poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział XVII

*Perspektywa Julie*

*2 tygodnie wcześniej*

Po jakimś czasie przyszedł.
- Tęskniłaś słoneczko? - zapytał podchodząc do mnie.
- Chyba cię poje... - nie dokończyłam, bo byłam pewna, że dostałabym w twarz. - To znaczy tak...
- Prawidłowa odpowiedź - pochylił się nade mną i chciał mnie pocałować. W ostatnim przekręciłam głowę tak, że pocałował mnie w policzek. Spojrzał na mnie wściekły. - Aha, czyli wolisz ostrzejsze zabawy? Trzeba było od razu mówić, skarbie - zaśmiał się szyderczo i odwiązał mnie. Złapałam się odruchowo za nadgarstki, które cholernie bolały od sznurów. Nim zdążyłam zrobić jakikolwiek ruch Jackson zbliżył się do mnie na niebezpieczną odległość. - Spójrz mi w oczy - rozkazał, a, gdy tego nie uczyniłam wziął mnie za brodę i przekręcił w swoją stronę. - Chcesz, żeby nie bolało? To bądź grzeczna - rzekł i zaczął mnie dotykać.  Wewnętrznie krzyczałam. Nie wyrywałam się, bo wiedziałam, że wtedy będzie gorzej. Po chwili zaczął mnie rozbierać. Łzy zaczęły mi spływać strumieniami. Nigdy się tak nie bałam. "Niech to będzie tylko sen, chce się już obudzić!"
Kiedyś bił mnie, wyzywał, ale jeszcze nigdy nie zgwałcił...

*2 godziny później*
Po wszystkim po prostu mnie zostawił... Rzucił na łóżko i sobie poszedł. To były najgorsze chwile w moim życiu. Nie chciałam już żyć. Leżałam i płakałam. Życie tak bardzo straciło sens...
Znowu przyszedł, gdyż usłyszałam otwierane drzwi.
- Masz, przebierz się w te ciuchy - rzucił coś na łóżko i wyszedł. Wstałam i spojrzałam na nie. Czarna, niezapinana bluza z białym napisem "Fortunately", biała bokserka i zwykłe jeansy. Podniosłam głowę i dopiero teraz mogłam się przyjrzeć temu pomieszczeniu dokładnie. Szare ściany, z którym odpadała farba i szary sufit. Na przeciwko drzwi nieduże łóżko, które skrzypiało po każdym ruchu, z naprawdę starego drewna. Obok jakaś komoda z tego samego drewna. Miała kilka szafek. Dalej po lewej fotel, także wyglądający na stary. Obok drzwi, a następnie w rogu mały stolik z dwoma krzesłami. Po prawo spora szafa. Wszędzie wisiały obrazy. Niektóre przedstawiające dziwne sceny, a niekótre nawet ładne. Na suficie, centralnie na środku pokoju wisiała stara lampa dająca słabe światło. Nie było żadnych okien. Wstałam powoli i wycierając rękawem zapłakaną twarz, podeszłam do komody. Otworzyłam pierwszą szafkę: pusto, druga: to samo, trzecia: jakiś materiał. Podniosłam go. Był to jakby obrus, tylko bardzo brudny. Pod nim leżała taśma i puste kartki. Zamknęłam szafkę i podeszłam do dużej szafy. Otworzyłam ją. Głośno zaslrzypiała. Wisiało tam kilka sukienek. Wszystkie czarne, sięgające do kolan. Zamknęłam szafę i powtórnie podeszłam do łóżka. Postanowiłam ubrać się w to, co mi kazał, bo bałam się, ze jak tego nie zrobię to będzie gorzej. Po minucie byłam gotowa. Dotknęłam ręką swoich włosów i poczułam, że w niektórych miejsach są pozrzepiane. Jestem więcej niż pewna, że miałam cały rozmazany makijaż. Usiadłam na łóżku i patrzyłam na drzwi. Gdyby udało mi się uciec... Po chwili Jackson wszedł do pokoju i spojrzał na mnie.
- Pasują ci te ubrania, ale idź do łazienki i zrób coś z włosami i twarzą. Tylko żadnych numerów, bo będzie jeszcze gorzej - powiedział, patrząc na mnie groźnie. "Gorsza mogłaby być tylko śmierć" pomyślałam. Wstałam i nagle poczułam ból głowy. Musiał on być spowodowany tym, że zostałam mocno w nią uderzona. Starałam się nie patrzeć mu w oczy. Podeszłam do niego posłusznie, a on złapał mnie za rękę. Próbowałam ją wyrwać, ale na marne. Tylko wzmocnił swój ucisk. Otworzył drzwi i zauważyłam, że znajdujemy się w ciemnym korytarzu. Na przeciwko drzwi, którymi wyszliśmy były inne. Dużo bardziej zadbane, ale też stare. Po prawo i lewo wiódł korytarz. Skierowaliśmy się na lewo. Jackson zluźnił swój ucisk, a ja to wykorzystałam. Wyrwałam się i nim zdążył zareagować kopnęłam go w brzuch. Nie za mocno, bo nie miałam zbyt dużo siły przez to wszystko. Jęknął i złapał się za brzuch. Nie odwracając się już, pobiegłam w prawą stronę. Biegłam najszybciej jak mogłam przez ciemny, długi korytarz. Ledwo było tu cokolwiek widać. Zobaczyłam na końcu korytarza wysokie i szerokie drzwi. Podbiegłam do nich i zaczęłam ciągnąć za klamkę. Otworzyły się, a ja wbiegłam do pomieszczenia. Była to kuchnia, ładna, zadbana. Zauważyłam następne drzwi. Szarpnęłam za klamkę, ale nie chciały się otworzyć, musiały być zamknięte na klucz. Nagle usłyszałam kroki. Czułam się jak w najgorszym horrorze. Serce zaczęło mi bić niewyobrażalnie szybko. Wciągnęłam oddech i zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu jakiegoś noża. Nigdzie go nie było. Nagle drzwi się otworzyły i byłam pewna, że to wszedł Jackson. Nie patrzyłam na niego, tylko nadal szukałam. Zobaczyłam nieduży nóż. Wzięłam go do ręki, ale poczułam oddech na szyi. Zaczęłam drżeć i moja jedyna broń wypadła mi z rąk. Czułam, że to już koniec.
- Nie-e-e-e, pro-o-o-oszę-ę - wyjąkałam drżącym głosem. Wtedy on złapał mnie za ręce i mocno szarpnął nimi do tyłu. Strach opanował całe moje ciało. Nie potrafiłam zrobić żadnego ruchu, nawet najmniejszego. Jakbym była sparaliżowana. Wewnętrznie krzyczałam.
- Myślałaś, że uciekniesz? - zaśmiał się szyderczym głosem, a ja drżałam. - Po powrocie czeka cię kara. Im bardziej będziesz teraz próbowała coś kombinować, tym będzie gorzej. Idziemy do tej cholernej łazienki - powiedział ostro trzymając moje obie ręce. Cholernie się bałam. W końcu doszliśmy pod dębowe drzwi. Otworzył je, wepchnął mnie tam i zamknął na klucz. - Tylko szybko.
Łazienka była ładna, wanna, prysznic, toaleta, umywalka, nawet pralka. Podeszłam powoli do lustra, które znajdowało się nad umywalką. Spojrzałam w nie. Wyglądałam jak siedem nieszczęść. Rozmazany makijaż, włosy poplątane i sterczące na wszystkie strony... Odkręciłam wodę i obmyłam całą twarz. Pod umywalką znajdowała się szafka. Otworzyłam ją. Była tam szczotka, grzebień i kosmetyki.
- Tam masz w szafce kosmetyki, umaluj się ładnie. Wychodzimy na miasto, musisz jakoś wyglądać - usłyszałam głos za drzwiami. "Na miasto? Może spotkam kogoś znajomego! Przecież San Antonio nie jest takie wielkie..." Najpierw rozczesałam włosy. Przyszło mi to z trudem, bo w niektórych miejscach były porzepiane na amen. Gdy już je ogarnęłam zaczęłam się malować. Użyłam tylko pudru, korektora i tuszu do rzęs. Znalazłam tam jeszcze malinowy błyszczyk, którym pomalowałam usta. Przyjrzałam się sobie. Wyglądałam okej. Odłożyłam wszystko na miejsce.
- Ju-uż skończyłam - powiedziałam, próbując, aby mój głos nie drżał. Wtedy on otworzył drzwi i zilustrował mnie od góry do dołu.
- Ślicznie - uśmiechnął się szczerze i dał mi buziaka w policzek. Skrzywiłam się, ale nic nie powiedziałam. - Żadnych numerów, pamiętaj - szepnął mi do ucha i łapiąc za rękę, prowadził przez korytarz. Doszliśmy do tej kuchni i otworzył kluczykiem drzwi, które prowadziły na świat. Zamrugałam kilka razy oczami, żeby przyzwyczaić się do jaskrawego słońca. Gdy już mi się to udało byłam w szoku. Zobaczyłam kobiety ubrane w jakieś czerwone swetry, czarne spódnice z zielonymi paskami na dole, też zielone chusty naokoło szyi i czarne kapelusze na głowie. Miały długie czarne włosy zaplecione w dwa warkocze, a na ich nogach znajdowały się czarne klapki. "Wtf?"
- Gdzie my jesteśmy? Wywiozłeś mnie do innego miasta w Teksasie, tak? - syknęłam. Nie wiedziałam, że po tym wszystkim będzie mnie na to stać.
- W Teksasie? - powiedział i zaczął się śmiać. - Wolne żarty - pociągnął mnie za rękę mocniej, dając do zrozumienia, że mam za nim iść.
- To gdzie? - zapytałam, nie dając za wygraną. Trochę się wystraszyłam tym co mogę usłyszeć.
- Jakby ci tu powiedzieć delikatnie...
- Prosto z mostu! - krzyknęłam odrobinę za głośno. Kilka osób się na nas spojrzała z dziwnymi minami.
- Zamknij się. Oni i tak nie zrozumieją cię, a tylko przyniesiesz mi wstyd.
- Nie zrozumieją? To gdzie ty mnie wywiozłeś? - wysyczałam przez zaciśnięte zęby. - Poza Amerykę, tak?
- Spokojnie, jesteśmy tylko w Boliwii - odpowiedział jak gdyby oznajmiał, że dziś będzie ładna pogoda. Poczułam jak gdyby ktoś przywalił mi czymś w głowę.
- W Boliwii? - pisnęłam przerażona. Z geografii byłam dobra, więc dobrze wiedziałam, że ten kraj znajduje się w Ameryce Południowe, obok Brazylii.
- Tak. Jeszcze jakieś pytania?
- Dlaczego akurat tu?
- Bo tu nikt cię nie znajdzie? - odpowiedział chyba zirytowany moimi pytaniami. Serce podeszło mi do gardło i gwałtownie się zatrzymałam.
- Austin mnie znajdzie! - krzyknęłam.
- Taaa, oczywiście. Ten laluś? Nawet śpiewać nie umie, tylko piszczy - powiedział, a ja cała poczerwieniałam ze złości.
- Mnie sobie możesz obrażać, al odwal się od mojego chłopaka! - krzyknęłam i dałam mu z liścia w policzek. Pierwszy raz mu się sprzeciwiłam. Nigdy tego nie robiłam. On złapał się za policzek i spojrzał na mnie ze wściekłością w oczach. Wtedy podbiegli do nas dwaj mężczyźni i jeden złapał mnie za dwie ręce, biorąc je do tyłu. Drugi spojrzał na Jacksona.
- Estás bien? - powiedział. Od razu się skapnęłam, że to po hiszpańsku, bo jeszcze w Manchesterze uczyłam się tego języka przez pierwszą liceum. Coś tam umiałam, więc zrozumiałam, że pyta czy nic nie jest Jacksonowi.
- No, gracias - odpowiedział chłopak, a ja otworzyłam szeroko oczy. "No tak, przecież musiał się nauczyć hiszpańskiego, że by tu przyjechać. Chciałam zrobić "facepalm'a", ale przypomniałam sobie, że trzyma mnie ten jeden facet, za pewne policjant. - Se puede dejarla ir, puedo manejarlo - rzekł patrząc na drugiego policjanta, tego, który mnie trzymał. Tego akurat nie zrozumiałam, ale facet mnie puścił i odeszli, więc mogłam się domyślić, że powiedział, że da sobie radę. "Serio za takie coś mogli mnie przymknąć?" pytałam siebie. "No tak... To Boliwia. Tu są podobne prawa do tych, np. w Arabii, że mężczyzna ma dużo większe prawa niż kobieta i on może ją uderzyć, a ona za to może iść do więzienia..." - Nie martw się, skarbie, w domu się policzymy - uśmiechnął się sztucznie. Przeraziłam się. Jack złapał mnie za rękę mocno i szliśmy dalej przez miasto. Po kilkudziesięciu metrach dotarliśmy do jakiegoś jarmarku. Były tu bardzo dużo straganów z przeróżnymi rzeczami, od jedzenia do ubrań.
- Co my tu robimy? - odezwałam się.
- Pozwoliłem ci się odezwać, suko? - rzekł takim zimnym tonem, że już nie miałam zamiaru nic więcej mówić. - Możesz coś sobie wybrać z tych ubrań - pokazał ręką na ubrania wokół nas. Były to spódnice do kostek, swetry, chusty, kapelusze, suknie do ziemi lub bluzki z długim rękawem. Żadnej pary spodni. Nie miałam zamiaru chodzić w spódnicach do ziemi... - A raczej nie możesz, a musisz. Dzisiaj wieczorem idziemy na potańcówkę - rzekł, a mi zabrakło powietrza. "Co?" - Musisz wybrać którąś z sukni, ponieważ u nas w domu są tylko te czarne - miał obojętną minę. "Wolałabym zdecydowanie te czarne niż jakąś do ziemi..." "Chociaż w dupie to mam jak będę wyglądać." - Ciągnął mnie do coraz to innych sukni. W pewnym momencie zabrakło mi oddechu. Zobaczyłam najpiękniejszą suknię na świecie! Niebieska, do ziemi, z różnymi zdobieniami.


Stałam przed nią minutę, może dwie.
- T-ta jest ładna - wydukałam, bojąc się, że zaraz coś zrobi. Podszedł do niej i dotknął materiału.
- Więc bierzemy. Będziesz wyglądała w niej jak księżniczka - powiedział, uśmiechając się, a mnie zemdliło. Mogłam nie stać przed nią. Będę wyglądała za dobrze, dla niego. Podał ją sprzedawcy, ten powiedział cenę i zapakował. - Teraz wybierzesz sobie buty i jakąś biżuterię - pociągnął mnie za rękę. Szłam posłusznie i obserwowałam cały jarmark. Było ty tak kolorowo! Gdybym tu była na wakacjach, a nie uprowadzona...

