojrzał na mnie. Jego oczy wyrażały uczucie. Wstałam i podeszłam do niego. Dałam mu szybkiego buziaka w usta i kucnęłam do poziomu mojej siostry.
- Lily, kiedy indziej Austin się z tobą pobawi. Teraz my idziemy. Pobaw się z Harry'm - powiedziałam jej i ją przytuliłam. Pożegnaliśmy się z moją mamą i skierowaliśmy się w stronę drzwi.
- Ślicznie wyglądasz - powiedział, zerkając na mnie. Mimo, że mówił mi to często nadal przyprawiało mnie to o rumieńce. - A jeszcze śliczniej, gdy się rumienisz - zaśmiał się. - Daj mi tę torbę.
- Przecież to tylko kilka metrów, poradzę sobie - spojrzałam na niego z rozbawieniem. Chciał już coś powiedzieć, ale go uciszyłam. - Dam radę, naprawdę - zaśmiałam się i wyszliśmy na zewnątrz. Będąc tam, nie zdążyłam zrobić żadnego kroki, a zostałam przyparta do ściany. Austin oparł ręce po obu stronach mojej głowy i spojrzał na mnie z cwanym uśmiechem.
- I co teraz? - zapytał niskim, seksownym głosem.
- No nie wiem, chyba jestem w pułapce - zaśmiałam się i objęłam go rękoma za szyję. Wpił się w moje usta, łapiąc mnie w talii. Muszę przyznać, że był mistrzem całowania. Nasze języki tańczyły taniec namiętności, gdy zabrakło mi tchu. Odkleiłam się od niego i oparłam moje czoło o jego. Patrzyliśmy tak sobie chwilę w oczy.
- Wiesz, że cię kocham? - zapytał słodko.
- Wiem - rzekłam i dałam mu szybkiego buziaka. - Chodź, bo pewnie już wszyscy są - złapałam go za rękę i poprowadziłam do skutera, którym przyjechał. Podał mi kask i założyłam go sprawnie. Usiadłam, a chłopak przede mną. Objęłam go mocno w pasie i ruszyliśmy. Gdy tak jechaliśmy przypomniało mi się, kiedy pierwszy raz jechałam z nim na skuterze. Było to wtedy, gdy zabrał mnie na paintball. To było tak dawno, bo ponad 10 miesięcy temu, a wydaje mi się jakby to było wczoraj. W końcu dotarliśmy na miejsce. Było tu ślicznie. Przejrzysta woda, a wokół zielone drzewa. Piasek był jasno żółtego koloru. Wszyscy już byli. Rose siedziała na kocu z Alex'em i rozmawiali, a Caroline z Davidem kierowali się w stronę wody.
- Hej, wszystkim! - krzyknął Austin, zdejmując kask.
- Hejka! - także się przywitałam. Wszyscy spojrzeli na nas. Dziewczyny podbiegły i mnie przytuliły.
- Nareszcie jesteście - powiedział Alex. - Co wy tam robiliście? - zaśmiał się. Spojrzałam na Austin'a. Podszedł do mnie.
- A to już nasza sprawa - objął mnie ramieniem. Zachichotałam. Po chwili rozebraliśmy się z bluzek i spodenek i zostaliśmy w samym stroju. Rozłożyliśmy koc, który Austin zabrał ze sobą. Słońce dawało przyjemny żar.
- Julie! Chodź do wody! - zawołała Rose. Ona, Alex, David i Caroline pluskali się w rzecze, drąc się jak nienormalni. Na szczęście nie było nikogo oprócz nas. Austin leżał obok mnie na kocu.
- Później! - odkrzyknęłam.
- Dawaj skarbie - usłyszałam głos mojego chłopaka. Zdjęłam okulary przeciwsłoneczne i spojrzałam na niego. Stał nade mną i uśmiechał się słodko.
- Ale tu jest tak cieplutkoo - przeciągnęłam. - A woda pewnie jest zimna.
- Nie dowiesz się jak nie sprawdzisz - nie dawał za wygraną.
- Uparty to ty jesteś - zaśmiałam się i wstałam. - Ale no... będzie mi tak ziimno - zatrzęsłam się teatralnie.
- Julie - chłopak spojrzał na mnie z politowaniem. - To wskakuj. Mi pierwszemu będzie zimno - zaproponował, po czym odwrócił się tyłem. Tylko chwilę rozważałam tę propozycję.
- Jestem ciężka - ostrzegłam.
- Wskakuj - wywrócił oczami.
- Nie mów, że nie ostrzegałam - powiedziałam i wskoczyłam mu na barana, a on się zaśmiał. Powoli zaczęliśmy się kierować w stronę wody.
