środa, 3 grudnia 2014

Rozdział XIV

Usłyszawszy te słowa zamarłam.
- Wszystkiego Najlepszego, Julie!!! - usłyszałam głośny krzyk z różnych stron. Po chwili zapaliło się światło. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Dwa metry przede mną stał Austin, a obok niego Rose i reszta moich przyjaciół. Przetarłam oczy, żeby się upewnić, że nie mam zwidów. Rozejrzałam się wokół. Wszędzie ktoś stał, znajomi i nie znajomi. Austin, Rose, Katy, Amy, Caroline, Alex i David podeszli do mnie. Patrzyłam się na nich wielkimi oczami.
- Podobała ci się niespodzianka, kochanie? - zapytał mój chłopak uśmiechając się słodko.
- Ale... jak to... jak wy to zrobiliście...? Przecież... - nie mogłam wypowiedzieć sensownego zdania. Nadal nie rozumiałam jak oni to zrobili. - Rose, Amy,  Katy wy miałyście być na imprezie u Victorii...
- Serio myślisz, że byśmy poszły bez ciebie na jakąkolwiek imprezę? To było kłamstwo, nie ma żadnej imprezy u Victorii - zaśmiała się Rose, a ja nie mogłam się uśmiechnąć. Mój strach jeszcze nie uciekł. Wzruszyłam ramionami.
- Może lepiej ci wszystko opowiem? - Austin spojrzał mi w oczy, a ja pokiwałam głową. Oczy wszystkich były skierowane na nas. - To tak. Kilka dni temu siedzieliśmy wszyscy razem i próbowaliśmy wymyślić jakąś super niespodziankę. Rose jakoś przypadkiem powiedziała, że lubisz horrory i w ogóle straszne rzeczy. Ale Katy i Amy powiedziały też, że zawsze marzyłaś, żeby twoje osiemnaste urodziny były w klubie. Wtedy przypomnieliśmy sobie z Alexem, że właśnie w Teksasie jest klub o nazwie "PIEKŁO". Nosi taką nazwę, ponieważ solenizantom organizuje się właśnie takie horrory jak było u ciebie. Muszą najpierw przejść przez kilka pokoi. Kiedy ich strach będzie już na największym poziomie wchodzą tu i słyszą: "Witamy w piekle". I właśnie wtedy światło jest zapalane i niespodzianka - wyszczerzył się, a ja patrzyłam na niego szybko mrugając oczami. Chłopak podszedł bliżej mnie. - Jul? Wszystko w porządku? - zaczął mi machać ręką przed głową, a ja nie reagowałam. - Halo, halo, ziemia do Julie... Julie? - wtedy ja nie wytrzymałam i po prostu wybuchłam głośnym śmiechem. Nie mogłam przestać. "A tak się bałam" łzy napłynęły mi do oczu ze śmiechu.
- Misia, z tobą na pewno wszystko dobrze? - teraz bliżej podeszła Rose i przyjrzała mi się zmartwiona, a ja złapałam się za brzuch i w pół zgięta śmiałam się dalej.
- Wasze miny... ja... ja się tak bałam - mówiłam przerywając śmiechem. W końcu udało mi się ogarnąć. Humor miałam teraz świetny. - Nienawidzę was wszystkich, a zarazem kocham! - krzyknęłam i rzuciłam się Austinowi i Rosalie na szyję. Oni się uśmiechnęli i też mnie objęli.
- Jezu, dziewczyno, strachu nam naniosłaś tym zacięciem się - zaśmiała się moja najlepsza przyjaciółka, gdy już się od nich odkleiłam.
- Co?! Ja wam? - spojrzałam na nią próbując być groźna, ale pewnie mi nie wyszło. - To chyba wy mi. Myślałam, że ktoś mnie porwał, to było masakryczne, nigdy tak się nie bałam.
- Czyli plan nam się udał - odezwała się Katy.
- Jak najbardziej. I przyznam, że był świetny. Mimo tego, że się bałam to naprawdę było super! Miałaś rację - spojrzałam na Rose - uwielbiam się bać - wyszczerzyłam się. - Dziękuję, bardzo wam dziękuję.
- Nie masz za co, skarbie - Austin spojrzał mi w oczy, a ja mu i trwaliśmy tak kilka sekund dopóki Amy się nie odezwała.
- A teraz czas na tort! - powiedziała entuzjastycznie oblizując się, a wszyscy się zaśmiali. "Cała Amy" uśmiechnęłam się. David z Alex podeszli do mnie z wielkim tortem, a za nimi reszta gości, których było naprawdę dużo. Tort był śliczny, w moim ulubionym kolorze i z moim imieniem na czele. Na środku znajdowała się piękna, duża, biała kokarda, a całe ciasto było w małych, różowo-białych kwiatkach.