*2 godziny później*
Nareszcie wróciliśmy... Już mi się tam nudziło, ale Jackson tylko na mnie warczał, gdy chciałam coś powiedzieć. Niestety, a może i stety, bo mówił, że w domu będę miała karę... Nie miałam żadnej okazji do ucieczki. Nadal czuję się poniżona, tym, co zrobił mi przed wyjściem...
- Mamy jeszcze czas do wieczora - powiedział i uśmiechnął się złowrogo. Ciarki mi przeszły po plecach. Zaczął się do mnie zbliżać. Naparł na mnie całym ciałem i zaczął całować moją szyję. Chciałam się wyrwać, ale popchnął mnie na ścianę i przygwoździł moje nadgarstki do ściany. Gdy chciał zdjąć mi bluzkę usłyszałam moje wybawienie - dzwonek do drzwi. Serce zaczęło mi bić normalnie, puścił mnie. - Kurwa mać - syknął. - Nie ruszaj się stąd - i poszedł. Było tak blisko, żeby kolejny raz to zrobił. Łzy napłynęły mi do oczu. Wiedziałam, że teraz zamyka on drzwi z korytarza do kuchni i te drugie na klucz, więc tak nie miałam szans. Wbiegłam do łazienki i zamknęłam się od środka. Nie myśląc, co robię, wzięłam szczotkę z szuflady pod umywalką i uderzyłam nią w lustro. Rozbryzgało się na malutkie kawałeczki. Podeszłam do nich i kucając, znalazłam kawałek lustra odpowiedniej wielkości. Usiadłam na podłodze i podwinęłam rękawy w bluzie. Przejechałam szkłem po ręku, poziomo.
- Ała - syknęłam z bólu, jednak to nie powstrzymało mnie nad dalszym cięciem. Po chwili miałam już cały rząd kresek przecinających moją skórę. Krew zaczęła mi wypływać, a ja czułam się błogo. Nie czułam bólu psychicznego, tylko fizyczny.
- Julie! - "Pierwszy raz powiedział do mnie po imieniu" pomyślałam i uśmiechnęłam się szyderczo. - Otwórz! Słyszysz?! Co ty tam robisz?! - krzyczał, a ja oparłam się o wannę i obserwowałam krew, która powoli wypływała z moich ran i kapała na podłogę i moje spodnie. - Zaraz wyważę drzwi i wtedy się policzymy! - jego ton głosu był taki zimny, że gdyby nie to, że zajęłam się obserwowaniem mojej ręki to bym się wystraszyła. Po chwili poczułam się słabo i zaczęłam widzieć przez mgłę. Potem odpłynęłam...

*******************************************************************************************
To jednak jest ostatni rozdział w tym roku :( I dlatego starałam się napisać jak najdłużej. Mam co do niego średnie odczucia, nie podoba mi się za bardzo... Ale opinię zostawiam Wam. A no i mam taką prośbę, jeżeli już komentujecie to powiedzcie coś więcej o rozdziale, a nie tylko "Fajny, kiedy next?", bo to tak smutno, że ja się produkuje, a ktoś napisze 3 słowa:( Do następnego ♥

środa, 24 grudnia 2014

INFORMACJA

Hej skarby moje ♥
Niestety nie uda mi się dodać rozdziału przed świętami, a bardzo chciałam :( Mam napisany w połowie. Obiecuję, że jutro lub pojutrze dodam ♥ I potem jeszcze jeden przed Sylwestrem. To będą ostatnie w tym roku :)
A więc z okazji świąt chciałam życzyć Wam zdrówka, szczęścia, uśmiechu, dużo prezentów, dobrych ocen, kochanego chłopaka, samych prawdziwych przyjaciół, spotkania swoich idoli i czego sobie tylko zażyczycie. Mam nadzieję, że kiedyś tam spotkamy się na koncercie Austinka i się poznamy wszystkie ♥♥
Dziękuję, że czytacie mojego bloga, za wyświetlenia, komentarze. A tu nasz słodziak, kocham ♥


sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział XVI

 PROSZĘ WSZYSTKICH CZYTAJĄCYCH SKOMENTOWAĆ TEN ROZDZIAŁ, CHOCIAŻBY KROPKĄ. CHCĘ WIEDZIEĆ ILE OSÓB TO CZYTA. ♥
 
*Perspektywa Austin'a*
Czekałem już godzinę na Julie, a jej nadal nie było. Postanowiłem do niej zadzwonić. Pierwszy sygnał... drugi... trzeci... czwarty... piąty... "Hej, tu Julie. Nie mogę odebrać telefonu. Napisz sms'a, a ja oddzwonię" odzywa się głos mojej ukochanej. To niestety tylko poczta. Dzwoniłem kilka razy, ale nic. "Może zadzwonię do Rose..." Jak pomyślałem, tak zrobiłem.
- Halo? - odezwała się dziewczyna.
- Cześć, Rose. Nie ma może u ciebie Julie?
- Hej, nie ma... a miała być?
- Nie. Miałam przyjść do mnie ponad pół godziny temu, a jeszcze jej nie ma... Może coś się stało?
- A może po prostu spotkała kogoś znajomego i ci zapomniała o tym powiedzieć? - zasugerowała.
- Sama wiesz, że Jul taka nie jest... Może poszłabyś do niej do domu sprawdzić? Może tam jest? - zapytałem pełny nadzieji.
- Okej. Zaraz odzwonię - powiedziała i się rozłączyła.

*2 godziny później*
Julie nadal nie ma... Jej mama powiedziała, że ponad godzinę temu wyszła z domu. Postanowiliśmy wraz z Rosalie i mamą mojej dziewczyny jej poszukać. Zaczęliśmy od najbliższych kawiarni, barów, parków. Niestety nigdzie jej nie było. Po 3 godzinach poszukiwań wróciliśmy do domu państwa Grande. Martwiłem się i to bardzo. "Co się z tobą dzieje, Julie?" Pani Grande postanowiła zadzwonić do męża i go poinformować o tym. Po rozmowie powiedziała nam, że zwolni się on z pracy i zaraz do nas dołączy.
- Trzeba iść z tym na policję... - powiedziała Rose.
- Zgadzam się - przytaknęła pani Sophie. - Ale poczekajmy na mojego męża. - Rose i pani Sophie wyglądały źle. Zapłakane oczy, drżące ręce...
Po około 20 minutach przyjechał pan Patric. Jego żona powiedziała mu o pomyśle z policją.
- Nie... to bez sensu. Oni przyjmuję zgłoszenia o zaginięciu dopiero po 48 godzinach... - odpowiedział jej.
- To nie traćmy czasu i ruszajmy w poszukiwaniu po całym Texasie. Chociażby miało to zająć dużo czasu - powiedziałem zdenerwowany własną bezsilnością.
- Racja - pan Patric przyznał mi rację.
- Zadzwonię po resztę moich przyjaciół i się rozdzielimy. Może państwo pojadą razem, ja z Rose i Alex'em, a David z Caroline?
- Dobry pomysł. To dzwoń po nich, a my już ruszamy. Lily u sąsiadki, tak? - zapytał pani Sophie.
- Tak. I niech tam zostanie na razie, nie będziemy ją męczyć długimi jazdami - odpowiedziała.
"Skarbie, gdzie jesteś?"

*2 tygodnie później*
Nie znaleźli jej... Policja szukała w całym Teksasie i ani śladu Julie. Kilka dni temu zaczęli szukać w całej Ameryce... Codziennie wstaję rano i nie wychodzę z domu. Bez niej nic nie ma sensu. Mama mojej ukochanej jest w gorszym stanie. Codziennie płacze i jest po prostu załamana. "Julie wracaj w tym momencie do nas! Potrzebujemy cię... A na pewno ja potrzebuje..." Miałem dość tej bezsilności. Płakałem bez ustanku. Fani myślą, że jestem chory i dlatego siedzę w domu. I niech tak myślą. "Nie wyjdę stąd dopóki nie usłyszę jakiejś wiadomości o niej... Dopóki ona nie wróci..." stałem opierając się czołem o szybę, a łzy mi ciekły jak woda w strumieniu.



 "Jeśli w ogóle wróci..." Szybko przegoniłem tę myśl z głowy i wytarłem łzy. Zszedłem powoli schodami na dół, do kuchni.
- Siadaj, słonko i zjedz coś w końcu. Julie wróci, obiecuję ci to - powiedziała moja mama, gdy usiadłem przy stole. Wziąłem do ręki widelec i zacząłem grzebać w jedzeniu. Spojrzałem na nią zapłakanymi oczami, a ona wstała i podeszła do mnie. Przytuliła mnie, a ja mocno się w nią wtuliłem. Teraz już pozwoliłem łzą lecieć.
- A jak nie wróci? - zapytałem patrząc jej w oczy.
- Wróci. A teraz jedz - rzekła odchodząc i patrząc na mnie ze smutkiem. "Tylko tak myślisz..." Zjadłem to, co miałem na talerzu, ociągając się. Wstałem i wstawiłem talerz do zmywarki po czym poszedłem powtórnie do swojego pokoju. Wziąłem do ręki gitarę i zacząłem grać i śpiewać piosenkę, którą dla niej napisałem 2 tygodnie temu. Właśnie wtedy, co miała do mnie przyjść miałem jej ją pokazać...

*Tekst piosenki*
Don't the water grow the trees
Don't the moon pull the tide
Don't the stars light the sky
Like you need to light my life
If you need me anytime
You know I'm always right by your side
See I've never felt this love
You're the only thing that's on my mind

You don't understand how much you really mean to me
I need you in my life
You're my necessity
But believe me that you're everything
That just makes my world complete
My love is clear the only thing I've ever seen

You're all I ever need
Baby you're amazing
You're my angel come and save me
You're all I ever need
Baby you're amazing
You're my angel come and save me


Don't the water grow the trees
Don't the moon pull the tide
Don't the stars light the sky
Like you need to light my life

We can do anything we life
I know we both can get it right tonight
You got your walls built up high
I can tell by looking in your eyes

You don't understand how much you really mean to me
I need you in my life
You're my necessity
But believe me that you're everything
That just makes my world complete
And my love is clear the only thing I've ever seen

You're all I ever need
Baby you're amazing
You're my angel come and save me
You're all I ever need
Baby you're amazing
You're my angel come and save me

When it comes to you
Baby I'm addicted
You're like a drug, no rehab can fix it
I think you're perfect baby even with your flaws
You ask what I like about you
Ooh, I love it all
When it comes to you
Baby I'm addicted
You're like a drug, no rehab can fix it
I think you're perfect even with your flaws
You ask what I like about you
Ooh, I love it all

You're all I ever need
Baby you're amazing
You're my angel come and save me
You're all I ever need
Baby you're amazing
You're my angel come and save me

You're all I ever need
Baby you're amazing
You're my angel come and save me
You're all I ever need
Baby you're amazing
You're my angel come and save me


*Tłumaczenie*
Woda nie rośnie na drzewach
Księżyc nie gaśnie
Gwiazdy nie świecą na niebie
Tak jak próbujesz rozpalić moje życie
Jeśli potrzebujesz mnie na jakiś czas
Wiedz, że jestem zawsze przy Tobie
Widzisz, że nigdy nie czułem tej miłości
Jesteś tą jedną rzeczą, która jest w mojej głowie

Nie rozumiesz ile naprawdę dla mnie znaczysz
Potrzebuję Cię w moim życiu
Jesteś moją potrzebą
Ale uwierz mi że jesteś wszystkim
Tylko to czyni mój świat lepszym
Moja miłość jest czysta jedną rzecz kocham

Jesteś wszystkim czego kiedykolwiek potrzebowałem
Kochanie jesteś niesamowita
Jesteś moim aniołem, który przychodzi i ratuje mnie
Jesteś wszystkim czego kiedykolwiek potrzebowałem
Kochanie jesteś niesamowita
Jesteś moim aniołem, który przychodzi i ratuje mnie

Woda nie rośnie na drzewach
Księżyc nie gaśnie
Gwiazdy nie świecą na niebie
Tak jak próbujesz rozpalić moje życie

Możemy zrobić wszystko, my żyjemy
Wiem że oboje możemy robić to dobrze dzisiejszej nocy
Ty masz swoje wysokie ściany
Mogę mówić, patrząc w twoje oczy

Nie rozumiesz ile naprawdę dla mnie znaczysz
Potrzebuję Cię w moim życiu
Jesteś moją potrzebą
Ale uwierz mi że jesteś wszystkim
Tylko to czyni mój świat lepszym
Moja miłość jest czysta jedną rzecz kocham

Jesteś wszystkim czego kiedykolwiek potrzebowałem
Kochanie jesteś niesamowita
Jesteś moim aniołem, który przychodzi i ratuje mnie
Jesteś wszystkim czego kiedykolwiek potrzebowałem
Kochanie jesteś niesamowita
Jesteś moim aniołem, który przychodzi i ratuje mnie

Kiedy to przychodzi to Ciebie
Kochanie jestem uzależniony
Jesteś jak narkotyk, żaden odwyk nie może tego naprawić
Myślę że jesteś idealna kochanie nawet z twoimi wadami
Pytasz co lubię w tobie
Ohh kocham to wszystko
Kiedy to przychodzi do Ciebie
Kochanie, jestem uzależniony
Jesteś jak narkotyk, żaden odwyk nie może tego naprawić
Myślę że jesteś idealna kochanie nawet z twoimi wadami
Pytasz co lubię w tobie
Ohh kocham to wszystko

Jesteś wszystkim czego kiedykolwiek potrzebowałem
Kochanie jesteś niesamowita
Jesteś moim aniołem który przychodzi i ratuje mnie
Jesteś wszystkim czego kiedykolwiek potrzebowałem
Kochanie jesteś niesamowita
Jesteś moim aniołem który przychodzi i ratuje mnie

Jesteś wszystkim czego kiedykolwiek potrzebowałem
Kochanie jesteś niesamowita
Jesteś moim aniołem który przychodzi i ratuje mnie
Jesteś wszystkim czego kiedykolwiek potrzebowałem
Kochanie jesteś niesamowita
Jesteś moim aniołem który przychodzi i ratuje mnie.