- No! - krzyknął David. Pomachałam im, szczerząc się.
- Tej to dobrze - oburzyła się Rose, oczywiście dla żartów.
- Kochanie, też cię mogę tak wnieść jeśli chcesz - wyszczerzył się do niej Alex, a my się zaśmialiśmy.
- Nie musisz - odpowiedziała dziewczyna i go pocałowała. Austin już był w wodzie, a mnie dzieliły milimetry, żebym jej dotknęła.
- Bardzo zimna? - zapytałam mojego chłopaka. Rose i Alex oraz Caroline i David byli zajęci sobą.
- Nie - odpowiedział, uśmiechając się, a po chwili poczułam zimno. Moje nogi, z każdym krokiem chłopaka, zaczęły być coraz bardziej zimne. Dopadła mnie gęsia skórka.
- Dalej dam radę sama - zakomunikowałam i zeskoczyłam z Austin'a wprost do zimnej wody. Pisnęłam. Wszyscy się ze mnie zaśmiali. Byłam zanurzona do szyi.
- I jak? - zapytał mnie Mahone.
- Wiesz... - zaczęłam i pokazałam gestem ręki, żeby się przybliżył. - Bo... - i go ochlapałam. Zaczęłam śmiać się w głos.
- Ty - powiedział, próbując być groźny. - Pożałujesz tego! - krzyknął żartobliwie i przybliżając mnie, podniósł do góry. Oplotłam go swoimi nogami w pasie. Obniżył mnie lekko w dół.
- Nadal jesteś taka cwana? - zapytał z dumnym uśmiechem. Moja głowa znajdowała się kilka centymetrów od wody.
- Austin! - pisnęłam. - Już nie będę - powiedziałam i złożyłam usta w podkówkę. Nie miałam się nawet czego złapać. Można powiedzieć, że moje życie zależało od niego, haha.
-No nie wiem - udał, że się zastanawia, a po chwili obniżył mnie bardziej. Końcówki moich włosów już znajdowały się w wodzie. Zapiszczałam, gdy poczułam zimną wodę na skórze głowy. - Przeproś, a cię puszczę - rzekł.
- Przeeepraszaam -  spełniłam jego rozkaz. Podniósł mnie do góry, po czym postawił na ziemię. Wpił się w moje usta, łapiąc mnie w pasie. Po chwili pośliznął się, a, że trzymał mnie to poleciałam z nim do wody. Szybko się wynurzyłam, ale spostrzegłam, że nie ma chłopaka, Wystraszyłam się i zaczęłam rozglądać się na boki. Caroline, Rose, David i Alex siedzieli już na kocach. Po chwili poczułam wciąganie pod wodę. Zdążyłam złapać oddech. Gdy pod wodą otworzyłam oczy, zobaczyłam Austin'a. Pogroziłam mu palcem, a on się szczerzył. Podpłynął bliżej mnie i tym razem ja zaczęłam go całować. Szybko to odwzajemnił, ale po chwili zabrakło nam powietrza, więc się wynurzyliśmy.
- Zawsze marzyłem o pocałunku w wodzie - zaświergotał, a ja uśmiechnęłam się na myśl, że spełniłam jego marzenie.
- Głupi jesteś - pokazałam mu język. - Naprawdę się wystraszyłam - zrobiłam smutną minkę.
- Ze mną nic ci nie grozi - dał mi buziaka. Chlapaliśmy się jeszcze z 10 minut. Potem wyszliśmy na brzeg. Mój chłopak mnie obejmował.
- Żyjecie? - zaśmiał się David.
- Chyba - zawtórował mu Austin. Ja pokazałam mu palec do góry, czyli znak, ze jest okej. Usiedliśmy na kocu.
- Co jutro robimy? - zapytała Rose.
- Szczerze to nie myśleliśmy nad tym - wzruszył ramionami Alex. Nagle wpadł mi do głowy pomysł.
- A może... - zaczęłam tajemniczo. - Pójdziemy na Paintball?! - wyszczerzyłam się. Od razu przypomniała mi się nasza pierwsza przygoda z tym.
- Taaak - ucieszyli się wszyscy.
- Pamiętam jak pierwszy raz byliśmy na tym taką ekipą - wspomniał Austin. "Czy on naprawdę czyta mi w myślach?"
- O tak, było super - odezwała się Car.
- Wygraliście wtedy - wskazałam palcem na David'a i Caroline, a oni się wyszczerzyli.
- To ustalone, co jutro robimy - podsumował Alex. Resztę czasu spędziliśmy na rozmowach i śmianiu się.

