piątek, 6 lutego 2015

Rozdział XX

*Kilka dni później*
Kolejny dzień, który będzie dla mnie męką. Nie patrzę w kalendarz. Nie wiem, czy jest poniedziałek, czy może piątek. Nie interesuję mnie to. Wiem tylko, że już dużo dni minęło. W końcu już ostatnie dni lutego. Rose jak przychodzi to opowiada o szkole w San Antonio. Austin chodzi do tej samej. To już ostatni rok, trzeci. Od kiedy wykrzyczałam wszystko Austin'owi nie powiedziałam nic, nawet jednego słowa. Chłopak był u mnie coraz rzadziej. Pewnie ma mnie już dość, ha. Rodzice wozili mnie do psychologa, co kilka dni. Nie odpowiadałam mu na nic. Nie pomógł mi. Nic mi nie pomoże. Staram się jeść, po tym, iż raz, gdy wstałam z łóżka upadłam, bo nie miałam po prostu siły. Dzisiaj planowałam szczególny dzień, mój ostatni. Mam wszystkiego dość, nie chce żyć. Podjęłam już decyzję.
Jest godzina 16:00, tata jest w pracy, a mama wyszła na chwilę z Lily. Teraz jest moja szansa. Wygramoliłam się powoli z łóżka i zeszłam schodami na dół. W szufladzie znalazłam to, czego potrzebowałam - całe opakowanie środków przeciwbólowych. Następnie skierowałam się do salonu i wzięłam butelkę whisky, leżącą wśród innych alkoholi. Weszłam po schodach na górę i po chwili byłam już w swoim pokoju. Usiadłam na łóżku. Wzięłam garść tabletek do ręki i zrobiłam kilka głębokich wdechów. Serce biło mi jak oszalałe. "Spokojnie" powtarzałam sobie. Przez chwilę się zawahałam, ale zaraz potem włożyłam tabletki do buzi. Odkręciłam butelkę alkoholu i popiłam nim wszystko. Przez chwilę się nic nie działo, ale zaraz potem poczułam ogromny ból. Łzy zaczęły mi lecieć. To tak cholernie bolało.
- Julie! - usłyszałam krzyk Austin'a. "No i po co on tu przyszedł?" pomyślałam i poczułam się bardzo słabo. Mroczki zaczęły pojawiać mi się przed oczami. Usłyszałam, że chłopak idzie na górę. Po chwili stał w drzwiach. - O Boże - wyszeptał i podbiegł do mnie. Położył moją głowę na swoich kolanach. - Julie! Coś ty zrobiła! - zauważyłam, że zaczyna płakać. Wyjął telefon z kieszeni i wybrał jakiś numer. Zrozumiałam, że zadzwonił po pogotowie. Odłożył telefon i podniósł mnie lekko, sadzając lekko na swoich kolanach i ułożył moją głowę na swojej klatce piersiowej. Zaczął głaskać moje włosy.
- Prze- przepraszam - wyjąkałam, czując, że już długo nie wytrzymam.
- Csii... Po prostu nie zamykaj oczu - szeptał mi, płacząc. Ja też płakałam, ale łzy powoli wypływały z moich oczu. - Skarbie, kocham cię. Nie rób mi tego. Nie zamykaj oczu. Dasz radę. Jesteś silna - mówił mi. - Jeszcze tylko chwila. Już zaraz przyjedzie karetka. Oddychaj głęboko - cały czas łzy spływały mu i lądowały na mojej twarzy. Czułam się źle. Nie z powodu tego, że bolało mnie całe ciało, ale dlatego, że mu to zrobiłam. Zaczęłam rozumieć, że przecież on mnie kocha. Ja go też. Muszę żyć. Muszę się ogarnąć. Dla niego, dla Rose i dla mojej rodziny. Tylko ich ranię, odpychając ich. Ale co jak po prostu nie umiem pozwolić komuś trzymać mnie za rękę? Chociaż teraz Austin przytula mnie i nie czuję obrzydzenia. Czuję bijącą od niego miłość i ciepło. To o czym marzyłam od zawsze. O takim chłopaku.
- Austin... - szeptam.
- Tak kochanie? - mówi, patrząc mi w oczy. Słyszę sygnał pogotowia ratunkowego.
- Nie zostawię cię. Będę walczyć, dla ciebie - udało mi się lekko uśmiechnąć poprzez łzy, a on zrobił to samo.
- Tak bardzo cię kocham... - wyszeptał i to było ostatnie, co usłyszałam. Potem była już tylko ciemność...