Odłożyłem gitarę i rzuciłem się na poduszkę, płacząc. "Dlaczego to przytrafiło się akurat nam? Dlaczego nie wiem, gdzie ona jest? Dlaczego nie wiem co się z nią dzieje? Dlaczego nie poszedłem po nią tego feralnego dnia?" te i inne pytania zadawałem sobie od dwóch tygodni. Ta cholerna bezradność jest najgorsza. Gdy wiesz, że nie możesz nic zrobić, chociaż tak bardzo byś chciał. Gdy się kogoś kocha to każda minuta bez niego jest jak najgorsze piekło, a co dopiero 2 tygodnie. Te cholerne 14 dni, przez które nie widziałem jej najpiękniejszego na świecie uśmiechu, jej cudownych niebieskich oczu, w których pojawiały się iskierki, jej słodkich, malinowych ust, jej nosa, którego słodko marszczyła, gdy się nad czymś zastanawiała... Nie mogłem pobawić się jej pięknymi, blond włosami, nie mogłem jej pocałować, popatrzyć jej w oczy, przytulić ją, usłyszeć jej piękny, melodyjny głos... Nie mogłem nic!

*************************************************************************************************
Hej misie :* Wiem, że krótki, ale chciałam go dodać jeszcze w tym tygodniu, a nie wiem czy, by mi się udało. Poza tym akurat ten jedyny rozdział jest z perspektywy Austin'a, raczej już takich nie będzie.
Tak jak napisałam na górze proszę wszystkich o komentarze :*

niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział XV

*Kilka dni później*
Poczułam ciepło na twarzy. To promienie słońca, które nieproszone wdarły się przez okno. Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się, tak po prostu.
Kilka dni temu miałam randkę z Austin'em z okazji moich urodzin. Było wspaniale. Pojechaliśmy na plażę na St. Cleant'a. Austin rozłożył tam koc i postawił wokół świece. Było bardzo romantycznie. Dał mi wielkiego misia, który miał w ręku czerwoną różę. Spędziliśmy fantastyczny wieczór.
Gdy skończyłam wspominać podniosłam Iphone'a ze stolika nocnego i spojrzałam na godzinę. "Co?! Już 12?! Jak to możliwe? No cóż trochę sobie pospałam..." Przeciągnęłam się i wstałam z łóżka. Weszłam do garderoby i wybrałam outfit na dziś.


Wyjęłam tej czystą bieliznę i poszłam do łazienki. Wzięłam krótki, orzeźwiający prysznic i umyłam włosy. Po wyjściu wysuszyłam je, szczepiłam w wysokiego kucyka, umyłam zęby, nasmarowałam się kokosowym balsamem, ubrałam się i zrobiłam lekki makijaż. "Chyba wyglądam okey" stwierdziłam patrząc w lustro.  Wychodząc z łazienki poczułam jakiś ładny zapach. Zeszłam na dół i ujrzałam moją rodzinkę i Katy siedzącą przy stole i jedzącą obiad. Harry zaś biegał wokół stołu. Zaśmiałam się widząc go.
- Śpiąca królewna wstała - powiedziała moja mama i wtedy wszyscy skierowali wzrok na mnie, a ja się do nich uśmiechnęłam.
- Witaj rodzinko - nałożyłam sobie obiadu i siadłam na wolnym miejscu.
- Julie, pamiętasz, że dzisiaj wraz z Amy wracamy do domu? - powiedziała Katy. Wyczułam w jej głosie smutek.
- Co? Dzisiaj? Kompletnie o tym zapomniałam! - uderzyłam się z otwartej ręki w czoło. - Dlaczego nie możecie zostać jeszcze kilka dni? - zrobiłam smutną minę.
- Sama wiesz, że Amy musi jechać do cioci, na wieś, bo jej rodzice wyjeżdżają na miesiąc i nie będzie sama w domu... - skrzywiła się.
- A no tak, szkoda - powiedziała i zabrałam się do jedzenia, na które już nie miałam ochoty.

*4 godziny później*
- Tak, ja też będę bardzo tęsknić - powiedziałam przytulając Amy. W oczach pojawiły mi się łzy. Dałam jej jeszcze buziaka w policzek i patrzyłam jak dziewczyny odchodzą do odprawy, machając mi. Poszłyśmy z mamą, Rose i Lily do samochodu. Po 20 minutach byłyśmy już w domu. Położyłam się na łóżku i przeglądałam telefon. Weszłam na instagrama, facebooka. Popisałam ze starymi znajomymi. Nagle na ekranie wyświetliło mi się:

Uśmiechnęłam się do zdjęcia i nacisnęłam "odbierz".
- Hej, misiu - powiedziałam na powitanie, starając się, abym brzmiała wesoło
- Hej, kochanie... Coś się stało? - zapytał, za pewne wyczuwając smutek w moim głosie.
- Pół godziny temu wróciliśmy z lotniska - teraz już nawet nie udawałam szczęśliwej.
- A no tak... dziś dziewczyny miały wyjechać... Na pocieszenie może się spotkamy? - zaproponował na co uśmiech sam się wkradł na moją twarz.
- Jak najbardziej.
- Mam nadzieję, że uda mi się poprawić ci humor - rzekł seksownym, niskim głosem.
- Też mam taką nadzieję - rozmarzyłam się.
- To ubieraj się i przychodź, do zobaczenia, skarbie .
- Do zobaczenia - zakończyłam rozmowę i chowając  Iphone'a do kieszeni wyjęłam z garderoby czarną bluzę adidasa. Założyłam ją na siebie, bo przez okno zauważyłam, że mocno wieje, choć był środek lata. Zeszłam na dół i poinformowałam rodziców, że idę do Austin'a.
Tak swoją drogą to przedwczoraj poznałam jego mamę. Jest wspaniałą kobietą! Bardzo troszczy się o chłopaka. Miło mi się z nią rozmawiało i wydaje mi się, że ona też mnie polubiła, a przynajmniej mam taką nadzieję.
 Założyłam air maxy i wyszłam z domu. Szłam przez park. Co jakiś czas mijałam zakochane pary, rodziny z dziećmi, starsze panie. Gdy wyszłam z parku poczułam jakby ktoś mnie śledził. Spięłam się trochę i przyśpieszyłam kroku. Przechodziłam obok jakiejś uliczki i po chwili poczułam ciągnięcie do tyłu, a potem ogromny ból i była już tylko ciemność...

Obudziłam się. Czułam ból, wielki ból z tyłu głowy. Chciałam pomasować tam, gdzie mnie bolało, lecz nie mogłam ruszyć ręką dalej niż 3 centymetry .Miałam też coś wepchnięte do ust.  Natychmiast otworzyłam oczy i zobaczyłam szary, brudny sufit. Próbowałam poruszyć drugą ręką, ale też była przywiązana, prawdopodobnie do ramy od łóżka. Z nogami było to samo? "Gdzie ja do cholery jestem?"
- O widzę, że księżniczka się obudziła - usłyszałam głos. Po chwili poczułam, że mi słabo, bo uświadomiłam sobie do kogo ten głos należy. Udało mi się obrócić głowę w lewo i zobaczyłam JEGO. Serce zaczęło mi bić bardzo szybko. Podszedł do mnie i wyjął mi z buzi, jak się okazało jakąś szmatę.
- Ja-Ja- Ja-Jackson? - wydukałam drżącym głosem.
- Tak, koteczku. To ja we własnej osobie - ukłonił mi się i zaczął się śmiać szyderczo. Zaczęłam cała drżeć.
- Cz-cz-czego chcesz?
- Nie bój się mnie - zaczął mnie głaskać po policzku. Zrobiło mi się niedobrze i zaczęłam ruszać głową na wszystkie możliwe strony, żeby tylko nie mógł mnie dotknąć. - Ty suko! Co ty sobie wyobrażasz?! - krzyknął i mnie spoliczkował. Poczułam ostre pieczenie na policzku. Łzy naszły mi do oczu. - Zapamiętaj na zawsze, że mam prawo cię dotykać kiedy chce, bo należysz do mnie.
- Dlaczego mnie porwałeś? - powiedziałam. - Co ja ci takiego zrobiłam?! - krzyknęłam i się rozpłakałam.
- Myślałaś, że cię zostawię? Że zapomnę? To, że ty ode mnie uciekłaś nie znaczy, że ja nigdy cię nie znajdę.
- Jesteś psychiczny! - wykrzyczałam nadal płacząc.
- Nie, po prostu cię kocham i chcę, żebyś ty też mnie kochała.
- I dlatego mnie przywiązałeś i uderzyłeś czymś w głowę?
- Przykro mi, ale to było konieczne. A teraz siedź cicho, bo muszę wyjść - zakomunikował i wyszedł drzwiami, które znajdowały się na przeciw mnie. "Dlaczego?" zapytałam siebie w myślach i ryczałam dalej.

*Flashback*
- Julie, ubieraj się - rozkazał mi Jackson, gdy pod drzwi podjechał Thomos, nasz kierowca. Posłusznie zrobiłam co kazał i wyszliśmy z domu. Po przyjechaniu we właściwe miejsce skierowaliśmy się do drzwi. Po chwili otworzyła nam Avetta, gosposia Richard'a. Od razu po wejściu zdjęliśmy płaszcze i udaliśmy się do stołu. Uśmiechałam się sztucznie do wszystkich.
- Muszę iść siku - szepnęłam Jacksonowi na ucho na co on kiwnął głową.
- Tylko żadnych numerów, bo wiesz co cię czeka w domu - ścisnął mnie mocno za rękę, którą trzymałam na kolanie. Cholernie zabolało.
- Oczywiście. To ja idę - zakomunikowałam i wstałam od stołu. Skierowałam się w stronę toalet.
- Ooo, Julie! Dawno się nie widziałyśmy - odwróciłam się i zobaczyłam średniego wzrostu blondynkę o krępej budowie, z burzą loków na głowie.
- Cześć Elizabeth, to prawda, ale wiesz... praca i tak dalej - skłamałam, przytulając ją na powitanie. Kątem oka spostrzegłam, że Jackson nas obserwuje, spięłam się.
- Rozumiem. Sama przecież pracuję - powiedziała i nagle zaczęła przyglądać się mojej twarzy. Co ty masz na policzku? - "Jeszcze tego brakowało..."
- Co? - udawałam, że nie wiem o co chodzi i złapałam się za polik, żeby zakryć szramę. "Przecież użyłam tyle pudru..." Zauważyłam, że Jackson wstał od stołu i zaczął iść w naszą stronę. "O nie."
- Nie udawaj, masz jakiś duży ślad. Co ci się stało? - zapytała i w tym momencie podszedł do nas mój chłopak.
- Witaj Elizabeth - uśmiechnął się sztucznie. - Mogę porwać moją dziewczynę na chwilę?
- Oczywiście - uśmiechnęła się do niego. - Jeszcze dokończymy tę rozmowę - spojrzała na mnie i pogroziła mi palcem. Uśmiechnęłam się bladą.
- Chodź, kochanie, do łazienki. Tam będzie ciszej - rzekł Jack i pociągnął mnie za rękę do toalet. Wiedziałam już co się stanie. Gdy już byliśmy w środku zaczął mi się przyglądać, a dokładniej mojemu polikowi. - Ty jakaś tępa jesteś?! - powiedział gestykulując rękami. - Dlaczego nie zakryłaś tego do końca?! Ty głupia szmato! - krzyknął i dostałam w twarz z "liścia". Uderzenie było tak silne, że aż upadłam na podłogę. - Suka niewdzięczna! - pochylił się nade mną i tym razem dostałam z pięści. Krew mi poleciała z nosa. - Mam cię dość - zaczął mnie kopać. Nie mogłam nic zrobić. Gdy obraz przed oczami zaczął mi się zamazywać usłyszałam pisk i trzaskanie drzwi, a po chwili okropny. Po chwili do łazienki wbiegła ochrona i ludzie. Zaczęli się mi przyglądać, a niektórzy nade mną pochylać. Usłyszałam, że ktoś zadzwonił na pogotowie. Oczy mi się już zamknęły. Chwilę przed odpłynięciem usłyszałam jeszcze głos Elizabeth:
- Julie! Nie zasypiaj, proszę!

*End of flashback*

Trafiłam do szpitala i jak się później okazało, Jackson'a zabrała policja i trafił do więzienia, bo na światło dzienne wyszły też wszystkie jego kradzieże i pobicia. Wtedy nareszcie zakończyły się moje męki. Rodzice, gdy się dowiedzieli, że mnie bił załamali się. Uważali, że to ich wina, bo nic nie zauważyli, a ja im nie powiedziałam, bo po prostu Jack by mnie pewnie zabił, gdyby się dowiedział. Tak miałam każdego dnia. Bił mnie za każde słowo, które go irytowało albo, gdy nie miał się na czym wyżyć. Ale nigdy nie posunął się do tego, co zrobił tamtego wieczora. Gdy jeszcze z nim byłam cięłam się każdej nocy. To mi pomagało. Dzięki bólowi nie myślałam o nim... Po wyjściu ze szpitala wróciłam do domu. Więc dlaczego chłopak uważa, że od niego uciekłam? Pisał on do mnie z więzienia tysiące listów. Żadnego nigdy nie otworzyłam tylko wszystkie od razu paliłam. Po wszystkim Rose mi bardzo pomogła i też winiła siebie, że niczego się nie domyślała. Elizabeth zaś wyjechała kraju, ponieważ skończyła 18 lat i w Norwegii znalazła sobie świetną pracę. Od kiedy wyjechała nie miałam z nią kontaktu... nigdy.  To wszystko działo się rok temu, a mimo to pamiętam wszystko jakby to działo się wczoraj, Teraz te wspomnienia wróciły. Kilka dni lub tygodni temu musiał wyjść z więzienia i mnie znaleźć. Wiedziałam do czego Jackson jest zdolny i jak teraz będzie wyglądało moje życie, choć nawet nie przypuszczałam, że będzie, aż tak źle.