- Jaki cudny! - zachwyciłam się.
- Pomyśl życzenie - powiedział Alex. Spojrzałam na niego, a potem na mój piękny tort. "Niech wszystko będzie tak jak jest teraz, ponieważ mam wszystko o czym zawsze marzyłam" pomyślałam i zdmuchnęłam osiemnaście białych świeczek. Wszyscy zaczęli bić mi brawo i śpiewać sto lat. Poczułam się jak taka mała dziewczynka. Łzy mi napłynęły do oczu. "Kocham ich."
- Dziękuję kochani- uśmiechnęłam się poprzez łzy. Chłopaki odłożyli ciasto na stolik, a mój chłopak podszedł do mnie.
- Ej, kochanie, tylko nam się tu nie wzruszaj, na wszystko to zasłużyłaś - uśmiechnął się do mnie ciepło.
- Nie, nie jestem nikim wyjątkowym, a mam cudowne życie. Dziękuję Bogu za was, jesteście najlepszym, co mnie w życiu spotkało - teraz już rozpłakałam się na maksa. Aus otarł mi łzy i mnie mocno przytulił. Wtuliłam się w niego i cieszyłam się chwilą. Przy nim czułam się taka bezpieczna... Każdy jego dotyk przyprawiał mnie o dreszcze, jego zapach powodował zawroty w mojej głowie, a jego usta sprawiały, że wszystko inne się nie liczyło. Był moim azylem, moją obroną przed wszystkim i wszystkimi. Mimo, iż nie jesteśmy ze sobą, aż tak długo to kocham go całym sercem i wiem, że on mnie też.
- Jesteś  wyjątkowa, najlepsza, a co najważniejsze moja - zaśmiał się poruszając śmiesznie brwiami, a ja dałam mu całusa w usta na co wyszczerzył się. - Dobra, czas na prezenty.
- Chwila! - powiedziałam głośno na co znów zapadła cisza na sali, bo wcześniej było słychać jakieś szepty. Przypomniała mi się ważna rzecz. - Moja mama dzisiaj się dziwnie zachowywała. To było spowodowane tym? - pokazałam ręką na całą salę, która skromnie mówiąc była ślicznie ozdobiona. Na ścianach znajdowały się różne ozdoby, w powietrzu dekoracje, a wokół nas mnóstwo kolorowych balonów.
- Tak - zaśmiała się Rose. - Wiesz jak trudno było jej zagrać tak surową dla swojej najukochańszej córeczki? Na początku nie chciała się na to zgodzić - spojrzała na Katy i Amy, a te pokiwały równo głowami.
- Ale chyba pani Grande idealnie odegrała swoją rolę? - odezwał się Austin.
- Aż za bardzo - zaśmiałam się.
- Dobra, skoro wyjaśnione, dawaj ten prezent Austin. My też na to czekamy - powiedziała Amy, a wszyscy się zaśmiali i jej przytaknęli. Mój chłopak wziął do ręki torbę, którą wcześniej odłożył. Spojrzał mi w oczy.
- Chciałem ci życzyć zdrowia, szczęścia, uśmiechu na tej pięknej buźce, szczęścia... Ze mną oczywiście - zaśmiał się. - Abyś nigdy się nie smuciła, bo wiesz, że tego nienawidzę. Misiu mój, mam dla ciebie dziś taki drobny prezent. Reszta jutro wieczorem - dokończył.
- Ale... nie dość, że już dziś mi dajesz prezent to jeszcze jutro chcesz... - zmieszałam się.
- Proszę ze mną nie dyskutować - uśmiechnął się szeroko. - Kocham cię najbardziej na świecie, pamiętaj o tym - szepnął mi do ucha, pocałował w policzek i dał mi małą torebkę z prezentem w środku. - Proszę i przepraszam, że dziś się bałaś, a nie było mnie przy tobie.
- Też o tym myślałam w trakcie tego horroru - uśmiechnęłam się do niego. - Ale wtedy to by wcale nie było straszne.
- Jeśli tak uważasz - dał mi jeszcze szybkiego buziaka w usta odszedł na bok dając dostęp do mnie innym gościom. Zauważyłam, że za Austin'em ustawiła się duża kolejka. Rose podeszła do mnie.
- Moja mała dziewczynka ma już 18 lat - powiedziała udając, że wyciera łzy. Wybuchłam śmiechem, a ona za mną. - Szczęścia, zdrowia, hajsu, prezentów, mniej głupoty w głowie, więcej mnie. Nie zmieniaj się nigdy, bo kocham cię taką jaką jesteś.
- Nienawidzę cię, wiesz? - powiedziałam uśmiechając się szeroko.
- Wiem, ale wiem też, że mnie bardzo kochasz - wyszczerzyła się.
- No niech ci będzie, panno skromnisiu - zaśmiałam się.
- Wiedziałam! A teraz trzymaj - dała mi do ręki jakąś paczuszkę. Odłożyłam ją na stolik obok, tak jak prezent od Austin'a. Potem będę je wszystkie rozpakowywać. Podziękowałam i się przytuliłyśmy. Po Rose byli jeszcze przyjaciele, a potem znajomi. Zajęło to sporo czasu. Gdy ostatnia osoba właśnie wręczyła mi upominek usłyszałam głos Austin'a.
- Teraz czas na zjedzenie tego tortu - oczy mu się zaświeciły, a ja zachichotałam. - Julie, chodź tu, ty pierwsza kroisz.
- Co za zaszczyt - uśmiechnęłam się szeroko. Posłusznie podeszłam do chłopaka i ukroiłam ten pierwszy kawałek. Amy, Katy i Rose kroili dla pozostałych gości.