*Kilka godzin później*
Niedawno wróciłam do domu. Siedzimy właśnie z Austin'em w moim pokoju na łóżku. Jest 19:00.
- Jutro będzie super - uśmiechnęłam się.
- Też tak myślę - pocałował mnie w czoło.
- Wygram z tobą - pokazałam mu język.
- Słucham? - chciał być groźny, ale mu nie wyszło.
- Taka prawda, jesteś słaby - uniosłam się dumnie, drocząc się z nim.
- Ty! - wskazał na mnie palcem i zaczął mnie łaskotać.
- Nie, proszę - zaczęłam się śmiać. - Nie... łaskocz - mówiłam z przerwami na śmiech. - Prooszę - nie przestawał. Wpadłam na pomysł. Pokazałam palcami na okno. Zdezorientowany chłopak spojrzał w tamtą stronę, a mi udało mi się przeturlać na bok. Wykorzystałam jego chwilę nie uwagi i przewaliłam go tak, że leżał na łóżku. Usiadłam na nim okrakiem.
- Cwaniara - uśmiechnął się pod nosem. Trzymałam jego ręcę po obu stronach jego głowy. Zniżyłam się i wpiłam się w jego usta, to nigdy mi się nie znudzi. Odwzajemniał mój pocałunek. Nasze usta pasowały do siebie idealnie i pracowały zgodnie. Gdy nasze języki się spotkały, zrobiło mi się gorąco. W powietrzu czuć było namiętność, "Dlaczego mój chłopak musi być tak cholernie seksowny?"
- Julie, chodźcie na ko... - usłyszałam głos mojej mamy. Szybko zeskoczyłam z chłopaka. - Przepraszam - rzekła, stojąc w drzwiach i poszła.
- Jeezuu - uderzyłam się z otwartej ręki w czoło. Moje policzki przybrały kolor czerwony. Głupio mi było, że mama zobaczyła nas w takiej sytuacji.
- Ups - powiedział Austin wesoło. - Jesteś taka słodka z tymi czerwonymi polikami.
- Ta, jasne - wydukałam. - Głupia sytuacja.
- Troszkęę - przeciągnął i przybliżył mnie do siebie. - Nie myśl po prostu o tym - mówił, odgarniając mi włosy z twarzy.
- Spróbuję - zaśmiałam się, ale nadal dziwnie się czułam.
- Jesteś cudowna - gładził moje włosy.  - Ten pocałunek... Potrafisz podniecić - powiedział z uśmieszkiem, a ja zakrztusiłam się własną śliną.
- Głupek - uderzyłam go w ramię. - Chodź lepiej na tą, jak mniemam, kolację - zaśmiałam się z mojego chłopaka.