**********************************************************************************************
Za pewne nie spodziewaliście się takiego obrotu spraw i na to liczyłam c: Trochę dramatu musi być ;D Ten rozdział dedykuję mojej kochanej Wiktorii, która miała wczoraj urodziny, ale nie zdążyłam wczoraj go dodać:( ♡ Najlepszego kochana i dziękuję za wsparcie i motywację ♡ Kocham Was wszystkich ♥♥

środa, 3 grudnia 2014

Rozdział XIV

Usłyszawszy te słowa zamarłam.
- Wszystkiego Najlepszego, Julie!!! - usłyszałam głośny krzyk z różnych stron. Po chwili zapaliło się światło. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Dwa metry przede mną stał Austin, a obok niego Rose i reszta moich przyjaciół. Przetarłam oczy, żeby się upewnić, że nie mam zwidów. Rozejrzałam się wokół. Wszędzie ktoś stał, znajomi i nie znajomi. Austin, Rose, Katy, Amy, Caroline, Alex i David podeszli do mnie. Patrzyłam się na nich wielkimi oczami.
- Podobała ci się niespodzianka, kochanie? - zapytał mój chłopak uśmiechając się słodko.
- Ale... jak to... jak wy to zrobiliście...? Przecież... - nie mogłam wypowiedzieć sensownego zdania. Nadal nie rozumiałam jak oni to zrobili. - Rose, Amy,  Katy wy miałyście być na imprezie u Victorii...
- Serio myślisz, że byśmy poszły bez ciebie na jakąkolwiek imprezę? To było kłamstwo, nie ma żadnej imprezy u Victorii - zaśmiała się Rose, a ja nie mogłam się uśmiechnąć. Mój strach jeszcze nie uciekł. Wzruszyłam ramionami.
- Może lepiej ci wszystko opowiem? - Austin spojrzał mi w oczy, a ja pokiwałam głową. Oczy wszystkich były skierowane na nas. - To tak. Kilka dni temu siedzieliśmy wszyscy razem i próbowaliśmy wymyślić jakąś super niespodziankę. Rose jakoś przypadkiem powiedziała, że lubisz horrory i w ogóle straszne rzeczy. Ale Katy i Amy powiedziały też, że zawsze marzyłaś, żeby twoje osiemnaste urodziny były w klubie. Wtedy przypomnieliśmy sobie z Alexem, że właśnie w Teksasie jest klub o nazwie "PIEKŁO". Nosi taką nazwę, ponieważ solenizantom organizuje się właśnie takie horrory jak było u ciebie. Muszą najpierw przejść przez kilka pokoi. Kiedy ich strach będzie już na największym poziomie wchodzą tu i słyszą: "Witamy w piekle". I właśnie wtedy światło jest zapalane i niespodzianka - wyszczerzył się, a ja patrzyłam na niego szybko mrugając oczami. Chłopak podszedł bliżej mnie. - Jul? Wszystko w porządku? - zaczął mi machać ręką przed głową, a ja nie reagowałam. - Halo, halo, ziemia do Julie... Julie? - wtedy ja nie wytrzymałam i po prostu wybuchłam głośnym śmiechem. Nie mogłam przestać. "A tak się bałam" łzy napłynęły mi do oczu ze śmiechu.
- Misia, z tobą na pewno wszystko dobrze? - teraz bliżej podeszła Rose i przyjrzała mi się zmartwiona, a ja złapałam się za brzuch i w pół zgięta śmiałam się dalej.
- Wasze miny... ja... ja się tak bałam - mówiłam przerywając śmiechem. W końcu udało mi się ogarnąć. Humor miałam teraz świetny. - Nienawidzę was wszystkich, a zarazem kocham! - krzyknęłam i rzuciłam się Austinowi i Rosalie na szyję. Oni się uśmiechnęli i też mnie objęli.
- Jezu, dziewczyno, strachu nam naniosłaś tym zacięciem się - zaśmiała się moja najlepsza przyjaciółka, gdy już się od nich odkleiłam.
- Co?! Ja wam? - spojrzałam na nią próbując być groźna, ale pewnie mi nie wyszło. - To chyba wy mi. Myślałam, że ktoś mnie porwał, to było masakryczne, nigdy tak się nie bałam.
- Czyli plan nam się udał - odezwała się Katy.
- Jak najbardziej. I przyznam, że był świetny. Mimo tego, że się bałam to naprawdę było super! Miałaś rację - spojrzałam na Rose - uwielbiam się bać - wyszczerzyłam się. - Dziękuję, bardzo wam dziękuję.
- Nie masz za co, skarbie - Austin spojrzał mi w oczy, a ja mu i trwaliśmy tak kilka sekund dopóki Amy się nie odezwała.
- A teraz czas na tort! - powiedziała entuzjastycznie oblizując się, a wszyscy się zaśmiali. "Cała Amy" uśmiechnęłam się. David z Alex podeszli do mnie z wielkim tortem, a za nimi reszta gości, których było naprawdę dużo. Tort był śliczny, w moim ulubionym kolorze i z moim imieniem na czele. Na środku znajdowała się piękna, duża, biała kokarda, a całe ciasto było w małych, różowo-białych kwiatkach.

- Jaki cudny! - zachwyciłam się.
- Pomyśl życzenie - powiedział Alex. Spojrzałam na niego, a potem na mój piękny tort. "Niech wszystko będzie tak jak jest teraz, ponieważ mam wszystko o czym zawsze marzyłam" pomyślałam i zdmuchnęłam osiemnaście białych świeczek. Wszyscy zaczęli bić mi brawo i śpiewać sto lat. Poczułam się jak taka mała dziewczynka. Łzy mi napłynęły do oczu. "Kocham ich."
- Dziękuję kochani- uśmiechnęłam się poprzez łzy. Chłopaki odłożyli ciasto na stolik, a mój chłopak podszedł do mnie.
- Ej, kochanie, tylko nam się tu nie wzruszaj, na wszystko to zasłużyłaś - uśmiechnął się do mnie ciepło.
- Nie, nie jestem nikim wyjątkowym, a mam cudowne życie. Dziękuję Bogu za was, jesteście najlepszym, co mnie w życiu spotkało - teraz już rozpłakałam się na maksa. Aus otarł mi łzy i mnie mocno przytulił. Wtuliłam się w niego i cieszyłam się chwilą. Przy nim czułam się taka bezpieczna... Każdy jego dotyk przyprawiał mnie o dreszcze, jego zapach powodował zawroty w mojej głowie, a jego usta sprawiały, że wszystko inne się nie liczyło. Był moim azylem, moją obroną przed wszystkim i wszystkimi. Mimo, iż nie jesteśmy ze sobą, aż tak długo to kocham go całym sercem i wiem, że on mnie też.
- Jesteś  wyjątkowa, najlepsza, a co najważniejsze moja - zaśmiał się poruszając śmiesznie brwiami, a ja dałam mu całusa w usta na co wyszczerzył się. - Dobra, czas na prezenty.
- Chwila! - powiedziałam głośno na co znów zapadła cisza na sali, bo wcześniej było słychać jakieś szepty. Przypomniała mi się ważna rzecz. - Moja mama dzisiaj się dziwnie zachowywała. To było spowodowane tym? - pokazałam ręką na całą salę, która skromnie mówiąc była ślicznie ozdobiona. Na ścianach znajdowały się różne ozdoby, w powietrzu dekoracje, a wokół nas mnóstwo kolorowych balonów.
- Tak - zaśmiała się Rose. - Wiesz jak trudno było jej zagrać tak surową dla swojej najukochańszej córeczki? Na początku nie chciała się na to zgodzić - spojrzała na Katy i Amy, a te pokiwały równo głowami.
- Ale chyba pani Grande idealnie odegrała swoją rolę? - odezwał się Austin.
- Aż za bardzo - zaśmiałam się.
- Dobra, skoro wyjaśnione, dawaj ten prezent Austin. My też na to czekamy - powiedziała Amy, a wszyscy się zaśmiali i jej przytaknęli. Mój chłopak wziął do ręki torbę, którą wcześniej odłożył. Spojrzał mi w oczy.
- Chciałem ci życzyć zdrowia, szczęścia, uśmiechu na tej pięknej buźce, szczęścia... Ze mną oczywiście - zaśmiał się. - Abyś nigdy się nie smuciła, bo wiesz, że tego nienawidzę. Misiu mój, mam dla ciebie dziś taki drobny prezent. Reszta jutro wieczorem - dokończył.
- Ale... nie dość, że już dziś mi dajesz prezent to jeszcze jutro chcesz... - zmieszałam się.
- Proszę ze mną nie dyskutować - uśmiechnął się szeroko. - Kocham cię najbardziej na świecie, pamiętaj o tym - szepnął mi do ucha, pocałował w policzek i dał mi małą torebkę z prezentem w środku. - Proszę i przepraszam, że dziś się bałaś, a nie było mnie przy tobie.
- Też o tym myślałam w trakcie tego horroru - uśmiechnęłam się do niego. - Ale wtedy to by wcale nie było straszne.
- Jeśli tak uważasz - dał mi jeszcze szybkiego buziaka w usta odszedł na bok dając dostęp do mnie innym gościom. Zauważyłam, że za Austin'em ustawiła się duża kolejka. Rose podeszła do mnie.
- Moja mała dziewczynka ma już 18 lat - powiedziała udając, że wyciera łzy. Wybuchłam śmiechem, a ona za mną. - Szczęścia, zdrowia, hajsu, prezentów, mniej głupoty w głowie, więcej mnie. Nie zmieniaj się nigdy, bo kocham cię taką jaką jesteś.
- Nienawidzę cię, wiesz? - powiedziałam uśmiechając się szeroko.
- Wiem, ale wiem też, że mnie bardzo kochasz - wyszczerzyła się.
- No niech ci będzie, panno skromnisiu - zaśmiałam się.
- Wiedziałam! A teraz trzymaj - dała mi do ręki jakąś paczuszkę. Odłożyłam ją na stolik obok, tak jak prezent od Austin'a. Potem będę je wszystkie rozpakowywać. Podziękowałam i się przytuliłyśmy. Po Rose byli jeszcze przyjaciele, a potem znajomi. Zajęło to sporo czasu. Gdy ostatnia osoba właśnie wręczyła mi upominek usłyszałam głos Austin'a.
- Teraz czas na zjedzenie tego tortu - oczy mu się zaświeciły, a ja zachichotałam. - Julie, chodź tu, ty pierwsza kroisz.
- Co za zaszczyt - uśmiechnęłam się szeroko. Posłusznie podeszłam do chłopaka i ukroiłam ten pierwszy kawałek. Amy, Katy i Rose kroili dla pozostałych gości.

*2 godziny później*
Zabawa była przednia. "To są zdecydowanie moje najlepsze urodziny." Rozpakowałam już wszystkie prezenty. Dostałam przróżne rzeczy, między innymi: płyty różnych zespołów i wykonawców, ubrania, biżuterię, książki. Od Austin'a dostałam prześliczny naszyjnik w kształcie serca.


Od Rose zaś otrzymałam płytę Seleny Gomez, czyli mojej ulubionej piosenkarki i kolczyki, od Amy komplet bransoletek i piękną sukienkę, od Katy grę na Xboxa i album ze zdjęciami z Anglii, na których byłam ja z dziewczynami. Od Alex'a książkę , a od Car i David'a ramkę ze zdjęciem naszej całej paczki i płytę One Direction.
W środku znajdowało się nasze zdjęcie
- Jak tam staruszko? - do boksu, przy którym siedziała nasza paczka podszedł David, który właśnie przyszedł z parkietu.
- Kto tu jest staruchem? - pokazałam mu język. - A gdzie masz Caroline? - zapytałam rozglądając się w poszukiwaniu przyjaciółki.
- Ktoś mi ją odbił - zrobił naburmuszoną minę, a my wszyscy się zaśmialiśmy.
- Oj, ty biedaku - Austin poklepał go po plecach chcąc okazać współczucie. David przysiadł się do nas. Dowiedziałam się dlaczego Caroline nie odbierała ode mnie i mówiła, że nie ma czasu... To wszystko było wliczone w plan, bo chłopaki uważali, że dziewczyna ma długi język i zaraz by się wygadała. Ale teraz zdecydowanie nadrobiłam z nią wszystko.
- Może kolejną kolejeczkę? - zapytał John podchodząc do nas, kolega Austina, który bawił się w barmana.
- Ja dziękuję i tak już mi zaczyna w głowie szumieć - uśmiechnęłam się.
- Bo masz słabą głowę, kochana- powiedziała Rosalie, która wypiła już zdecydowanie więcej niż ja, a nie było tego po niej widać. Prychnęłam.
- Rose? Zatańczysz? - Alex zwrócił się do mojej przyjaciółki. Dziewczyna pokiwała głową lekko się rumieniąc. Nigdy nie widziałam jej takiej. Takiej wstydliwej, co do chłopaka. Zwykle to ona jest tą "górą" w związku. Uśmiechnęłam się szeroko, gdy poszli razem na parkiet.
- Uuu, coś się szykuje - powiedziała Katy.
- Dopiero teraz to zauważyłaś? - zdziwiłam się. - Tych dwoje zdecydowanie bardzo  do siebie ciągnie.
- Fakt - przyznał Austin. - Kotku, a może my weźmiemy z nich przykład i też zatańczymy?
- Z tobą zawsze - powiedziałam przygryzając wargę. Wyszliśmy z boksu i poszliśmy szaleć. Nagle puszczono wolną piosenkę. Wtuliłam się w Austin'a i kołysaliśmy się w rytm muzyki. Kątem oka zauważyłam Rosalie wtulającą się nieśmiało w Alexa. "Oni muszą być razem" pomyślałam. Po kilku następnych piosenkach miałam dość. - Misiuu, chodź usiąść - powiedziałam do Mahone'a, a on uśmiechnął się na znak zgody. Gdy chciałam usiąść chłopak pociągnął mnie w pasie i wylądowałam na jego kolanach. Zachichotałam, a on wtulił się w moją szyję.
- Kocham cię, wiesz? - odezwałam się
- Wiem, ale ja ciebie bardziej - odpowiedział i mnie pocałował. Na szczęście sami siedzieliśmy w boksie, bo wszyscy tańczyli. Pocałunek Austin'a był po prostu nieziemski. Gdy zabrakło nam oddechu odkleiliśmy się od siebie. - Tak w ogóle to seksownie dziś wyglądasz - wymruczał mi do ucha. Patrząc mu w oczy zatrzepotałam rzęsami i uśmiechnęłam się szeroko.
- Dziękuję skarbie. Dziękuję ci też za tą niespodziankę, jest cudownie.
- Cieszę się, że ci się podoba, ale nie masz za co dziękować.
 Wtuliłam się w niego i trwaliśmy tak przez kilka minut, rozmawiając o wszystkim. Potem przyszli do nas pozostali.
- Chwilę nas nie ma, a wy już co? - zaśmiał się David, a my mu zawtórowaliśmy.
- O widzę, że odzyskałeś swoją dziewczynę - powiedział Mahone, a Toretto przygarnął Caroline ramieniem.
- Tak i nikomu jej nie oddam - pogłaskał dziewczynę po głowie.
- Jesteś idiotą David - powiedziała Car i uderzyła go lekko w ramię.
- Kochanie, ranisz! - chłopak zaczął udawać, że umiera. Złapał się za serce i imitował duszenie się. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem przyglądając się tej scence. "Istny kabaret."
- No dobrze, nie chcę, żebyś mi tu umarł - Car zlitowała się nad swoim chłopakiem i dała mu buziaka, a potem się do niego przytuliła. David pokazał nam uniesiony kciuk w górę szczerząc się.
- Oj chłopce co ty bierzesz... - śmiał się Alex.
- Daj i nam - zawtórowała mu Amy.
- A podobno dzieciom nie wolno - powiedział David i pokazał jej język.
- Też coś! To, że jestem z was najmłodsza nie znaczy, że jestem dzieckiem - prychnęła oburzona Amy, oczywiście dla żartu, tak samo jak chłopak.
- A osiemnastka jest?
- Już za kilka miesięcy będzie - skrzyżowała ręce na piersi udając, że się obraża.
- Czyli jesteś jeszcze dzieckiem - zaśmiał się i wysłał jej buziaka w powietrzu, a ta nadal siedziała ze skrzyżowanymi rękami, choć już sama nie mogła powstrzymać śmiechu.
- Jak ja uwielbiam te wasze spory - odezwałam się rozbawiona. Pozostali przyjaciele powiedzieli, że podzielają moje zdanie i dalej żartowaliśmy w najlepsze.