*Kilkanaście godzin później*
Zaczynam się budzić. Udaje mi się otworzyć oczy, mimo tej jasności. Znowu cztery białe ściany. Mam dość szpitali. Znowu jestem podłączona do czegoś. Czuję smutek. "Dlaczego ja to im zrobiłam...? Dlaczego ja byłam dla nich taka zimna, samolubna...?" Po chwili usłyszałam otwieranie się drzwi.
- Hej słonko - to moja mama. Podeszła i zauważyłam, że chciała pogładzić mnie po policzku, ale zabrała rękę. Uśmiechnęłam się lekko do niej. - Miałaś płukanie żołądka. Na szczęście wszystko się udało. Nawet już za kilka dni zdejmą ci bandaż, bo żebro się już praktycznie zrosło - widziałam łzy w jej oczach, gdy to mówiła. - Teraz będzie już tylko dobrze - szepnęła i jedna, samotna łza popłynęła po jej poliku. Podniosłam powoli rękę i starłam jej łzę. Uśmiechała się do mnie. Zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu Mahone'a. - Austin tak bardzo chciał być przy tobie. Ale musiał iść do szkoły. Nie chciał, ale mu kazaliśmy. I tak już wiele dni opuścił przez to wszystko... - powiedziała. "To wszystko przeze mnie" pomyślałam z bólem serca. - Nie długo stąd wyjdziesz, słonko, jeszcze tylko dwa dni.
Po jakichś 20 minutach mama poszła, a ja zasnęłam. Obudził mnie cichy głos. Nie otwierałam oczu, bo chciałam posłuchać.
- Przepraszam, kochanie. Tak mi przykro, że nie mogłem być obok ciebie, kiedy to wszystko się działo, że nie mogłem go powstrzymać. Teraz to najchętniej bym go zabił. Szukałem go, ale potem okazało się, że policja go złapała. Siedzi teraz w więzieniu i będzie tam długo - słyszałam w głosie Austin'a nienawiść. - Gdybym wtedy po ciebie poszedł... To pewne by się to nie wydarzyło, wszystko było by dobrze. To moja wina. Nie zasługuję na ciebie. Kocham cię, najbardziej na świecie - szeptał. Ścisnęłam lekko jego dłoń, którą trzymał.
- Kocham cię - wypowiedziałam cicho. Na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech.
- Jesteś cudowna, najlepsza. Taki mój aniołek - zaśmiał się, a ja w duszy z nim. - Mam dość tej szkoły. Na szczęście to już ostatni rok i będę mógł zająć się muzyką. Ty skarbie pewnie zastanawiasz się, co będzie z twoją nauką - powiedział poważnie, a ja lekko pokiwałam głową. - Twoja mama powiedziała, że będziesz miała indywidualne nauczanie, żebyś nie musiała nadrabiać całego roku. Od marca będzie przychodził do ciebie nauczyciel i przez 5 dni w tygodniu po kilka godzin będzie cię uczył, aż do końca czerwca - powiedział. Po kilku minutach przyszła pielęgniarka.
- Musi pan już opuścić salę, bo już koniec czasu odwiedzin - zakomunikowała, a chłopak pokiwał głową.
- Proszę dać nam minutkę - wybłagał.
- Dobrze, ale tylko minutka - zaśmiała się i wyszła.
- Muszę już iść skarbie, do zobaczenia jutro, kocham cię - powiedział i pocałował mnie w czoło.
- Pa - pomachałam mu.

*Dzień później*
Dziś nareszcie wychodzę! Mam dość tej bieli i tego jedzenia. Jest piątek. Spakowałam wszystko i przebrałam się z okropnej koszuli.