*3 godziny później*
Austin poszedł. Kolacja z moimi rodzicami przebiegła nam miło. Teraz siedzę z laptopem na kolanach i przeglądam Facebook'a. Austin dodał zdjęcie, które zrobiliśmy sobie nad rzeką. Uśmiechamy się tam, przyciskając do siebie policzki. "Chyba je sobie wywołam" pomyślałam. Gdy tak podziwiałam to piękne zdjęcie z podpisem "With my sweet girlfriend ♥", dostałam wiadomość.

[A- Amy, J - Ja]
A: Hej kochana :* Co tam u Was słychać?
J: Oo witaj Amy <3 Fajnie, fajnie :) A u Was?
A: Też. Super, że zaraz koniec roku szkolnego.
J: No też się cieszę. Skończy mi się nauczanie... Przyjeżdżacie w wakacje?
A: Jeśli będziemy mogły....
J: No oczywiście!
A: To chętnie :D
J: Może umówimy się kiedy na skype i tam to obgadamy?
A: Dobry pomysł. Ja wezmę Katy, a ty Rose :)
J: Taak ^^
A: Śliczne zdjecie dodał Austin :D
J: Och, dziękuję :* Byliśmy dzisiaj nad rzeką, było zabawnie, haha
A: Wierzę :) Tak wgl to Katy ma coś wam do przekazania :D
J: Co takiego? :o
A: Ma chłopaka... hihi
J: Ooo <3 Słodko
A: Pewnie jak będziemy na skype gadać to wam opowie. Muszę spadać, bo rodziców nie ma w domu i sama z Carl'em jestem, a krzyczy mi teraz, że jest głodny. Wiesz, jak to dziesięcioletnie dzieci, muszę mu coś przygotować xd
J: Spoko, rozumiem :) To papa, do kiedyś tam x
A: Pa Julie :*
[Koniec]