*Kilka godzin później*
Była już późna noc. Tańczyłam już wiele razem, chyba z każdym tu obecnym. Poznałam kilkoro nowych ludzi, znajomych moich przyjaciół. Rose, Caroline i Katy były pijane, tak samo jak David. Austin i Alex byli jedynie lekko wstawieni. Amy wypiła tylko kilka drinków, więc się dobrze trzymała. Ostatni znajomi właśnie się ze mną żegnali dziękując za świetną imprezę.
- Austin? Austin! - powiedziałam do chłopaka, który zasypiał na siedzeniu.
- Co się stało? Już obiad? - zapytał zaspany.
- Ja ci tu dam spać! Wstawaj szybko, jedziemy do domu.
- Ale jedziesz ze mną? - złapał mnie za rękę i się do niej przytulił, a ja zaczęłam się śmiać.
- Idiota - machnęłam ręką.
- Ale twój - wymamrotał i wstał. Reszta ciągnęła się za nami. Zamówiliśmy już taksówki. Gdy przyjechały do jednej zapakowałam się ja, Austin, Katy i Amy. Amy podtrzymywała swoją najlepszą przyjaciółkę. Najpierw dojechaliśmy do domu mojego chłopaka. Wysiadłam i zaprowadziłam go do drzwi.
- Jeszcze raz dziękuję za wspaniałe urodziny - powiedziałam uśmiechając się.
- A ja powtarzam, że nie masz za co. Kocham cię.
- Ja ciebie też - i go pocałowałam. Po kilkunastu sekundach oderwałam się od niego. - Muszę lecieć, bo nie będą na mnie czekać wieczności. Do jutra - wysłałam mu buziaka w powietrzu odchodząc.
- Do jutra - uśmiechnął się, a ja wsiadłam z powrotem do taksówki. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że powinnam powiedzieć "do zobaczenia", bo przecież jest już grubo po północy. Gdy dojechaliśmy przed nasze domy zapłaciłam taksówkarzowi i Amy pokierowała się do domu Rose. a ja razem z Katy do mojego, a raczej to ja ją prowadziłam. Jak najciszej otworzyłam drzwi i po zdjęciu butów poszłyśmy na górę. Na szczęście dziewczyna dała radę się przebrać, więc ja poszłam do siebie i też tylko zmieniłam ubranie. Przed rzuceniem się na łóżko poszłam napić się soku. Gdy już leżałam w łóżku myślałam o całej zabawie. "Nigdy nikt nie wyprawił mi czegoś tak cudownego... Austin to zdecydowanie ten jedyny." I myśląc o moim wspaniałym chłopaku odpłynęłam do krainy Morfeusza...

*************************************************************************************
Hej, hej, hej! :D Dzisiaj przychodzę do Was niespodziewanie z rozdziałem czternastym. Mam nadzieję, że może być i nie jest za słodko czy coś, haha. Ostatnio naszła mnie ogromna wena i chce mi się tylko pisać i pisać... Następny będzie, ale pod koniec tego tygodnia, ale na początek następnego. Dziękuję za komentarze i tyle wyświetleń, znaczy to dla mnie bardzo dużo ♥ Kocham Was i do następnego ♥♥

sobota, 29 listopada 2014

Rozdział XIII

Poczułam lizanie po policzku. Przetarłam oczy i zobaczyłam...
- Harry, co ty słonko chcesz? - powiedziałam do pieska, który zaczął szczekać- Głodny jesteś? - zapytałam go, a on spojrzał na mnie tak śmiesznie, że aż się zaśmiałam w głos. - No chodź na dół, dam ci jeść - wstałam z łóżka i stanęłam przy drzwiach patrząc na niego. Po chwili stał już przy mnie. Zeszliśmy na dół i nasypałam mu karmy. Na dole było cicho, rodzice pewnie byli w pracy, a Lily u sąsiadki. Katy znając życie jeszcze spała. Wyjęłam szklankę i nalałam sobie soku pomarańczowego. Spojrzałam na zegarek: 8:35. "No cóż, już nie usnę." Dopiero teraz spostrzegłam kartkę na lodówce.
"Musiałam dziś iść do pracy. Lily zabrałam do sąsiadki, bo tak słodko spałyście. Odbierz ją od pani Lucy o 12.00. Wrócę po 16, bo muszę jeszcze coś załatwić. Zostawiłam wam składniki na gofry.
Mama x"
"Okey, czyli mamy spokój od małej do 12.00" pomyślałam. Odstawiłam szklankę i skorzystając z tego, że Katy śpi postanowiłam pobiegać. Założyłam top i dresy i wyszłam ze słuchawkami na uszach. Biegłam myśląc o tym jaką szczęściarą jestem. Mam kochających rodziców, słodką siostrę, wspaniałych przyjaciół i najcudowniejszego na świecie chłopaka. Po prostu sielanka...

*Kilka dni później*
Dziś cudny dzień! Nareszcie moje urodziny. Od rana chodzę prze szczęśliwa, choć jeszcze nikt osobiście nie złożył mi życzeń. Może zapomnieli... Ale na pewno wieczorem mi złożą. Na portalach społecznościowych mam ich już dużo. Zrobiłam sobie zdjęcie z czapką urodzinową na głowie i wstawiłam na instagrama z podpisem: "MY BIRTHDAY!!! ♥". Dostałam dużo like'ów.
- Spotykasz się dziś z Austin'em, Julie? - zapytała mnie Rose, u której siedziałyśmy.
- Chyba nie... - powiedziałam i spojrzałam na swoje stopy. Dziewczyny nic nie powiedziały.
- O jacie! Dziewczyny! Victoria zaprasza nas na imprezę! Dziś wieczorem! - krzyknęłam szczęśliwa Katy.
- Co? Jak to? TA Victoria? - zapytałam z akcentem na pierwsze słowo.
- Taak! - spojrzała w telefon, a po chwili jej entuzjazm zgasł - ale... przykro mi Julie - spojrzała na mnie smutno, a ja nie wiedziałam o co jej chodzi. Spojrzałam na nią pytająco. - Vicky napisała, że bez ciebie, czyli, że zaprasza nas trzy...
- Co? - zrobiło mi się smutno, nie powiem, że nie. - Dlaczego?
- Nie wiem, napisała tylko tyle - odpowiedziała mi dziewczyna.
- Julie, bez ciebie bym nie poszła, ale to impreza dla najfajniejszych osób no sama rozumiesz... - powiedziała Rose, a mi się wtedy zrobiło jeszcze bardziej smutno.
- Spoko, bawcie się dobrze, może Aus będzie wolny, a jak nie to posiedzę w domu - uśmiechnęłam się sztucznie. "Po protu cudowne urodziny..."
- To jak dziewczyny? Lecimy się ogarniać?! - powiedziała, a właściwie krzyknęła szczęśliwa Amy.
- Taak - odpowiedziały jej chórkiem i wyszły bez pożegnania. Szkoda, że mnie zostawiły, ale cóż.

*Kilka godzin później*
Siedzę sama na łóżku w pokoju z laptopem na kolanach popijając zimny sok. Piękne urodziny... Austin nawet nie raczył zadzwonić, a dziewczyny teraz pewnie bawią się na imprezie. Z Caroline nie mam kontaktu od kilku dni, odkąd dziewczyny przyjechały... Jak dzwonię nie odbiera, a na smsy odpisuje, że nie ma czasu... Nie wiem co zrobiłam, mam nadzieję, że nie jest na mnie obrażona... David i Alex także o mnie zapomnieli. Tylko rodzice i Lily o mnie pamiętali. Przynieśli tort ze świeczkami i dali mi prezent. To było trochę nieprawdopodobne, ale kupili mi... samochód!


Najprawdziwszy na świecie! Byłam w szoku jak go zobaczyłam przez okno. Piękny, czerwony o jakim zawsze marzyłam. Popłakałam się ze szczęścia. "Teraz czas tylko zrobić prawko" uśmiechnęłam się w duchu.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę!- powiedziałam głośno. Po chwili do pokoju weszła mama.
- Julie, twoja taksówka właśnie przyjechała - patrzyła się na mnie z nieodgadniętym wyrazem twarzy.
- Moja taksówka...? Co? Ja nie zama...
- Wstawaj szybko, zakładaj buty i idź! Tak to zapłacimy za nią przez twoje głupie żarty, a tak to przynajmniej gdzieś pojedziesz! - powiedziała surowo, a ja zrobiłam wielkie oczy. Musiało to wyglądać komicznie. "Od kiedy moja mama się tak zachowuje... Ja nie zamawiałam żadnej taksówki... Ktoś sobie ze mnie żarty robi..." - No szybciej, szybciej - poganiała mnie. Posłusznie zeszłam na dół i założyłam czarne conversy. Wyszłam z domu i wsiadłam do tej taksówki, nadal byłam zdziwiona. Taksówkarz nawet nie zapytał, gdzie jechać tylko ruszył. Czułam się dziwnie. Mogłam nie wsiadać, ale skoro mama kazała to co miałam zrobić...
Po półgodzinnej jeździe taksówkarz wysiadł i otworzył mi drzwi. Chciałam już zapytać ile płacę, ale on wziął mnie pod rękę i zaprowadził do budynku pod który podjechaliśmy. Był on duży, z szarej cegły, wyglądał jak jakiś stary magazyn. Byłam wystraszona. "A może on chce mnie porwać?" Nagle uświadomiłam sobie, że to jest możliwe. Serce mi stanęło, ale na moje nieszczęście nogi nie chciały się zatrzymać i szły tak jakby oddzielnie od mojego ciała. W żołądku mnie ścisnęło, cholernie się bałam. Taksówkarz otworzył jakieś kolejne czarne drzwi, nie byto tu okien, więc było ciemno.
- Proszę to założyć szybko! Masz minutę, bo ON będzie zły! - powiedział surowo ochroniarz, aż mi serce do gardła podskoczyło. Podał mi jakieś pudełko i usłyszałam zamykanie ciężkich drzwi. Prawdopodobnie tych, którymi przyszliśmy. Było tak ciemno, że nie widziałam dosłownie nic. Otworzyłam po omacku pudełko i zaczęłam macać, to co znajdowało się w środku. Było to jakieś ubranie, jakaś bluzka, sukienka? Nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale zaczęłam to zakładać. Nie wiem co mną kierowało. Chyba ciekawość co będzie dalej. Teraz na pewno mogłam stwierdzić, że to sukienka z jakiegoś delikatnego materiału. Dopiero teraz spostrzegłam, że pod sukienką leżały jakieś buty, dokładnie szpilki, co dało się wyczuć po cienkim obcasie i biżuteria: kolczyki, bransoletki  i naszyjnik. Może to głupie, ale w tym momencie stwierdziłam, że akurat do tego stroju pasuje moja fryzura, którą sobie rano zrobiłam, czyli kok z warkocza.

Nadal bałam się jak cholera i nic mi nie przychodziło na myśl co to wszystko ma znaczyć. "A może to naprawdę jest porwanie, tylko ten facet chce, żebym ładnie wyglądała?" przemknęło mi przez myśl i połknęłam głośno ślinę. "W takim razie dobrze, że to założyłam, bo gdyby się zdenerwował... Spokojnie. Co teraz zrobić?" Ubranie i buty, które miałam wcześniej na sobie położyłam na ławce, która stała przy ścianie. "Ciekawe czy dobrze wszystko założyłam..." Po chwili uderzyłam się z otwartej ręki w czoło. "To jest teraz najmniej ważne" skarciłam się w myślach i podeszłam do ściany. Zaczęła iść wzdłuż jej. Nagle poczułam klamkę. Przez 20 sekund stałam z ręką na niej zastanawiając się czy otworzyć. Zdecydowałam się. Przeżegnałam się szybko i otworzyłam. To co zobaczyłam jeszcze bardziej mnie zdziwiło. Był to mały pokój. Ściany były koloru szarego. Przy jednej ze ścian stała toaletka, a obok niej ktoś... Kobieta  w czarnych, szerokich, podartych spodniach i za dużej białej koszulce. Miała długie, czarne włosy, a na jej twarzy znajdowała się dziwna maska w kolorze jej włosów.