*2 godziny później*
Zabawa była przednia. "To są zdecydowanie moje najlepsze urodziny." Rozpakowałam już wszystkie prezenty. Dostałam przróżne rzeczy, między innymi: płyty różnych zespołów i wykonawców, ubrania, biżuterię, książki. Od Austin'a dostałam prześliczny naszyjnik w kształcie serca.


Od Rose zaś otrzymałam płytę Seleny Gomez, czyli mojej ulubionej piosenkarki i kolczyki, od Amy komplet bransoletek i piękną sukienkę, od Katy grę na Xboxa i album ze zdjęciami z Anglii, na których byłam ja z dziewczynami. Od Alex'a książkę , a od Car i David'a ramkę ze zdjęciem naszej całej paczki i płytę One Direction.
W środku znajdowało się nasze zdjęcie
- Jak tam staruszko? - do boksu, przy którym siedziała nasza paczka podszedł David, który właśnie przyszedł z parkietu.
- Kto tu jest staruchem? - pokazałam mu język. - A gdzie masz Caroline? - zapytałam rozglądając się w poszukiwaniu przyjaciółki.
- Ktoś mi ją odbił - zrobił naburmuszoną minę, a my wszyscy się zaśmialiśmy.
- Oj, ty biedaku - Austin poklepał go po plecach chcąc okazać współczucie. David przysiadł się do nas. Dowiedziałam się dlaczego Caroline nie odbierała ode mnie i mówiła, że nie ma czasu... To wszystko było wliczone w plan, bo chłopaki uważali, że dziewczyna ma długi język i zaraz by się wygadała. Ale teraz zdecydowanie nadrobiłam z nią wszystko.
- Może kolejną kolejeczkę? - zapytał John podchodząc do nas, kolega Austina, który bawił się w barmana.
- Ja dziękuję i tak już mi zaczyna w głowie szumieć - uśmiechnęłam się.
- Bo masz słabą głowę, kochana- powiedziała Rosalie, która wypiła już zdecydowanie więcej niż ja, a nie było tego po niej widać. Prychnęłam.
- Rose? Zatańczysz? - Alex zwrócił się do mojej przyjaciółki. Dziewczyna pokiwała głową lekko się rumieniąc. Nigdy nie widziałam jej takiej. Takiej wstydliwej, co do chłopaka. Zwykle to ona jest tą "górą" w związku. Uśmiechnęłam się szeroko, gdy poszli razem na parkiet.
- Uuu, coś się szykuje - powiedziała Katy.
- Dopiero teraz to zauważyłaś? - zdziwiłam się. - Tych dwoje zdecydowanie bardzo  do siebie ciągnie.
- Fakt - przyznał Austin. - Kotku, a może my weźmiemy z nich przykład i też zatańczymy?