"Och, ta szalona Amy" zaśmiałam się. Nie mogę się doczekać, kiedy do nas przyjadą. Będzie wspaniale, tak jak w tamtym roku. Zamknęłam laptopa i odłożyłam go na biurko. Wsunęłam się pod kołdrę i już miałam gasić lampkę, gdy dostałam sms'a.

Od: Austiś ♥
"Miłych snów księżniczko x"

Gdy to przeczytałam, uśmiech automatycznie wpłynął na moją twarz.

Do: Austiś ♥
"Nawzajem książe x"

Odpisałam i zgasiłam lampkę. Szybko zasnęłam, zmęczona dzisiejszym dniem...


****************************************************************************************************
Proszę o komentarze, chcę wiedzieć, co sądzicie:( Kocham i dziękuję ♥

piątek, 6 lutego 2015

Rozdział XX

*Kilka dni później*
Kolejny dzień, który będzie dla mnie męką. Nie patrzę w kalendarz. Nie wiem, czy jest poniedziałek, czy może piątek. Nie interesuję mnie to. Wiem tylko, że już dużo dni minęło. W końcu już ostatnie dni lutego. Rose jak przychodzi to opowiada o szkole w San Antonio. Austin chodzi do tej samej. To już ostatni rok, trzeci. Od kiedy wykrzyczałam wszystko Austin'owi nie powiedziałam nic, nawet jednego słowa. Chłopak był u mnie coraz rzadziej. Pewnie ma mnie już dość, ha. Rodzice wozili mnie do psychologa, co kilka dni. Nie odpowiadałam mu na nic. Nie pomógł mi. Nic mi nie pomoże. Staram się jeść, po tym, iż raz, gdy wstałam z łóżka upadłam, bo nie miałam po prostu siły. Dzisiaj planowałam szczególny dzień, mój ostatni. Mam wszystkiego dość, nie chce żyć. Podjęłam już decyzję.
Jest godzina 16:00, tata jest w pracy, a mama wyszła na chwilę z Lily. Teraz jest moja szansa. Wygramoliłam się powoli z łóżka i zeszłam schodami na dół. W szufladzie znalazłam to, czego potrzebowałam - całe opakowanie środków przeciwbólowych. Następnie skierowałam się do salonu i wzięłam butelkę whisky, leżącą wśród innych alkoholi. Weszłam po schodach na górę i po chwili byłam już w swoim pokoju. Usiadłam na łóżku. Wzięłam garść tabletek do ręki i zrobiłam kilka głębokich wdechów. Serce biło mi jak oszalałe. "Spokojnie" powtarzałam sobie. Przez chwilę się zawahałam, ale zaraz potem włożyłam tabletki do buzi. Odkręciłam butelkę alkoholu i popiłam nim wszystko. Przez chwilę się nic nie działo, ale zaraz potem poczułam ogromny ból. Łzy zaczęły mi lecieć. To tak cholernie bolało.
- Julie! - usłyszałam krzyk Austin'a. "No i po co on tu przyszedł?" pomyślałam i poczułam się bardzo słabo. Mroczki zaczęły pojawiać mi się przed oczami. Usłyszałam, że chłopak idzie na górę. Po chwili stał w drzwiach. - O Boże - wyszeptał i podbiegł do mnie. Położył moją głowę na swoich kolanach. - Julie! Coś ty zrobiła! - zauważyłam, że zaczyna płakać. Wyjął telefon z kieszeni i wybrał jakiś numer. Zrozumiałam, że zadzwonił po pogotowie. Odłożył telefon i podniósł mnie lekko, sadzając lekko na swoich kolanach i ułożył moją głowę na swojej klatce piersiowej. Zaczął głaskać moje włosy.
- Prze- przepraszam - wyjąkałam, czując, że już długo nie wytrzymam.
- Csii... Po prostu nie zamykaj oczu - szeptał mi, płacząc. Ja też płakałam, ale łzy powoli wypływały z moich oczu. - Skarbie, kocham cię. Nie rób mi tego. Nie zamykaj oczu. Dasz radę. Jesteś silna - mówił mi. - Jeszcze tylko chwila. Już zaraz przyjedzie karetka. Oddychaj głęboko - cały czas łzy spływały mu i lądowały na mojej twarzy. Czułam się źle. Nie z powodu tego, że bolało mnie całe ciało, ale dlatego, że mu to zrobiłam. Zaczęłam rozumieć, że przecież on mnie kocha. Ja go też. Muszę żyć. Muszę się ogarnąć. Dla niego, dla Rose i dla mojej rodziny. Tylko ich ranię, odpychając ich. Ale co jak po prostu nie umiem pozwolić komuś trzymać mnie za rękę? Chociaż teraz Austin przytula mnie i nie czuję obrzydzenia. Czuję bijącą od niego miłość i ciepło. To o czym marzyłam od zawsze. O takim chłopaku.
- Austin... - szeptam.
- Tak kochanie? - mówi, patrząc mi w oczy. Słyszę sygnał pogotowia ratunkowego.
- Nie zostawię cię. Będę walczyć, dla ciebie - udało mi się lekko uśmiechnąć poprzez łzy, a on zrobił to samo.
- Tak bardzo cię kocham... - wyszeptał i to było ostatnie, co usłyszałam. Potem była już tylko ciemność...