Przyglądałam się jej z szybko bijącym sercem.
- Witaj, zatrudnił mnie ON. Mam Ci zrobić makijaż, żeby pasował do twojej stylizacji, nie pytaj o nic i radzę ci tu szybko usiąść, bo ON będzie zły - mówiła powolnym, gardłowym głosem. Przeszły mnie dreszcze. "Tak, to na pewno porwanie... Ona mówi tak jak ten facet z taksówki..." Siadłam posłusznie na krześle o nic nie pytając. W całej sali panował półmrok, tylko przy toaletce świeciło lekkie światło. Chciałam spojrzeć w dół, w co tak naprawdę jestem ubrana, ale nie zdążyłam tego zrobić, bo kobieta w czarnej masce zabrała się do makijażu.
Po około 20 minutach nareszcie skończyła. Pokazała mi ręką, że mam wstać i popchnęła lekko w stronę następnym, ledwo widocznych drzwi. "Dlaczego nie ma przy mnie Austina?" Pomyślałam z rozpaczą nim otworzyłam następne drzwi. To pomieszczenie było jeszcze straszniejsze niż pozostałe. Na suficie znajdowały się światła, które tylko oświetlały ściany, nic więcej. Te ściany... Niczego takiego w życiu nie widziałam. Na każdej znajdowało się mnóstwo... krwi, jakby świeżej. Na jednej ze ścian umieszczony był napis, gdy go przeczytałam mój strach był już niewyobrażalny. Ręce zaczęły mi drżeć, kiszki się skręciły, a oddech stał się szybki. Pisało tam: "UCIEKAJ STĄD NAJSZYBCIEJ JAK MOŻESZ, BO SKOŃCZYSZ TAK JAK MY..." Zaczęłam się cofać do drzwi, którymi tu weszłam, gdy nagle usłyszałam huk za sobą. Coś było za tymi drzwiami. Postanowiłam zmienić kierunek i szłam do przodu. Zauważyłam przed sobą ogromne, czarne drzwi. Znalazłam klamkę i zaczęłam powoli je otwierać. Weszłam do kolejnego pomieszczenia, w którym panowała kompletna ciemność. Zamknęłam drzwi i nagle oślepiło mnie mocne światło. Padało wprost na mnie. Zasłoniłam twarz, bo mnie raziło, a po chwili usłyszałam:
"WITAMY W PIEKLE"

*********************************************************************************************
Hej kochani... Nie mam żadnego usprawiedliwienia, tak wiem. Mam nadzieję, że jeszcze ktokolwiek to czyta :x Chciałabym się ogarnąć i dodawać posty co tydzień... Spróbuję, może się uda, bo naprawdę postanowiłam wziąć się w garść i pisać chociażby dla tych kilku czytelników. Dziękuję Wam, że jesteście :* Rozdział taki średni, a Wy co o nim sądzicie?

piątek, 19 września 2014

Rozdział XII

*2 dni później*
To już dziś! Dziś przyjeżdżają dziewczyny! Jestem prze szczęśliwa, nareszcie je zobaczę. Wczoraj nie robiłam nic konkretnego. Szlajałyśmy się po mieście z Rose i Caroline. Austina niestety nie widziałam, bo miał cały dzień próby. Zobaczę go dopiero jutro, bo ma czas dziś wieczorem, ale wtedy przyjeżdżają dziewczyny, więc chcę z nimi spędzić cały wieczór.
Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy.
Wzięłam bieliznę i ubranie na dziś.
Poszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Potem wysuszyłam włosy, ubrałam się, umyłam zęby, zrobiłam lekki makijaż i rozczesałam włosy, zakładając tylko na nie opaskę. Przejechałam brzoskwiniowym błyszczykiem po ustach i byłam gotowa. Zeszłam na dół i jak zwykle czekało na mnie śniadanie, naleśniki. Mama siedziała przy stole i czytała jakiś magazyn.
- Hej mamuś - przywitałam się z nią buziakiem w polik i usiadłam na krześle. - Gdzie Harry?
- Jak zwykle biega z Lily po dworze - uśmiechnęła się wskazując za okno.
- O tak wczesnej porze? - zapytałam zdziwiona biorąc pierwszy kęs śniadania do ust.
- Jakiej wczesnej... już 13.00 - powiedziała, a ja zakrztusiłam się. - Nie mówi się w czasie jedzenia - pokiwała palcem wskazującym.
- Serio już 13.00?! Spałam do 12.00...? Wow - wydukałam, a mama się zaśmiała. Dokończyłam moje naleśniki i odłożyłam talerz do zmywarki. Poszłam do swojego pokoju, wzięłam laptopa i położyłam się na łóżku. Weszłam na portale społecznościowe słuchając głośno muzyki w słuchawkach. Nie wiem ile czasu minęło, ale nagle poczułam, że ktoś wyjął mi słuchawki z uszu. Powoli obróciłam głowę do tyłu... Byłam w szoku! To był Austin!
- Austin! - krzyknęłam z radością i rzuciłam mu się na szyję.
- Hej kotku. Nie wiedziałem, że tak za mną tęsknisz po jednym dniu - powiedział, a ja się w niego wtuliłam.
- Każdy dzień bez ciebie jest okropny - spojrzałam mu w oczy, a on mnie delikatnie pocałował. - Czemu nie powiedziałeś, że przyjedziesz?
- Chciałem ci zrobić niespodziankę. Odwołali dzisiejsze próby - uśmiechnął się tak słodko, że, aż mi kolana zmiękły. Przybliżyłam się do niego i pocałowałam go najczulej jak potrafiłam, ale on zaczął całować mnie coraz namiętniej. W końcu odkleiliśmy się od siebie. Usiedliśmy na łóżku. Austin objął mnie ramieniem, a ja położyłam głowę na jego ramieniu. - Kocham cię - powiedział i pocałował mnie w czoło.
- Ja ciebie też, misiu.
Siedzieliśmy tak kilka minut napawając się swoim towarzystwem. Poczułam się śpiąca i ziewnęłam głośno.
- Przepraszam - zarumieniłam się.
- Nie ma za co, ale nie śpij mi tu. Chyba trzeba kogoś rozruszać - podniosłam głowę z jego ramienia i spojrzałam mu w oczy. Mieniły się w nich jakieś iskierki.
- O nie! - pisnęłam i wstałam. Nie zdążyłam zrobić ani kroku, bo on złapał mnie w pasie i zaczął łaskotać. - Przestań proszę - płakałam ze śmiechu.
- Trzeba dać nauczkę śpiochowi! - leżałam na łóżku, a on nadal mnie łaskotał. Udało mi się podnieść do pozycji siedzącej. Wpadłam na pomysł.
- Patrz, tam jest pająk! - krzyknęłam, a on spojrzał w wskazane przeze mnie miejsce. Szybko wstałam i przewracając go usiadłam na nim okrakiem. - I co teraz? - zaśmiałam się.
- O ty spryciaro. Ale bardzo mi się ta sytuacja podoba - poruszył śmiesznie brwiami, a ja się zaśmiałam. Pochyliłam się nad nim i dałam mu buziaka. Resztę czasu spędziliśmy na rozmowie i wygłupach...

*4 godziny później*
Jedziemy właśnie z moją mamą i Rose na lotnisko po dziewczyny. Tak bardzo się cieszę, że je zobaczę... Mama zaparkowała samochód i weszliśmy do ogromnego budynku. Przeszliśmy przez hol i wyszliśmy z drugiej strony. Zobaczyłam Amy i Katy siedzące na ławce i rozglądające się. Pokazałam Rose, gdzie są i szybko do nich podbiegłyśmy. Dziewczyny spojrzały na nas radośnie i z ekscytacją w oczach. Rzuciłam się na Katy i mocno ją przytuliłam, Rose to samo zrobiła z Amy, a potem na odwrotnie.
- Tak bardzo za wami tęskniłam - powiedziała Rosalie.
- Ja też - dodałam.
- My też bardzo tęskniłyśmy! - podskoczyła z ekscytacji Amy.
- Odliczałyśmy godziny do odlotu - zaśmiała się Katy, a my za nią. - Jesteśmy prze szczęśliwe, że mogłyśmy tu do was przyjechać. Dziękujemy.
- Podziękuj mojej mamie. To ona wszystko załatwiła - uśmiechnęłam się i w tym samym momencie, akurat mama do nas podeszła.
- Julie i Rose, tak wypędziłyście, a ja niestety nie mam takiej kondycji - zaśmiała się.
- Dzień dobry pani - powiedziały Katy i Amy.
- Witajcie dziewczynki - uśmiechnęła się do nich.
- Bardzo dziękujemy za zaproszenie - rzekła Katy.
- Nie ma sprawy. A wiecie już która u której śpi?
- Tak - powiedziałam. - Razem z Rose zastanawiałyśmy się długo nad tym, aż w końcu przypomniałyśmy sobie, że Amy ma alergię na sierść psów... Więc sprawa się sama rozwiązała...
- Dokładnie. Katy śpi u państwa - spojrzała na moją mamę - a Amy u mnie. Pasuje wam?
- Jak najbardziej - wyszczerzyła się Katy do mnie, a ja to odwzajemniłam.
- Cieszę się. To jedziemy? - zapytała mama.
- Tak - odpowiedziałyśmy chórkiem i skierowałyśmy się w stronę samochodu. Wsiadłyśmy i rozmawiałyśmy dosłownie o wszystkim, a moja mama od czasu do czasu coś mówiła. W końcu dojechałyśmy na miejsce. Wraz z Kate pożegnałyśmy się z Rose i Amy buziakiem w polik i poszłyśmy do domu, a moja mama do sąsiadki po Lily.  Od razu po wejściu podbiegł do nas Harry.
- Ojeju! Co to za słodziak? - zapytała Kate, a ja się wyszczerzyłam.
- Dostałam go od rodziców na urodziny. Taki przedwczesny prezent. Ma na imię Harry.
- Cześć Harry - uklękła i go pogłaskała.
- Chodź, pokażę ci twój pokój - pociągnęłam ją za rękę na górę. Otworzyłam przedostatnie drzwi na korytarzu. Katy weszła i zaczęła się rozglądać.
- Ślicznie tu - powiedziała i usiadła na łóżku gładząc pościel.
- Też tak myślę. Tamte drzwi obok tego pokoju prowadzą do łazienki. Idź się odświeżyć i się rozpakuj, a ja zrobię coś do jedzenia.
- Okej - uśmiechnęła się. Chciałam już wyjść z pokoju, ale ona złapała mnie za rękę. - Julie?
- Hmm? - odwróciłam się w jej stronę.
- Dziękuję - powiedziała, a ja podeszłam do niej i ją przytuliłam.
- Nie ma za co - i poszłam.
Zeszłam na dół do kuchni i otworzyłam lodówkę. Wpadłam na pomysł, żeby zrobić muffinki. Wyjęłam potrzebne składniki i zaczęłam wrzucać wszystkie składniki...

*Pół godziny później*
Muffinki już były gotowe. Zadzwoniłam po Rose i Amy i wszystkie jadłyśmy ze smakiem. Potem poszłyśmy do mojego pokoju i opowiadałyśmy sobie o wszystkim. Było bardzo miło.
- A wiecie, że 2 dni po tym jak Rose wyjechała byłam na... - i w tym momencie przerwała, bo zaczął dzwonić mój telefon. Na wyświetlaczu pokazało się zdjęcie mojego księcia. Uśmiechnęłam się do telefonu i odebrałam.
- Hej misiu - powiedziałam i pokazałam dziewczynom przepraszający gest ręką i wyszłam z pokoju.
- No hej skarbie, jak tam? - gdy usłyszałam ten głos ciarki mi przeszły po całym ciele.
- A bardzo dobrze, siedzimy z dziewczynami, gadamy, wspominamy.
- O to dobrze, tęsknię - czułam, że wygiął usta w podkówkę i, gdy sobie to wyobraziłam zaśmiałam się. - Czy ty się ze mnie śmiejesz?
- Nie - teraz to się roześmiałam na maxa. - Tylko... tylko coś sobie wyobraziłam - śmiałam sie nadal.
- Oj kotku, kotku, tylko się spotkamy to zobaczysz...
- Już się boję. A no i ja też tęsknię.
- Na taką odpowiedź liczyłem - zaśmiał się. - Zadzwonię jeszcze jutro to się umówimy.
- Okey.
- Do zobaczenia skarbie.
- Do zobaczenia - i się rozłączyłam. Schowałam telefon do kieszeni i wróciłam do dziewczyn.
- Już gołąbeczki się nagadały? - Rose spojrzała na mnie i się zaśmiała.
- Skończ - pokazałam jej język i siadłam na łóżku obok Amy. - Idziemy na miasto?
- Taaak - odpowiedziały chórkiem i Rose z Amy poszły się naszykować, a my z Katy też. Zarzuciłam czarną bluzę z adidasa i czarne conversy.
- Gotowa? - zapytałam Kate.
- Zawsze - wyszczerzyła się i wyszłyśmy na ulicę. Chwilę później dołączyły do nas dziewczyny.  Szłyśmy powoli śmiejąc się dosłownie z wszystkiego. Obok bloku stali jacyś chłopacy.
- Hej laski - zawołał jeden, a my się zaśmiałyśmy głośniej. "Dobrze, że mam Austina" pomyślałam.
- Może szluga? - zapytał jeden. Ja już chciałam powiedzieć, że nie palimy, ale nie zdążyła się nawet odezwać, gdy ten co pytał podszedł do nas i wyciągnął paczkę w naszą stronę.
- Chętnie - powiedziała Rose, a mnie zatkało. Chłopak jej go zapalił.
- Rose?! Od kiedy ty palisz? - zapytałam. gdy już trochę odeszłyśmy.
- Oj od czasu do czasu... - powiedziała i się zaśmiała, a ja pokręciłam głową. - No co? Julie, nie przesadzaj.
- No niech ci będzie - nie chciałam się z nią kłócić, ale jestem w szoku, że ona pali. "Czego ja się tu dowiaduje o własnej przyjaciółce..."

*2 godziny później*
Kilka minut temu wróciłyśmy do domu. Było świetnie. Byłyśmy w pizzerii, w kilku sklepach, które był jeszcze otwarte i w parku. Pogadałyśmy, pośmiałyśmy się. Cudowny dzień.
Zalogowałam się na facebooka i ogarnęłam wszystkie nowości. Potem weszłam na instagrama i dodałam nowe zdjęcie zrobione dziś z dziewczynami w parku. Odłożyłam telefon na stolik nocny, okryłam się szczelnie kołdrą i zasnęła...