- Z tobą zawsze - powiedziałam przygryzając wargę. Wyszliśmy z boksu i poszliśmy szaleć. Nagle puszczono wolną piosenkę. Wtuliłam się w Austin'a i kołysaliśmy się w rytm muzyki. Kątem oka zauważyłam Rosalie wtulającą się nieśmiało w Alexa. "Oni muszą być razem" pomyślałam. Po kilku następnych piosenkach miałam dość. - Misiuu, chodź usiąść - powiedziałam do Mahone'a, a on uśmiechnął się na znak zgody. Gdy chciałam usiąść chłopak pociągnął mnie w pasie i wylądowałam na jego kolanach. Zachichotałam, a on wtulił się w moją szyję.
- Kocham cię, wiesz? - odezwałam się
- Wiem, ale ja ciebie bardziej - odpowiedział i mnie pocałował. Na szczęście sami siedzieliśmy w boksie, bo wszyscy tańczyli. Pocałunek Austin'a był po prostu nieziemski. Gdy zabrakło nam oddechu odkleiliśmy się od siebie. - Tak w ogóle to seksownie dziś wyglądasz - wymruczał mi do ucha. Patrząc mu w oczy zatrzepotałam rzęsami i uśmiechnęłam się szeroko.
- Dziękuję skarbie. Dziękuję ci też za tą niespodziankę, jest cudownie.
- Cieszę się, że ci się podoba, ale nie masz za co dziękować.
 Wtuliłam się w niego i trwaliśmy tak przez kilka minut, rozmawiając o wszystkim. Potem przyszli do nas pozostali.
- Chwilę nas nie ma, a wy już co? - zaśmiał się David, a my mu zawtórowaliśmy.
- O widzę, że odzyskałeś swoją dziewczynę - powiedział Mahone, a Toretto przygarnął Caroline ramieniem.
- Tak i nikomu jej nie oddam - pogłaskał dziewczynę po głowie.
- Jesteś idiotą David - powiedziała Car i uderzyła go lekko w ramię.
- Kochanie, ranisz! - chłopak zaczął udawać, że umiera. Złapał się za serce i imitował duszenie się. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem przyglądając się tej scence. "Istny kabaret."
- No dobrze, nie chcę, żebyś mi tu umarł - Car zlitowała się nad swoim chłopakiem i dała mu buziaka, a potem się do niego przytuliła. David pokazał nam uniesiony kciuk w górę szczerząc się.
- Oj chłopce co ty bierzesz... - śmiał się Alex.
- Daj i nam - zawtórowała mu Amy.
- A podobno dzieciom nie wolno - powiedział David i pokazał jej język.
- Też coś! To, że jestem z was najmłodsza nie znaczy, że jestem dzieckiem - prychnęła oburzona Amy, oczywiście dla żartu, tak samo jak chłopak.
- A osiemnastka jest?
- Już za kilka miesięcy będzie - skrzyżowała ręce na piersi udając, że się obraża.
- Czyli jesteś jeszcze dzieckiem - zaśmiał się i wysłał jej buziaka w powietrzu, a ta nadal siedziała ze skrzyżowanymi rękami, choć już sama nie mogła powstrzymać śmiechu.
- Jak ja uwielbiam te wasze spory - odezwałam się rozbawiona. Pozostali przyjaciele powiedzieli, że podzielają moje zdanie i dalej żartowaliśmy w najlepsze.