Po chwili mama wparowała do sali.
- Hej słonko - rzekła radośnie. Uśmiechnęłam się do niej lekko. Pomimo tego, że staram się przywrócić wszystko do normy, jest mi ciężko. Nadal mówię mało, nie mam apetytu i pozwalam jedynie na trzymanie za rękę. Ale mam nadzieję, że z czasem będzie coraz lepiej.
Gdy jechałyśmy już samochodem, zauważyłam na zegarku, że była 10:00. Po kilku minutach zatrzymałyśmy się przed miejscem, którego nienawidziłam. Mama odwróciła się w moją stronę.
- Mamo - powiedziałam i przekręciłam głową na znak zaprzeczenia.
- Słonko, musisz tam iść. Lekarz powiedział, że teraz, kiedy bardziej się otwierasz, psycholog będzie kluczowy. Zrobiłam kwaśną minę, ale wysiadłam z samochodu i skierowałam się do budynku. Moim psychologiem była pani Hudgens. Miła kobieta, około czterdziestki.
- Dzień dobry Julie - przywitała mnie.
- Dzień dobry - odpowiedziałam cicho i usiadłam przez wskazane przez nią miejsce.
- Wiem, co się ostatnio wydarzyło... - spojrzała mi w oczy. - Ale teraz rozumiesz, że ta próba samobójcza była zła? - zapytała. Pokiwałam głową, naprawdę zrozumiałam, że to nie jest wyjście. - To nigdy nie rozwiązuje problemów. One zawsze czekają na ciebie - mówiła. Spędziłam tam dwie godziny. Dzisiaj już odpowiadałam jej, choć krótko, "tak" lub "nie". O umówionej godzinie przyjechała po mnie mama. Popytała trochę o wizytę. Muszę przyznać, że pani Hudgens zna się na tym, co robi. Dzięki niej zrozumiałam więcej rzeczy. Wróciłam do domu i usiadłam przy stole, czekając na obiad. Mama była bardzo zdziwiona, bo od tamtego wydarzenia w ogóle nie siedziałam na dole. Miałam apetyt, co było dziwne. Mama zrobiła dziś moje ukochane spaghetti. Jadłam powoli, ale wszystko. Widziałam tę radość w oczach matki i to było coś, co ogrzało moje serce. Po zjedzeniu udałam się na górę i położyłam się. Przyzwyczaiłam się do bezczynnego gapienia się w ścianę, więc i teraz to robiłam. Po jakimś czasie drzwi się otworzyły.
- Słoneczko moje! - usłyszałam melodyjny głos mojej kochanej przyjaciółki.
- Hej - powiedziałam cicho, odwracając się w jej stronę z małym uśmiechem. Przytuliła mnie, a ja to lekko odwzajemniłam. Wiedziała, że na razie nie może liczyć na nic więcej.
- W szkole było okej. Pan Wilhelm zapytał mnie dziś z ostatnich tematów i odpowiedziałam na 4! - ucieszyła się. Rose nigdy nie była najlepszą uczennicą, więc wiedziałam, że taka ocena jest dla niej bardzo cenna. Mimo tego, że mówiła to radośnie w jej głosie wyczułam smutek.
- Gratuluję - szepnęłam. - Jesteś... smutna? Coś się stało? - zapytałam.
- Nie ważne, teraz ty jesteś najważniejsza - uśmiechnęła się, ukazując swoje słodkie dołeczki.
- Nie, Rosalie - przekręciłam głową na prawo i lewo.
- No dobrze... - wiedziała, że nie ma żartów, gdy mówię jej pełne imię. - A więc... - zaczęła smutno, patrząc na barierkę łóżka. - Moi rodzice... oni... oni się rozwiedli! - krzyknęła rozpaczliwie. - Dwa dni temu. Pamiętasz dzień, w którym ci mówiłam, że chcą to zrobić? - zapytała, a ja przytaknęłam. - Kilka dni później się pogodzili i przez pewien czasu było dobrze. Potem znów zaczęli kłócić się o głupoty i stwierdzili, że to na pewno nie ma sensu... - mówiła ze łzami w oczach. - Teraz mieszkam z mamą. Tata przeprowadził się do samego centrum San Antonio... Już za nim tęsknię... - opuściła głowę w dół i zobaczyłam jak łza spływa jej po policzku, a po chwili kolejna.
- Hej - powiedziałam, podnosząc jej podbródek. - Patrz na mnie. Dasz radę, uwierz mi. Twój tata nie mieszka, aż tak daleko. Przynajmniej nie musisz słuchać ich kłótni - uśmiechnęłam się.
- Och Julie, ty we wszystkim znajdziesz jakieś pozytywy - powiedziała wzruszona i wtuliła się we mnie. Mocno ją przytuliłam i zamknęłam oczy, trwając w silnym uścisku z moją najlepszą przyjaciółką na świecie, którą traktowałam jak siostrę. Po kilkunastu sekundach usłyszałam otwieranie drzwi. Spojrzałam w tamtym kierunku, bo akurat ja siedziałam przodem do nich.
- No, no, co tu się dzieje - zaśmiał się Austin. Odkleiłyśmy się od siebie z Rose i przywitałyśmy się z chłopakiem. Dał mi buziaka w polik.
- Jak było w szkole? - zapytałam chłopaka.
- Nawet okej - wzruszył ramionami. - Przyszedłem tylko na jakieś pół godziny niestety, potem muszę coś załatwić - powiedział smutny. Pokiwałam głową na znak zrozumienia.
- Ja już lecę. Nie będę wam przeszkadzać - zakomunikowała moja przyjaciółka.
- Nie prze... - zaczęłam, ale przerwano mi.
- Julie, wiem swoje. Pa - dała mi buziaka i już jej nie było. Spojrzałam na Austin'a pytająco, a on tylko wzruszył ramionami.
- Może się spotyka dziś z Alex'em.
- Co? To oni są razem? - zapytałam zdziwiona.
- No tak... Rose bardzo przeżywała, sama wiesz co... - powiedział delikatnie i patrzył na mnie. Kiwnęłam głową na znak, żeby kontynuował. Chodziło oczywiście o moje porwanie. - Wtedy Alex był cały czas przy niej, opiekował się nią. Tak naprawdę to dopiero, gdy się odnalazłaś zaczęli być na serio razem - opowiedział. Poczułam ciepło w sercu. Bardzo się cieszyłam ze szczęścia przyjaciółki. Wiedziałam, że Alex jest kochany i dobry, więc będzie dla niej idealny. Nie mówiłam nic, tylko uśmiechnęłam się szczerze do chłopaka. Przybliżył się do mnie i mnie przytulił. Wtuliłam się w niego. Czułam się tak jak kiedyś. Motyle wirowały mi w brzuchu. Jego silne ramiona zapewniały mi bezpieczeństwo. Wiedziałam, że jeżeli będę z nim gdziekolwiek, nic mi się nie stanie. Był moją podporą, moim światłem w ciemności. Wszystkie moje uczucia względem niego odżyły podwójnie. Nie bałam się już jego dotyku, tylko tego pragnęłam. Pragnęłam być w jego ramionach całe życie. Kochałam to, kochałam go. Podniosłam głowę lekko do góry i wzrokiem odnalazłam jego usta. Zbliżyłam swoje do nich. Musnęłam je. Chłopak być zaskoczony, ale szybko odwzajemnił pocałunek. Trwało to tylko kilka sekund, ale czułam w tym pocałunek ogromne uczucie. Ze strony Austin'a czułam ogromną miłość. Kocham go najbardziej na świecie.