**************************************************************

Tak, wiem. Totalnie zaniedbałam bloga :/ Nie mam na to żadnego wytłumaczenia, po prostu wydaje mi się, że czytają to maksymalnie 3 osoby i jakoś nie mam motywacji:( Miałam dodać rozdział w sierpniu, ale wtedy to w ogóle czasu nie miałam, wracałam późno do domu, itd. Teraz wrzesień, więc szkoła, multum nauki... Spróbuję się ogarnąć i dodawać rozdziały w weekendy co 2 tygodnie, ale nic nie obiecuję... Mam tylko nadzieje, że jeszcze ktoś to czyta i mi wybaczycie:( Kocham Was <3

sobota, 5 lipca 2014

Rozdział XI

Gdy byłyśmy już w parku stanęłam w miejscu zszokowana, bo zobaczyłam... Alex'a! ''Już wrócił?” Podeszłam do niego.
- Oo hej Julie – uśmiechnął się przyjaźnie i przywitaliśmy się przytulasem.
- Cześć Alex! Austin mówił mi, że dopiero wracasz...
- Bo tak było 20 minut temu – zaśmiał się, a ja z nim. Po chwili podeszła do nas Rose i Alex podniósł na nią swój wzrok.
- Alex, to jest właśnie Rose, moja najlepsza przyjaciółka. Rose to Alex.  - Chłopak uśmiechnął się i wystawił rękę. Rose ją ujęła i także się uśmiechnęła.
- Miło mi – powiedział Alex.
- Mi też – odpowiedziała dziewczyna i widziałam, że patrzyli sobie w oczy. „Uu... Może z tego coś będzie?” zapytałam sama siebie.
- Dobra, ja muszę lecieć, bo rodzinka się za mną stęskniła – wyszczerzył się. - Miło było poznać, pa – pomachał nam i nim zdążyłyśmy coś odpowiedzieć pobiegł.
- Szalony – zaśmiałam się, a przyjaciółka za mną. Szłyśmy dalej w ciszy. Było bardzo przyjemnie. - Może zajdziemy na lody? - zapytałam, gdy byłyśmy niedaleko od budki z lodami.
- Dobry pomysł - uśmiechnęła się i podeszliśmy do budki. Ja wzięłam cytrynowe, moje ulubione, a Rose czekoladowo-śmietankowe. Pochodziliśmy jeszcze chwilę po mieście śmiejąc się i postanowiłyśmy wracać do domu. Pożegnałam się z przyjaciółką i skierowałam się do mojego azylu. W salonie zobaczyłam mamę z jakimś kolorowym magazynem w ręku i Lily, która biegała z Harry'm.
- Hej księżniczko - powiedziałam, gdy siostrzyczka przytuliła się do moich nóg. Wzięłam ją na ręce. - Co mi męczysz Harry'ego, co? - połaskotałam ją, a ta się słodko zaśmiała. Postawiłam ją na podłogę. Pogłaskałam pieska i usiadłam na kanapie obok mamy, z nim na kolanach. - Mamo, możemy porozmawiać? - zapytałam, a ona skierowała na mnie wzrok, z nad gazety.
- Jasne. Coś się stało? - w jej oczach zauważyłam zmartwienie.
- Nie... Tylko... Pamiętasz jak mówiłaś, że Katy i Amy będą mogły do nas przylecieć na kilka dni?
- Oczywiście, nawet na 2 tygodnie by mogły.
- No, bo właśnie chciałyśmy z Rose, żeby przyleciały do nas w najbliższym czasie... - powiedziałam i obserwowałam jej reakcję. Najpierw na jej twarzy zagościło zdziwienie, a potem uśmiechnęła się szeroko.
- Jeszcze pytasz! Niech przylatują nawet dzisiaj, to bardzo miłe dziewczyny - po jej słowach "kopara mi opadła".
- Mamo, mówisz serio? - zamrugałam powiekami kilkakrotnie, a ona pokiwała głową. - Jesteś najlepsza, kocham cię! - krzyknęłam i rzuciłam jej się na szyje.
- Ja też cię kocham, córeczko - zaśmiała się, a ja się od niej odkleiłam. - Dziękuję - spojrzałam jej w oczy.
- Nie ma za co. No już, leć i je zapraszaj - powiedziałam, a ja potrząsnęłam głową, jakby chcąc się obudzić i pobiegłam na górę. Wybrałam w telefonie numer Amy i po chwili usłyszałam jej głos.
- Cześć kochana! - powiedziała radośnie.
- Hej, hej. Co tam? - uśmiechnęłam się szeroko.
- A nic, po staremu. A u ciebie?
- Też nic nowego. Co będziecie robić z Katie przez najbliższe 2 tygodnie?
- Hmm... za pewne jak zwykle, albo siedzieć w domu, albo wyjdziemy z dziewczynami...
- Kłamiesz.
- Niby czemu? - zapytała ze zdziwieniem w głosie.
- Bo ja wiem co robicie przez te 2 tygodnie... Przyjeżdżacie do nas! - krzyknęłam uradowana. Przez chwilę nie słyszałam nic w słuchawce, wystraszyłam się. - Halo, Amy, jesteś tam?
- Jeju, kocham was, tak bardzo się cieszę! - krzyczała do słuchawki. - Mówisz serio? - powiedziała po chwili.
- Jak najbardziej serio. Widzimy się pojutrze.
- Tak szybko? Ale się cieszę! Ej, chwilka... a co na to twoja mama?
- Sama kazała mi was zaprosić - zaśmiałam się przypominając sobie reakcję mamy.
- Co? Serio? Kocham ją! - teraz śmiałyśmy się razem.
- Ja też, uwierz, ja też. To zawiadom Katy, a my z Rose zajmiemy się biletami.
- Okey, to potem wam oddamy kasę. To jeszcze pogadamy, a ja kończę, bo muszę powiedzieć o tym Katy! Pewnie też się będzie cieszyć.
- Pewnie tak. To do zobaczenia za dwa dni kochana, pa.
- Pa i jeszcze raz dziękuję - powiedziała i się rozłączyła. "Ach, ta moja kochana Amy. Wszystko sprawia jej radość." Z wielkim uśmiechem na ustach weszłam w telefonie na instagrama i dodałam nowe zdjęcie z Rose. Po przejrzeniu najnowszych zdjęć zablokowałam telefon i postanowiłam zacząć się szykować, bo została mi godzina. "Jeju, przecież nawet nie wiem gdzie..." uderzyłam się z otwrtej ręki w czoło i weszłam szybko na facebook'a. Rose była dostępna, więc do niej napisałam.
[R - Rose, J - Ja]
J: Hej Rosy, wiesz może gdzie mamy się spotkać?
R: O siema Jul :* Tak, pisała do mnie Caroline, że przyjadą po nas bryką Davida ;D
J: A to okey, lecę się szykować :D
R: Już? Kobieto masz jeszcze godzinę :o
J: No wiem, ale ja lubię być gotowa przed czasem :)
R: No wiem :D
J: A wiesz może gdzie jedziemy? Bo właśnie nie wiem co założyć...
R: Nie wiem, ale Caroline pisała mi, żeby się ubrać wygodnie i tyle
J: Oni coś knują... Dobrą kończę, pa :*
R: Pa ♥
Zamknęłam laptopa i podeszłam do szafy. Wybrałam to:

Weszłam do łazienki. Narysowałam sobie kreski, poprawiłam rzęsy mascarą i użyłam pudru. Włosy rozpuściłam i wyprostowałam. Wyszłam z łazienki i stając przed schodami zawołałam Harry'ego. Po chwili przybiegł. Wzięłam go na ręce i skierowałam się do pokoju. Usiadłam na łóżku i bawiłam się z nim.
- Jesteś taki słodziutki... - mówiłam do pieska, a on zaszczekał wesoło. - No, też cię kocham - pocałowałam go w nosek. Spojrzałam na zegarek: 17.50. Wstałam z łóżka i spakowałam do torebki wszystkie potrzebne rzeczy. Założyłam buty i zawiadamiając mamę, że idę, wyszłam z domu. Rose już czekała. Wyglądała ślicznie:


 Podeszłam do niej i przywitałyśmy się buziakiem w policzek.
- Pięknie wyglądasz - powiedziała uśmiechając się, aż w jej w polikach pojawiły się słodkie dołeczki.
- Dziękuję, ale nie dorównuje tobie - odwzajemniłam uśmiech. - Chyba wiem dla kogo tak się wystroiłaś - puściłam jej oczko, a ona zmroziła mnie wzrokiem.
- Niby dla kogo? - chciała zrobić groźną minę, ale jej nie wyszło.
- Oj ty sama najlepiej wiesz. Przyznaj, że spodobał ci się Alex...
- No... przystojny jest...
- I charakter ma wspaniały... Jak go lepiej poznasz to zobaczysz.
- Mam nadzieję - powiedziała i spojrzała gdzieś za mnie. - O patrz, już jadą - odwróciłam się i zobaczyłam David'a za kierownicą. Uśmiechnęłam się szeroko. Po chwili stali przy nas wszyscy. Austin patrzył na mnie. Podeszłam do niego i pocałowałam, co odwzajemnił.
- Cudownie wyglądasz, tęskniłem za tobą - wyszeptał mi do ucha po chwili.
- Ja za tobą też  i dziękuję - spojrzałam mu w oczy, a potem przywitałam się z resztą przytulasem. Podeszłam powtórnie do Austina, a on mnie objął.
- To gdzie jedziemy? - zapytałam przyjaciół.
- Najpierw do kina - wyszczerzył się David.
- Oo dobry pomysł - powiedziałam.
- Bo mój - uśmiechnął się szeroko Austin.
- To jak? Jedziemy? - zapytała Caroline. Wszyscy pokiwaliśmy zgodnie głowami i zapakowaliśmy się do auta. "Dobrze, że jest duże. Tak to nie wiem jak byśmy się zmieścili" zaśmiałam się w myślach. Za kierownicą usiadł David, obok niego Alex, a z tyłu Austin, ja, Rosalie i Caroline. Jechaliśmy śmiejąc się głośno. Gdy byliśmy na miejscu pokazaliśmy bilety i poszłyśmy z dziewczynami usiąść, a chłopaki kupić jedzenie i picie. Ja siedziałam obok Austina, a z drugiej strony Rose. "Nawet nie wiem jaki to film..."
- Austin? - szepnęłam do chłopaka, gdy film się zaczynał.
- Tak, skarbie? - spojrzał mi w oczy.
- Co to za film?
- "Obecność", kojarzysz?
- O jeju... tak. Słyszałam, że to straszne... Czemu akurat horror? - zapytałam z przerażeniem.
- Nie lubisz horrorów? - na jego twarzy malowało się zdziwienie.
- No właśnie kocham! Ale się boję - zakryłam twarz rękami, a Austin pocałował mnie w czubek głowy.
- Oj, ty mój głuptasku. Wiesz, kiedy się będziesz bała możesz się do mnie przytulić - zaproponował.
- Dzięki, na pewno skorzystam - powiedziałam, a on już nic nie mówiąc uśmiechnął się szeroko. Dalej siedzieliśmy w ciszy. Przez cały film wtulałam się w mojego chłopaka i zakrywałam oczy. Film był naprawdę dobry. Po zakończeniu wyszliśmy z sali.
- To było straszne! - powiedziała głośno Rose gestykulując rękami.
- Ee tam, bez przesady. Nie było tam nic strasznego - odezwał się David.
- Naprawdę David? A kto przez cały czas siedział z zasłoniętymi oczami i modlił się o koniec? - zaśmiała się Caroline, a zaraz wszyscy za nią, tylko David się zarumienił i już nic nie mówił. Wyszliśmy z kina i skierowaliśmy się w stronę auta.
- To gdzie teraz? - zapytał Alex, który od kilku godzin nic nie mówił.
- Spoko, wszystko mam zaplanowane - wyszczerzył się David. Po chwili siedzieliśmy wszyscy w samochodzie. Jechaliśmy z 15 minut, aż zobaczyłam wielki szyld z nazwą, której nie kojarzyłam. Obok napisu był obrazek pizzy więc już wiedziałam, gdzie jesteśmy.
- Dobry pomysł - uśmiechnął się Alex. Wszyscy mu przytaknęliśmy, a David był z siebie dumny. Usiedliśmy przy sześcioosobowym stoliku i po chwili otrzymaliśmy Menu. Zamówiliśmy dwie duże pizze i coś do picia. Jedliśmy rozmawiając i śmiejąc się głośno.  Po skończonym posiłku, gdy jeszcze siedzieliśmy i rozmawialiśmy pomyślałam, że powiem Rose teraz o dziewczynach.
- Rose, rozmawiałam z Amy - powiedziałam i nastąpiła cisza. Każdy patrzył się na mnie.
- I? - zapytała dziewczyna.
- Wraz z Katy przylatują do nas pojutrze!
- Co? Naprawdę? To cudownie! - mówiła radośnie. - Mówiłaś mamie?
- Tak, tak. Ja też się cieszę. Dawno się z nimi nie widziałam... Mogą spać u mnie. Mam jeden wolny pokój z łóżkiem dwuosobowym.
- Jak tam chcesz. Nie mogę się już doczekać - cieszyłyśmy się jak głupie.
- Chwila, chwila... Kto to Amy i Katy? - zapytał zdezorientowany David. Rozejrzałam się po twarzach przyjaciół. Miny Caroline i Alex'a była podobna do David'a. Zaś Austin miał na twarzy wielki uśmiech. Opowiadałam mu o dziewczynach.
- To nasze... przyjaciółki. Znamy się od roku i w Manchesterze spędzałyśmy we cztery każdą wolną chwilę - uśmiechnęła się Rosalie na to wspomnienie.
- Tak, to prawda - potwierdziłam i potem zmieniliśmy temat. Po 15 minutach zapłaciliśmy i wsiedliśmy do samochodu. David po kolei zawoził każdego do domu. Ja i Rose mieszkałyśmy najdalej. W końcu chłopak zatrzymał się pod domem, a raczej willą Austina.
- To pa kochanie, do jutra - powiedział i pocałował mnie namiętnie.
- Do jutra - odpowiedziałam i, gdy wychodził wysłałam mu buziaka w powietrzu.

*30 minut później*
Leżę już we własnym łóżku przebrana w piżamę. Sprawdziłam Facebooka, Twittera i Instagrama po czym odłożyłam telefon na stolik nocny. Byłam bardzo zmęczona. Zgasiłam lampkę i okrywając się szczelnie kołdrą usnęłam.

*****************************************************
Przepraszam, że tak późno, ale nie wiem czy ktoś to w ogóle czyta :(
Dziękuję tym co mnie motywują i zachęcają do dalszego pisania ♥