*Kilkanaście godzin później*
Zaczynam się budzić. Udaje mi się otworzyć oczy, mimo tej jasności. Znowu cztery białe ściany. Mam dość szpitali. Znowu jestem podłączona do czegoś. Czuję smutek. "Dlaczego ja to im zrobiłam...? Dlaczego ja byłam dla nich taka zimna, samolubna...?" Po chwili usłyszałam otwieranie się drzwi.
- Hej słonko - to moja mama. Podeszła i zauważyłam, że chciała pogładzić mnie po policzku, ale zabrała rękę. Uśmiechnęłam się lekko do niej. - Miałaś płukanie żołądka. Na szczęście wszystko się udało. Nawet już za kilka dni zdejmą ci bandaż, bo żebro się już praktycznie zrosło - widziałam łzy w jej oczach, gdy to mówiła. - Teraz będzie już tylko dobrze - szepnęła i jedna, samotna łza popłynęła po jej poliku. Podniosłam powoli rękę i starłam jej łzę. Uśmiechała się do mnie. Zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu Mahone'a. - Austin tak bardzo chciał być przy tobie. Ale musiał iść do szkoły. Nie chciał, ale mu kazaliśmy. I tak już wiele dni opuścił przez to wszystko... - powiedziała. "To wszystko przeze mnie" pomyślałam z bólem serca. - Nie długo stąd wyjdziesz, słonko, jeszcze tylko dwa dni.
Po jakichś 20 minutach mama poszła, a ja zasnęłam. Obudził mnie cichy głos. Nie otwierałam oczu, bo chciałam posłuchać.
- Przepraszam, kochanie. Tak mi przykro, że nie mogłem być obok ciebie, kiedy to wszystko się działo, że nie mogłem go powstrzymać. Teraz to najchętniej bym go zabił. Szukałem go, ale potem okazało się, że policja go złapała. Siedzi teraz w więzieniu i będzie tam długo - słyszałam w głosie Austin'a nienawiść. - Gdybym wtedy po ciebie poszedł... To pewne by się to nie wydarzyło, wszystko było by dobrze. To moja wina. Nie zasługuję na ciebie. Kocham cię, najbardziej na świecie - szeptał. Ścisnęłam lekko jego dłoń, którą trzymał.
- Kocham cię - wypowiedziałam cicho. Na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech.
- Jesteś cudowna, najlepsza. Taki mój aniołek - zaśmiał się, a ja w duszy z nim. - Mam dość tej szkoły. Na szczęście to już ostatni rok i będę mógł zająć się muzyką. Ty skarbie pewnie zastanawiasz się, co będzie z twoją nauką - powiedział poważnie, a ja lekko pokiwałam głową. - Twoja mama powiedziała, że będziesz miała indywidualne nauczanie, żebyś nie musiała nadrabiać całego roku. Od marca będzie przychodził do ciebie nauczyciel i przez 5 dni w tygodniu po kilka godzin będzie cię uczył, aż do końca czerwca - powiedział. Po kilku minutach przyszła pielęgniarka.
- Musi pan już opuścić salę, bo już koniec czasu odwiedzin - zakomunikowała, a chłopak pokiwał głową.
- Proszę dać nam minutkę - wybłagał.
- Dobrze, ale tylko minutka - zaśmiała się i wyszła.
- Muszę już iść skarbie, do zobaczenia jutro, kocham cię - powiedział i pocałował mnie w czoło.
- Pa - pomachałam mu.

*Dzień później*
Dziś nareszcie wychodzę! Mam dość tej bieli i tego jedzenia. Jest piątek. Spakowałam wszystko i przebrałam się z okropnej koszuli.

Po chwili mama wparowała do sali.
- Hej słonko - rzekła radośnie. Uśmiechnęłam się do niej lekko. Pomimo tego, że staram się przywrócić wszystko do normy, jest mi ciężko. Nadal mówię mało, nie mam apetytu i pozwalam jedynie na trzymanie za rękę. Ale mam nadzieję, że z czasem będzie coraz lepiej.
Gdy jechałyśmy już samochodem, zauważyłam na zegarku, że była 10:00. Po kilku minutach zatrzymałyśmy się przed miejscem, którego nienawidziłam. Mama odwróciła się w moją stronę.
- Mamo - powiedziałam i przekręciłam głową na znak zaprzeczenia.
- Słonko, musisz tam iść. Lekarz powiedział, że teraz, kiedy bardziej się otwierasz, psycholog będzie kluczowy. Zrobiłam kwaśną minę, ale wysiadłam z samochodu i skierowałam się do budynku. Moim psychologiem była pani Hudgens. Miła kobieta, około czterdziestki.
- Dzień dobry Julie - przywitała mnie.
- Dzień dobry - odpowiedziałam cicho i usiadłam przez wskazane przez nią miejsce.
- Wiem, co się ostatnio wydarzyło... - spojrzała mi w oczy. - Ale teraz rozumiesz, że ta próba samobójcza była zła? - zapytała. Pokiwałam głową, naprawdę zrozumiałam, że to nie jest wyjście. - To nigdy nie rozwiązuje problemów. One zawsze czekają na ciebie - mówiła. Spędziłam tam dwie godziny. Dzisiaj już odpowiadałam jej, choć krótko, "tak" lub "nie". O umówionej godzinie przyjechała po mnie mama. Popytała trochę o wizytę. Muszę przyznać, że pani Hudgens zna się na tym, co robi. Dzięki niej zrozumiałam więcej rzeczy. Wróciłam do domu i usiadłam przy stole, czekając na obiad. Mama była bardzo zdziwiona, bo od tamtego wydarzenia w ogóle nie siedziałam na dole. Miałam apetyt, co było dziwne. Mama zrobiła dziś moje ukochane spaghetti. Jadłam powoli, ale wszystko. Widziałam tę radość w oczach matki i to było coś, co ogrzało moje serce. Po zjedzeniu udałam się na górę i położyłam się. Przyzwyczaiłam się do bezczynnego gapienia się w ścianę, więc i teraz to robiłam. Po jakimś czasie drzwi się otworzyły.
- Słoneczko moje! - usłyszałam melodyjny głos mojej kochanej przyjaciółki.
- Hej - powiedziałam cicho, odwracając się w jej stronę z małym uśmiechem. Przytuliła mnie, a ja to lekko odwzajemniłam. Wiedziała, że na razie nie może liczyć na nic więcej.
- W szkole było okej. Pan Wilhelm zapytał mnie dziś z ostatnich tematów i odpowiedziałam na 4! - ucieszyła się. Rose nigdy nie była najlepszą uczennicą, więc wiedziałam, że taka ocena jest dla niej bardzo cenna. Mimo tego, że mówiła to radośnie w jej głosie wyczułam smutek.
- Gratuluję - szepnęłam. - Jesteś... smutna? Coś się stało? - zapytałam.
- Nie ważne, teraz ty jesteś najważniejsza - uśmiechnęła się, ukazując swoje słodkie dołeczki.
- Nie, Rosalie - przekręciłam głową na prawo i lewo.
- No dobrze... - wiedziała, że nie ma żartów, gdy mówię jej pełne imię. - A więc... - zaczęła smutno, patrząc na barierkę łóżka. - Moi rodzice... oni... oni się rozwiedli! - krzyknęła rozpaczliwie. - Dwa dni temu. Pamiętasz dzień, w którym ci mówiłam, że chcą to zrobić? - zapytała, a ja przytaknęłam. - Kilka dni później się pogodzili i przez pewien czasu było dobrze. Potem znów zaczęli kłócić się o głupoty i stwierdzili, że to na pewno nie ma sensu... - mówiła ze łzami w oczach. - Teraz mieszkam z mamą. Tata przeprowadził się do samego centrum San Antonio... Już za nim tęsknię... - opuściła głowę w dół i zobaczyłam jak łza spływa jej po policzku, a po chwili kolejna.
- Hej - powiedziałam, podnosząc jej podbródek. - Patrz na mnie. Dasz radę, uwierz mi. Twój tata nie mieszka, aż tak daleko. Przynajmniej nie musisz słuchać ich kłótni - uśmiechnęłam się.
- Och Julie, ty we wszystkim znajdziesz jakieś pozytywy - powiedziała wzruszona i wtuliła się we mnie. Mocno ją przytuliłam i zamknęłam oczy, trwając w silnym uścisku z moją najlepszą przyjaciółką na świecie, którą traktowałam jak siostrę. Po kilkunastu sekundach usłyszałam otwieranie drzwi. Spojrzałam w tamtym kierunku, bo akurat ja siedziałam przodem do nich.
- No, no, co tu się dzieje - zaśmiał się Austin. Odkleiłyśmy się od siebie z Rose i przywitałyśmy się z chłopakiem. Dał mi buziaka w polik.
- Jak było w szkole? - zapytałam chłopaka.
- Nawet okej - wzruszył ramionami. - Przyszedłem tylko na jakieś pół godziny niestety, potem muszę coś załatwić - powiedział smutny. Pokiwałam głową na znak zrozumienia.
- Ja już lecę. Nie będę wam przeszkadzać - zakomunikowała moja przyjaciółka.
- Nie prze... - zaczęłam, ale przerwano mi.
- Julie, wiem swoje. Pa - dała mi buziaka i już jej nie było. Spojrzałam na Austin'a pytająco, a on tylko wzruszył ramionami.
- Może się spotyka dziś z Alex'em.
- Co? To oni są razem? - zapytałam zdziwiona.
- No tak... Rose bardzo przeżywała, sama wiesz co... - powiedział delikatnie i patrzył na mnie. Kiwnęłam głową na znak, żeby kontynuował. Chodziło oczywiście o moje porwanie. - Wtedy Alex był cały czas przy niej, opiekował się nią. Tak naprawdę to dopiero, gdy się odnalazłaś zaczęli być na serio razem - opowiedział. Poczułam ciepło w sercu. Bardzo się cieszyłam ze szczęścia przyjaciółki. Wiedziałam, że Alex jest kochany i dobry, więc będzie dla niej idealny. Nie mówiłam nic, tylko uśmiechnęłam się szczerze do chłopaka. Przybliżył się do mnie i mnie przytulił. Wtuliłam się w niego. Czułam się tak jak kiedyś. Motyle wirowały mi w brzuchu. Jego silne ramiona zapewniały mi bezpieczeństwo. Wiedziałam, że jeżeli będę z nim gdziekolwiek, nic mi się nie stanie. Był moją podporą, moim światłem w ciemności. Wszystkie moje uczucia względem niego odżyły podwójnie. Nie bałam się już jego dotyku, tylko tego pragnęłam. Pragnęłam być w jego ramionach całe życie. Kochałam to, kochałam go. Podniosłam głowę lekko do góry i wzrokiem odnalazłam jego usta. Zbliżyłam swoje do nich. Musnęłam je. Chłopak być zaskoczony, ale szybko odwzajemnił pocałunek. Trwało to tylko kilka sekund, ale czułam w tym pocałunek ogromne uczucie. Ze strony Austin'a czułam ogromną miłość. Kocham go najbardziej na świecie.

*****************************************************************************************************
Hej kochani! Będę starałam się teraz dodawać dłuższe rozdziały. Dziękuję za tyle komentarzy pod tamtym rozdziałem ♥ To tak bardzo motywuje ♥
Mam tylko taką prośbę, żeby anonimki się podpisywały, imieniem lub nickiem. Chciałabym wiedzieć kto powoduje uśmiech na moim ustach (:
Do następnego :*