*****************************************************************************************************
Hej kochani! Będę starałam się teraz dodawać dłuższe rozdziały. Dziękuję za tyle komentarzy pod tamtym rozdziałem ♥ To tak bardzo motywuje ♥
Mam tylko taką prośbę, żeby anonimki się podpisywały, imieniem lub nickiem. Chciałabym wiedzieć kto powoduje uśmiech na moim ustach (:
Do następnego :*

12 komentarzy:

  1. o ja ciebie bracie, ale świetny rozdział! uenicmw taki kochany nosz kurde. zaskoczyłaś mnie vbsjkdv
    kocham twój styl pisania, jesteś moją ulubioną pisarką hihi i pierwszą! ♥
    nie znalazłam tu żadnych błędów, wszystko jest dobrze x
    tekst się klei, to jest gitss, cud miód i orzeszki xox
    czekam na kolejny, chce być pierwsza informowana! ily Paula! ♥
    pozdrawiam xoxo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to takie urocze :'))
      jejku, kochana moja ❤ ily2 ❤

      Usuń
  2. No cudownie ! Kocham :* kiedy next xd ??/ Pamela

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajebisty :P Kiedy next ?

    OdpowiedzUsuń
  4. Pocałowała go o ja piernicze xd cudownie ❤

    OdpowiedzUsuń
  5. boski kochany zarazem młodzieżowy ukazujący prawdziwą miłość Bardzo dobrze się czyta . Zapraszam do siebie na http://austinmojezycie.blogspot.com/?m=0 oraz drugi blog mój.http://my-dream-austin.blogspot.com/ serdecznie zapraszam do czytania i kometowania :* Jeszcze raz zajebiście piszesz pisz tak dalej i czekam na nexta :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. idealnie opisałaś ❤
      oczywiście, że wejdę, w wolnej chwilo x

      Usuń
  6. Pocałowała go :* pięknie

    OdpowiedzUsuń