niedziela, 18 maja 2014

Rozdział X

Poczułam na twarzy przyjemne ciepło i otworzyłam oczy, ale po chwili je zamknęłam, ponieważ słońce ostro mi świeciło. Odwróciłam się na drugą stronę i wstałam z łóżka. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu: 8:03. Wyszłam na balkon. "Ciepło..." Pomyślałam, że jest dobra pogoda do biegania. Weszłam do garderoby i wybrałam ubranie, a potem skierowałam się do łazienki. Wzięłam prysznic, umyłam zęby i twarz. Wysuszyłam włosy i szczepiłam w wysokiego kucyka, ubrałam się i zrobiłam delikatny makijaż. Przechodząc obok pokoju Lily usłyszałam głośne szczekanie. Zajrzałam tam i zobaczyłam siostrę próbującą założyć Harry'emu jakieś skarpetki. "Biedny piesek" zaśmiałam się. Na dole nie było nikogo. Zrobiłam sobie tosty i szybko zjadłam popijając sokiem jabłkowym. Wzięłam do ręki małą butelkę wody i wyszłam z domu. Zaczęłam biec w stronę parku. "Muszę przyznać, że nie tak źle u mnie z kondycją." Biegłam uśmiechając się do napotkanych ludzi. Przeważnie były to starsze panie lub pary trzymające się za ręce. Przywołałam w głowie obraz mojego chłopaka i teraz szczerzyłam się jak głupia. "Fajnie to musi wyglądać..."
Po jakiejś godzinie byłam bardzo zmęczona. Skierowałam się w stronę domu. Gdy już miałam wejść usłyszałam piski i wesołe okrzyki Lily dochodzące zza domu. Ominęłam huśtawkę i poszłam tam. Mama opalała się na leżaku czytając jakąś gazetę i raz po raz zerkając na Lily, która pływałam w kole w basenie. Uśmiechnęłam się do nich.
- Julie, może się do nas przyłączysz? - zapytała mama zerkając na mnie.
- No nie wiem...
- No choć Julie! Będzie fajnie - powiedziała siostra machając rączkami i posyłając mi piękny uśmiech. "I jak tu się nie zgodzić."
- Nie bój się, nie utopię cię - mama patrzyła na mnie rozbawiona.
- No dobra, niech wam będzie. Idę się przebrać - pobiegłam na górę. Harry spał. Weszłam do garderoby i znalazłam strój, który mi się teraz najbardziej podobał. Szybko się przebrałam i zeszłam na dół. Nim odłożyłam Iphone'a na stolik ogrodowy spojrzałam jeszcze na wyświetlacz. Była 10:00, czyli miałam jeszcze sporo czasu. Weszłam powoli do basenu.
- Mamo chodź i ty! - zawołałam.
- O nie, ja wolę sobie poleżeć - uśmiechnęła się do mnie.
- No mamoo... - próbowała spojrzeć na mnie groźnym wzrokiem, ale jej nie wyszło. - Ha, ha, coś ci nie pykło, mamusiu. Chodź tu, raz-dwa.
- Mamo, Julie ma rację! Choć do nas, pochlapiemy się tloskę - Lily postanowiła mi pomóc. Wyszczerzyłam się, gdy zobaczyłam, że mama wstaje i idzie do nas.
- Ja wam dam. Żeby własne córki tak starą matkę wrobiły - zaśmiała się i po chwili wchodziła do basenu.
- Jaką starą? Mamo, masz 37 lat, nie przesadzaj. Poza tym wyglądem i zachowaniem wyglądasz na 20 - zaśmiałam się przypominając sobie jaka moja mama jest. Jej własne żarty, z których sama się śmieje, te wszystkie przekomarzania, drobne "kłótnie" ze mną o byle co. To wszystko czyni ją młodszą o kilkanaście lat. Choć zawsze i tak się o mnie martwi i to sprawia, że jest najukochańszą mamą na świecie. Cieszę się, że łączy mnie z nią taka silna więź.
- Ha ha, chciałabym. Oj, kochanie zabawna jesteś. - Lily zaczęła ochlapywać mamę wodą i po chwili także ta była mokra. Po pół godzinnej zabawie postanowiłam się poopalać. Leżałam z zamkniętymi oczami i myślałam... Tak bardzo się cieszę, że mam Austina. To jest dziwne, ze on w ogóle się we mnie zakochał. "Przecież ja nawet sławna nie jestem..." Jest cudowny. Jestem ogromną szczęściarą, tyle dziewczyn, by chciało być na moim miejscu...
30 minut później siedziałam na kanapie, już przebrana i umyta. Włączyłam telewizor i "skakałam" po kanałach. Nagle natrafiłam na MTV i już tam zostawiłam. Przez 10 minut rozmawiali o jakichś gwiazdach. Potem zaczęła się jakaś piosenka i, gdy spojrzałam na ekran zamarłam. "To piosenka Austina!" Bardzo mi się spodobała. Wstałam i zaczęłam tańczyć, choć zdawałam sobie sprawę jak to wyglądało. Zorientowałam się, że to pierwszy utwór Austina, który słyszę. "Ale jestem głupia, mogłam wcześniej coś przesłuchać..." Po zakończeniu usiadłam ponownie na kanapie i słuchałam, bo teraz były wiadomości o moim chłopaku.
"Przed chwilą słyszeliśmy jedną z najnowszych piosenek Austina Mahone "What About Love". Cieszemy się, że ten chłopak zdobywa coraz więcej fanów na całym świecie. Trzymamy kciuki za jego karierę. Wczoraj otrzymaliśmy pewne zdjęcie... Mieliśmy rację. Austin Mahone i tajemnicza dziewczyna razem.  Czy to prawdziwa miłość, czy tylko zabawa? Wydają się szczęśliwi. Ciekawe co na to fanki Austina. A teraz kolejny hit tego la..."
Nie słyszałam już dalej nic, bo zamarłam. Tam było zdjęcie jak się całujemy z wczorajszego wieczoru, przed moim domem! "Skąd oni to mają? Kto normalny o tej godzinie chodzi za kimś i robi zdjęcia?" Wkurzyłam się... Wyłączyłam telewizor i poszłam do swojego pokoju. Trzasnęłam drzwiami i padłam na łóżko. Harry przybiegł do mnie i mnie lizał po ręku. Przytuliłam go. Wzięłam laptopa i przeglądałam różne stronki. Na jednej było to samo zdjęcie co wtedy... A po nim różne komentarze:
"Ta blondyna w ogóle nie pasuje do Austina! On zasługuje na kogoś lepszego!"
"Moim zdaniem to nie nasza sprawa z kim nasz idol się spotyka, najważniejsze, żeby był szczęśliwy... Choć ta dziewczyna wygląda przyjaźnie."
"Jak wy możecie ją hejtować nic o niej nie wiedząc? Moim zdaniem jest śliczna i jeśli Austn ją kocha to musi być wspaniała..."
"Ładna"
"Ee... dziwne. Ktoś w ogóle słyszał o niej cokolwiek?"
"Wygląda całkiem sympatycznie, mam nadzieję, że Austin jest z nią szczęśliwy."
I jeszcze inne... Zasmuciły mnie te negatywne, ale cóż... Takie życie dziewczyny gwiazdora...
Zamknęłam laptop i w tym momencie dostałam sms'a.
Od: Rose <3
"Julie, mogłabyś do mnie przyjść? Proszę... ;("
Wystraszyłam się... Co się mogło stać?
Odpisałam i po chwili wybiegłam z domu szybko zakładając buty.
Do: Rose <3
"Jasne, już idę."
Zapukałam do jej domu i otworzyła mi ona. Miała czerwone od płaczu oczu. Nic nie mówiąc przytuliłam ją do siebie i głaskałam delikatnie po plecach, a ona wtedy się rozpłakała.
- No już ćsii - pocieszałam ją. Odkleiłyśmy się od siebie i poszłam za nią nic nie mówiąc. Minęłyśmy salon i poszłyśmy schodami na górę. Przyjaciółka otworzyła drzwi i przepuściła mnie.  To był jej pokój. Usiadła na łóżku i poklepała miejsce obok niej. Poczłapałam tam i spojrzałam na nią. W jej oczach widać było smutek. - Słońce, co się stało?
- M-moi... moi rodzice się rozwodzą - "Co?!"
- Jak to możliwe? Przecież twoi rodzice zawsze byli idealną parą...
- Raczej na taką wyglądali... Już od kilku tygodni ciągle się tylko kłócą, krzyczą. Mam tego dość. Wczoraj przechodząc obok ich sypialni słyszałam słowa mamy, że złożyła pozew o rozwód. Na to mój ojciec jej odkrzyknął, że ma to gdzieś i cieszy się, bo nareszcie będzie wolny... Julie, może to moja wina?
- Spokojnie. Na pewno to nie jest twoja wina... Chyba nie muszę ci tłumaczyć, że czasami dwoje ludzi się nie dogaduje i już tak musi być... Słońce, dasz radę...
- Łatwo ci mówić! Ty tak nie masz. Masz idealne życie. Masz świetnego chłopaka. Twoja mama jest taka fajna, tata też... - spojrzałam na nią z bólem w oczach. "Nie prawda, nie mam idealnego życia. Nigdy nie zapomnę tego co było kilka miesięcy temu. Udaję wiecznie szczęśliwą, bo nie chce martwić ich wszystkich..." - Przepraszam, ja nie chciałam. Jestem taką beznadziejną przyjaciółką. Jak coś palnę to... - nie dokończyła, bo jej przerwałam.
- Nie prawda, to ja jestem beznadziejna. Mogłabym wreszcie o tym wszystkim zapomnieć i żyć dalej. Nawet pocieszyć cię nie potrafię, przepraszam - teraz już płakałyśmy obydwie, przytulając się. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam...
Obudziłam się przez własny telefon. Ktoś dzwonił. Siadłam niemrawo. Rose spała i tuliła moją rękę. Uśmiechnęłam się na ten widok. Szybko wyjęłam telefon z kieszeni, aby nie obudzić przyjaciółki. To był Austin. Wyszłam na korytarz i odebrałam.
- Halo? - zapytałam jeszcze zaspana.
- Hej, kotku. Spałaś? - powiedział ciepłym głosem.
- Jakoś tak wyszło. Jestem u Rose i obie musiałyśmy się wygadać, popłakałyśmy razem i nawet nie wiem kiedy usnęłyśmy...
- A coś się stało?
- Nie... Tylko Rose ma problemy i z nią to wszystko przeżywałam...
- No dobra, już nie będę wypytywał. Chciałem ci powiedzieć, że niestety nie możemy się spotkać za tą godzinę, bo muszę jechać do studia... Przepraszam skarbie...
- Nie no, nic się nie stało.
- A wieczorem mogłabyś? Byśmy się wybrali na jakąś randeczkę - zaśmiał się.
- Jasne - też się zaśmiałam. - Chętnie.
- Too... 18:00 może być?
- Taak - powiedziałam i usłyszałam, że Rose mnie woła. - Muszę kończyć, Rose się obudziła.
- Okey, to do zobaczenia.
- Paa - cmoknęłam do telefonu i się rozłączyłam, a potem się z siebie zaśmiałam. Weszłam do pokoju. Przyjaciółka siedziała i niemrawo przecierała oczy. - Rozmawiałam przez telefon - podniosłam go do góry, a następnie schowałam do kieszeni.
- To pewnie przeszkodziłam...
- Nie, jasne, że nie - uśmiechnęłam się do niej i siadłam na łóżko. - Jak się czujesz?
- Lepiej, sen mi dobrze zrobił, jakkolwiek dwuznacznie to brzmi - powiedziała, a ja spojrzałam na nią z uniesionymi brwiami i po chwili obie śmiałyśmy się w głos.
- Oj, ty mój debilu - przytuliłam ją mocno do siebie. - Nie martw się. Twoi rodzice wiedzą co robią.
- Może i tak. Idziemy zrobić coś do jedzenia? - uśmiechnęła się i chwilę później schodziłyśmy na dół.
- To co robimy? - "Po co ja pytam, to oczywiste, że powie naleśniki..."
- Hmm... Może naleśniki? - spojrzała na mnie z błyskiem w oczach. "Wiedziałam!"
- Jak zawsze - zaśmiałam się. - Ale niech ci będzie, wiem, że je uwielbiasz. - Zaczęłyśmy robić ciasto, a potem smażyłyśmy je na patelni. Po chwili miałyśmy kupkę naleśników. - Myślisz, że my to wszystko zjemy? - spojrzałam na nią jak na chorą psychicznie. - Ja zjem 3 maksymalnie.
- Oj cicho... Najwyżej damy je jakiemuś bezdomnemu psu...
- Ha ha, powodzenia - wyszczerzyłam się do niej, a po chwili zajadałyśmy się pysznymi naleśnikami z czekoladą i truskawkami.
- Mmm, przepyszne - powiedziała Rose, gładząc się po brzuchu. - Więcej nie dam rady, cztery wystarczą.
- Ty już zjadłaś cztery?! Ja drugiego zaczynam - zaśmiałam się.
- Bo ty zawsze tak wolno jesz, misiu... - Wstała od stołu i włożyła swój talerz do zmywarki i zaczęła myć miskę po cieście. - Masz jakieś plany na dziś?
- Mam się spotkać wieczorem z Austinem, ale jeszcze nie wiem gdzie - wzruszyłam ramionami. - A ty?
- Nie, ale może pójdę pobiegać.
- Ej, to może być poszła z nami? We trójkę...
- Zwariowałaś? Jeszcze brakuje mi widoku obściskujących się zakochanych - zaśmiała się, a ja z nią. - Nie chce wam przeszkadzać...
- Teraz to ty zwariowałaś. Wiadomo, że nie będziesz nam przeszkadzać - zaczęłam się zastanawiać nad tym, a po chwili klasnęłam w dłonie, tak głośno, że aż Rose podskoczyła. Zaśmiałam się i po chwili odstawiałam mój pusty talerz do zmywarki.
- Kobieto, ty chcesz, żebym zawału dostała? - powiedziała krzywiąc się, ale po chwili też się zaśmiała. - To co wymyśliłaś ?- powiedziała, bo, jak domyślałam się, nadal miałam zacięty wyraz twarzy. Siadłam przy stole, a po chwili ona też. - No gadaj.
- A, gdy byśmy zabrali jeszcze Davida i Caroline? Tak w piątkę? Myślę, że to świetny plan. Zaraz zadzwonię do Austina i mu o tym powiem. Wydaje mi się, że się ucieszy, bo to w końcu też jego przyjaciele, a we dwoje kie... - nie dokończyłam, bo Rosalie przerwała mój słowotok.
- Hej, hej kochana, przystopuj. Dobry pomysł, ale... - tym razem to ja jej przerwałam.
- Żadne, ale! Idziemy i już - wyjęłam telefon i po chwili usłyszałam głos Austina w komórce.
- Hej kotku, coś się stało?
- Nie. Dzwonię ci powiedzieć, że może spotkamy się wieczorem w piątkę? Ja, ty, Rose, David i Caroline? A we dwoje kiedy indziej... Pomyśl, będzie fajnie, tak jak tamtym razem...
- Ooo świetny plan - powiedział, a ja pokazałam Rosalie uniesiony kciuk w górę. - Czy już mówiłem jaka jesteś inteligentna?
- Ee tam, każdy mógł takie coś wymyślić - zarumieniłam się na jego słowa i usłyszałam parsknięcie przyjaciółki.
- Nie prawda. Słuchaj, bo kilka minut temu dzwonił do mnie Alex i on właśnie wraca z Meksyku... Będzie już za jakieś 20 minut w domu.
- Oo, to i on jeszcze - wyszczerzyłam się, bo przypomniałam sobie wszystkie moje plany zeswatania Alex'a z Rose.
- Jasne, to mu powiem i mogę jeszcze powiadomić pozostałą dwójkę.
- Ok, ok.
- Dobra, ja spadam, bo zaraz jadę do tego studia - słyszałam w jego głosie zmęczenie.
- Trzymaj się, kochanie. Paa.
- Pa kotku - odpowiedział i się rozłączył.
- Zakochani... - roześmiała się Rose.
- Ha, ha. Idziemy się przejść?
- Jasne. - Założyłyśmy buty i wyszłyśmy z jej domu. Gdy byłyśmy już w parku stanęłam w miejscu zszokowana, bo zobaczyłam...




************************************************
Miałam dodać wczoraj, ale poszłam na imprezę do przyjaciółki z okazji jej urodzin, więc nie zdążyłam... Mam taką małą prośbę.Chcę zobaczyć ile osób czyta moje wypociny. Więc proszę Cię - jeżeli czytasz pozostaw po sobie jakiś ślad w komentarzu, chociażby kropkę... To dla mnie ważne, dziękuję, kocham Was <3