*Kilka godzin później*
Była już późna noc. Tańczyłam już wiele razem, chyba z każdym tu obecnym. Poznałam kilkoro nowych ludzi, znajomych moich przyjaciół. Rose, Caroline i Katy były pijane, tak samo jak David. Austin i Alex byli jedynie lekko wstawieni. Amy wypiła tylko kilka drinków, więc się dobrze trzymała. Ostatni znajomi właśnie się ze mną żegnali dziękując za świetną imprezę.
- Austin? Austin! - powiedziałam do chłopaka, który zasypiał na siedzeniu.
- Co się stało? Już obiad? - zapytał zaspany.
- Ja ci tu dam spać! Wstawaj szybko, jedziemy do domu.
- Ale jedziesz ze mną? - złapał mnie za rękę i się do niej przytulił, a ja zaczęłam się śmiać.
- Idiota - machnęłam ręką.
- Ale twój - wymamrotał i wstał. Reszta ciągnęła się za nami. Zamówiliśmy już taksówki. Gdy przyjechały do jednej zapakowałam się ja, Austin, Katy i Amy. Amy podtrzymywała swoją najlepszą przyjaciółkę. Najpierw dojechaliśmy do domu mojego chłopaka. Wysiadłam i zaprowadziłam go do drzwi.
- Jeszcze raz dziękuję za wspaniałe urodziny - powiedziałam uśmiechając się.
- A ja powtarzam, że nie masz za co. Kocham cię.
- Ja ciebie też - i go pocałowałam. Po kilkunastu sekundach oderwałam się od niego. - Muszę lecieć, bo nie będą na mnie czekać wieczności. Do jutra - wysłałam mu buziaka w powietrzu odchodząc.
- Do jutra - uśmiechnął się, a ja wsiadłam z powrotem do taksówki. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że powinnam powiedzieć "do zobaczenia", bo przecież jest już grubo po północy. Gdy dojechaliśmy przed nasze domy zapłaciłam taksówkarzowi i Amy pokierowała się do domu Rose. a ja razem z Katy do mojego, a raczej to ja ją prowadziłam. Jak najciszej otworzyłam drzwi i po zdjęciu butów poszłyśmy na górę. Na szczęście dziewczyna dała radę się przebrać, więc ja poszłam do siebie i też tylko zmieniłam ubranie. Przed rzuceniem się na łóżko poszłam napić się soku. Gdy już leżałam w łóżku myślałam o całej zabawie. "Nigdy nikt nie wyprawił mi czegoś tak cudownego... Austin to zdecydowanie ten jedyny." I myśląc o moim wspaniałym chłopaku odpłynęłam do krainy Morfeusza...

*************************************************************************************
Hej, hej, hej! :D Dzisiaj przychodzę do Was niespodziewanie z rozdziałem czternastym. Mam nadzieję, że może być i nie jest za słodko czy coś, haha. Ostatnio naszła mnie ogromna wena i chce mi się tylko pisać i pisać... Następny będzie, ale pod koniec tego tygodnia, ale na początek następnego. Dziękuję za komentarze i tyle wyświetleń, znaczy to dla mnie bardzo dużo ♥ Kocham Was i do następnego ♥♥

10 komentarzy:

  1. O J A P I E R D O L E, ZAKOCHAŁAM SIĘ NA NOWO I TO 2X MOCNIEJ W TYM OPOWIADANIU, SVNIRJFWIEV UMIEEEEEERAM, HELP ME, ZDYCHAM KOCHAM KOCHAM KOCHAM KOCHAM CIEBIE I OPOWIADANIE!!! XOXO ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. ZAJEBISTY <3 Jak kazdy czekam na next <3 No poprostu nic dodac nic ujasc :D ~~ Tofik~~ <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Super <3 Czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mega mega mega mega czekam na nastepny pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń