sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział XIX

Światło. Światło, które pada prosto na moje zamknięte oczy. Słyszę jakieś stłumione krzyki. Próbuję podnieść moje ciężkie powieki. W końcu mi się udało. Widzę mgłę. Wszystko jest nie ostre. Ta cholerna jasność.
- Proszę pani! Czy mnie pani słyszy? - ktoś się nade mną pochyla. Próbuję coś wypowiedzieć, ale nie mogę. Nawet moje wargi są zbyt zmęczone. Powoli dochodzi do mnie, co się dzieje. Ławka, Austin, omdlenie. Czuję, że mi słabo. Nie mam już siły walczyć ze zmęczeniem i po prostu zasypiam w karetce...

*Dwie godziny później*
Znowu to światło. Rażące moje oczy. Jednak udaje mi się je otworzyć. Głowa mi pulsuje. Gdy wszystko w pomieszczeniu staje się ostre, kątem oka dostrzegam chłopaka siedzącego po mojej prawej stronie i trzymającego moją rękę. Ma on głowę opuszczoną w dół. To Austin. Wszystko jest białe: ściany, sufit, pościel. Czuję, że jestem podłączona do jakichś urządzeń.
- Julie? - słyszę głos jakiejś kobiety. Siedzi ona w kącie sali na krześle. Nie dostrzegłam jej wcześniej. "To... to moja mama..." W tym momencie chłopak podniósł głowę i spojrzał na mnie. Nie mam siły, żeby nawet ruszyć ręką. Mama podchodzi do nas. - Skarbie... - mówi tonem, w którym słychać lekką nadzieję. - Jesteś taka wychudzona... - widzę, że ma czerwone, od płaczu, oczy. Podnosi prawą dłoń i zbliża ją do mojego policzka. Drżę. Zaczyna go gładzić. W tym momencie wszystko mi się przypomina. On... on mi tak robił. Na tę myśl zaczynam ruszać lekko głową w prawo i lewo, chcąc dać do zrozumienia, żeby zabrała rękę. Na pewno na mojej twarzy znajduje się grymas. Mama zabiera gwałtownie rękę i patrzy na mnie ze smutnym wyrazem twarzy. - Kochanie? - kieruje do pytanie do mnie, ale ja odwracam głowę w drugą stronę. Czuję pojedyńczą łzę spływającą po moim poliku. Czuję się strasznie. Boli mnie ciało, jak i serce.
- Julie... - tym razem to Austin. - Spójrz na mnie, proszę - kontynuuje. Nie wykonuje jego prośby. - Słońce... kto... kto ci to zrobił? - pyta, przełykając ślinę. Zaczynam się trząść.
- Jezu, Austin, biegnij po lekarza! - krzyczy moja mama, a ja nie mogę powstrzymać drżenia. Chłopak wybiega. Mama podchodzi do mnie i przytula mnie. Próbuję się wyrwać, nadal się trzęsąc. Wszystkie czyny kojarzą mi się z Jacksonem... Po chwili przybiega kilku lekarzy. Czuję lekkie ukłucie. - Co to jest?! - pyta z przerażeniem moja mama.
- Spokojnie, to na uspokojenie - odpowiada jeden. - Julie - mówi drugi, łapiąc moje ręce i przytrzymując je przy łóżku. - Musisz się uspokoić - patrzy na mnie, a ja kręcę głową w prawo i lewo. Przypominam sobie wszystkie momenty, gdy Jackson łapał mnie w taki sposób, a potem... gwałcił. Ta myśl wbija mi w serce tysiące pinesek.
- Zostaw mnie! - krzyczę, a łzy spływają mi strumieniami. Wiercę się strasznie. - Proszę, nie dotykaj mnie... Puść mnie - lekarz zabiera swoje ręce, patrząc na mnie z przerażeniem. Przed oczami mam scenę sprzed miesiąca. - Nie, nadal to boli! Proszę nie... - nie mogę się uspokoić. - Zrobię wszystko, tylko nie to... - płacz przejmuje nade mną kontrolę. Po minucie zaczynam wracać na ziemię i czuć się słabo. Tak naprawdę to miesiąc temu nie wypowiedziałam tych słów. One wtedy krzyczały we mnie wewnętrznie. Mój mózg je krzyczał. Płacz ustaje, ale nadal głośno chłycham.
- Oddychaj powoli - mówi ktoś, a ja wtedy zaczynam oddychać szybciej. Nie mogę tego zatrzymać. Po chwili się duszę. Widzę jak wyprowadzają Austin'a i mamę. Zakładają mi maskę tlenową. Dzięki niej zaczyna być dobrze, czuję się lepiej. Nie mam siły, zasypiam po raz kolejny...

*Kilka dni później*
Leżę i patrzę się w ścianę. Po tamtym ataku miałam jeszcze dwa. W szpitalu odwiedzała mnie codziennie rodzina, Rose i Austin. Każdego dnia było tak samo. Mówili oni do mnie, ale rzadko słuchałam, a jak już to nie zwracałam uwagi na znaczenie ich słów. Od tamtego feralnego momentu nie powiedziałam nic. Zupełnie nic, nawet jednego słowa. Wiem, że oni się o mnie martwią, ale ja czuję tylko pustkę. Za każdym razem, gdy ktoś złapał mnie za rękę natychmiastowo wyrywałam się i zawsze miałam głowę zwróconą na białą ścianę, po lewej stronie. Boje się dotyku, po prostu się boję. Zmuszali mnie do jedzenia, ale i tak nic nie przełknęłam. Muszą mi dawać pokarm przez kroplówkę. Wiem, że mam na całym ciele siniaki i zadrapania. Okazało się też, że mam złamane żebro i dlatego na wysokości klatki piersiowej mam bandaż.
Teraz na szczęście jestem sama w sali. Myślę o niczym, naprawdę. Przychodzi mi to z łatwością. Dzisiaj wychodzę ze szpitala. Nie czuję się z tego powodu dobrze, bo pewnie będzie ktoś u mnie cały czas siedział.
- Panienko - powiedział mój lekarz, który właśnie wszedł do sali. Odwróciłam się do niego powoli i spojrzałam obojętnie. - Jak się czujesz? Dobrze? - zapytał, a ja pokiwałam lekko głową. - Twoja mama już czeka przed drzwiami i zabiera cię teraz do domu - oznajmił z lekkim uśmiechem. Wstałam powoli z łóżka, uważając na złamane żebro. Lekarz wyszedł, a ja zarzuciłam płaszcz i założyłam buty.

 Potem wzięłam do ręki małą torbę przyniesioną tu przez moją mamę. Znajdują się tam moich kilka ubrań i kosmetyki do codziennych czynności. Oczywiście nie do makijażu, bo ledwo co chciało mi się włosy czesać, a co dopiero się malować. Poza tym nie interesowało mnie jak wyglądam. Skierowałam się w stronę drzwi. Były uchylone.
- Jest zamknięta w sobie, potrzebny będzie psycholog - usłyszałam głos lekarza w momencie, gdy wyszłam na korytarz. On i jego rozmówczyni, czyli moja mama, spojrzeli na mnie równocześnie. - Trzymaj się, Julie - rzekł do mnie.
- Chodź, skarbie - powiedziała mama. - Najwyższy czas wracać do domu.
Szłam za nią, patrząc się w swoje buty. Na dworzu było zimno. Doszłyśmy do samochodu i weszłyśmy do środka. Przez całą drogę patrzyłam się w szybę i myślałam. "Po co ja do cholery wróciłam?" zastanawiałam się. "Nie mogłam po prostu się zabić? Na pewno teraz nie musiałabym znosić niczego i czuć tej cholernej pustki, chociaż nie powiem, żeby mi ona przeszkadzała. Ale i tak było bez sensu. Czuję, że nie jestem potrzebna. Tylko wszystkim zawadzam". Gdy dojechałyśmy wyszłam z samochodu i stanęłam prosto. Mama pokazała mi ruchem ręki, żebym szła przodem. Nie czułam się komfortowo, wchodząc do własnego domu. Nie czułam, że był on moim domem. Zdjęłam buty i płaszcz.
- Chodź, położysz się w swoim pokoju - wskazała palcem na schody. Weszłam po nich, a potem do swojego pokoju. Nic się w nim nie zmieniło. Odłożyłam torbę obok biurka i położyłam się na łóżku. Zwróciłam głowę w stronę ściany. - Julie... - usłyszałam głos mamy. - Musisz coś zjeść, proszę - powiedziała niemal błagalnie, ale ja nie przejęłam się jej słowami. - Jesteś strasznie wychudzona. To może doprowadzić do tragedii... Mało brakuje ci do anoreksji... - w jej głosie słychać było ogromny smutek. - Przyniosę ci coś zaraz.
Poszła, a po minucie wróciła. Położyła coś na etażerce, obok mojego łóżka i wyszła. Podniosłam się do pozycji siedzącej i zobaczyłam talerz z obiadem. Powróciłam do wcześniejszej pozycji i leżałam. Nie wiem ile czasu minęło, ale usłyszałam pukanie do drzwi. Nic nie powiedziałam.
- Julie? - usłyszałam tak dobrze znany mi głos. - Skarbie... - podszedł do łóżka i usiadł na skraju, gdyż poczułam, że materac się ugiął. - Zjedz to, proszę. Nie dla mnie, ale dla siebie - w jego głowie słychać było smutek. Poczułam ukłucie w sercu. - Twoja mama mówi, że słabniesz, z każdym dniem coraz bardziej. Niedługo nie będzie miała siły wstać nawet z łóżka i trafisz do szpitala - mówił spokojnie. - Rozumiem cię, że cierpisz. Ale to boli, kochanie - był załamany. - Jak się czujesz? - zapytał po kilku minutowej ciszy. - Jul, powiedz coś, cokolwiek.
- Pytasz jak się czuję?! Jak?! Naprawdę chcesz wiedzieć?! Czuję się jak gówno Jak jedno wielkie zero. Brzydzę się sobą, nienawidzę siebie i swojego ciała! Ciebie boli?! Naprawdę?! To mnie bolało jak mnie bił, kopał! To ja musiałam znosić jego dotyk! To ja byłam gwałcona miesiącami! To ja robiłam za praczkę, sprzątaczkę, kucharkę i wiele innych! To ja byłam zamknięta, jak w jakiejś pieprzonej klatce! To ja chciałam i chcę umrzeć! Ciebie poboli i przestanie, a mnie nie! Nigdy tego nie zapomnę! Tych okropnych, strasznych oczu, które patrzyły na mnie wzrokiem chorego pożądania i mordu, tych wielkich łapsk, którymi wodził po moim ciele i dotykał wszędzie, dosłownie wszędzie i tych ust, które wymawiały okropne słowa! Nigdy nie zapomnę, gdy kazał, żebym mu obciągnęła! I to nie raz! Rozumiesz?! Czułam się jak dziwka! Robił ze mną, co chciał! Nie mogłam nic zrobić, żeby temu zaprzestać! Jak mam się czuć?! Mam być szczęśliwa?! Nie potrafię! Boję się czyjegokolwiek dotyku, nawet własnej matki! Nigdy czegoś takiego nie przeżyłeś, więc proszę cię nie mów mi, co mam do cholery robić!!! - wykrzyczałam, odwracając się do niego. Powiedziałam wszystko, co siedziało we mnie od miesięcy. W trakcie mojej wypowiedzi zaczęłam płakać i dotąd nie mogłam przestać. Dławiłam się śliną. Mama i tata wbiegli do pokoju. Patrzyli na nas przerażeni.
- Prze-przepraszam - wydukał Austin i wyszedł w szoku. Rodzice podeszli do mnie, ale ja odwróciłam się w drugą stronę. Poczułam się lepiej, że wreszcie to powiedziałam.

***************************************************************************************************
Hejcia :* Dodaję dopiero teraz, bo miałam ferie i wyjechałam (:

czwartek, 15 stycznia 2015

Liebster Blog Award

Zostałam nominowana do Liebster Blog Award przez The step near love za co bardzo dziękuję.
Znaczy to dla mnie bardzo dużo ♥

O co chodzi?
Nominacja do Liebster Blog Award jest przyznawana przez innego bloggera w ramach uznania za ,,dobrze wykonaną pracę". Jest przyznawana blogerom o mniejszej liczbie obserwatorów, wyświetleń i komentarzy w celu ,,wypromowania bloga". Jeśli zostałeś nominowany musisz również nominować 11 innych blogów, odpowiedzieć na 11 zadanych przeze mnie pytań i zadać tyle samo osobom, które nominujesz. Pamiętaj aby nie nominować osoby, która nominowała Ciebie.

Pytania:
1. Jak bardzo jesteś zadowolona ze swojej pracy nad fan-fiction? (skala od 0-10)
2. Bardzo jesteś przywiązana/ny do swojego ff?
3. Jak oceniasz siebie w roli "pisarki/za"?
4. Które blogi czytasz i odwiedzasz najchętniej? (podaj tytuły)
5. Skąd zaczerpnęłaś/łeś fabułę?
6. Ile czasu poświęcasz na pisanie nowego rozdziału?
7. Co cię inspiruje do pisania?
8. Z jakiego fragmentu jesteś najbardziej zadowolona/ny? (daj tu cytat tego fragmentu)
9. Czy to jest twój pierwszy blog, czy wcześniej pisałaś/łeś coś innego?
10. Czy będziesz kontynuować swoją przygodę pisarską po skończeniu tego bloga?
11. Czy podoba ci się mój blog, moja fabuła, mój styl pisania i pomysł na opowiadanie? Co o nim sądzisz? (rozwiń wypowiedź)

Odpowiedzi:
 1. Myślę, że 8.
2. Bardzo. Mam jeszcze drugi fan-fiction, ale to jest bliższe mojemu sercu. Pewnie dlatego, że dzięki     niemu rozpoczęłam całą przygodę z blogowaniem.
3. Sama nie wiem. Nie lubię siebie oceniać. Zostawię to innym :x
4. The step near love.
    Każda Minuta Życia Sie Liczy

    We were born for this
    And after all… You're my wonderwall ♥
    Jedna chwila zmieniła wszystko...
    Who Am I?
    Loving You is Easy.
    this-is-my-life
    Jest ich dużo więcej, ale sporo mam zapisanych w telefonie i poza tym tyyyle, by było pisania :D
5. Jak mi się nudzi lubię sobie wyobrażać różne rzeczy. Jakoś zaczęłam myśleć jakbym chciała, aby      potoczyła się moja historia z Austin'em Mahone. Miałam wtedy 14 lat, więc wymyślałam różne       głupoty i zapisałam wszystko w zeszycie w punktach. Potem wpadłam na pomysł, żeby zrobić z         tego opowiadanie i opisać to wszystko na blogu.
6. Różnie, gdyż czasem pisze dłuższe rozdziały, a czasem krótsze. Ale zwykle w granicach od 2 do 4      godzin, zależy też czy mam ogromną wenę, czy nie.
7. Muzyka, otoczenie, inne ff.
8. Nie mam ulubionego fragmentu, ale mam ulubiony rozdział, z którego jestem najbardziej zadowolona. Jest to rozdział XVII. Lubię go, bo jest taki... inny.
9. Piszę dwa blogi jednocześnie, ale to jest mój pierwszy:)
10. Oczywiście. Mam dużo pomysłów na nowe blogi. Chciałabym je pisać już teraz, ale z kilkoma blogami na raz to bym na pewno nie wyrobiła, haha.
11. Bardzo mi się podoba Twój blog. Czyta go się tak "lekko". Po 3 rozdziałach nie można dużo wywnioskować, ale ja już wiem, że będzie on super, ponieważ czytałam Twój wcześniejszy blog i zaskakiwałaś mnie tam swoimi pomysłami. Masz wielki talent i czekam na następne rozdziały! :*

Nominuję blogi:
 http://opowiemcihistoriemoegozycia.blogspot.com/
 http://www.we-were-born-for-thisx.blogspot.com/
Aktualnie nie czytam więcej :p

Pytania dla nominowanych:
1. Od kiedy piszesz bloga?
2. Którą z postaci z Twojego bloga lubisz najbardziej?
3. Czym się interesujesz? Napisz o tym coś więcej ;)
4. Czy jesteś dumna z Twojego fan-fiction?
5. Czym się inspirujesz?
6. Podaj inne Twoje blogi.
7. Czy po zakończeniu tego ff zaczniesz nowe? Masz jakieś pomysły?
8. Kim są Twoi idole?
9. Myślałaś kiedyś nad zawodem pisarki?
10. Jak wpadłaś na pomysł założenia bloga?
11. Ile czasu zajmuje Ci pisanie rozdziału?

I tyle ;)

Rozdział XVIII

*2 tygodnie później*
Codziennie było tak samo. Za każde złe słowo dostawałam po twarzy. Gwałcił mnie. Jeśli chciał, żebym poczuła się jak kompletne zero to już dawno mu się to udało. Moje życie nie miało sensu. Mógł mnie po prostu zabić. Modliłam się o to. Kilka razy próbowałam uciec, ale za każdym razem nie udawało mi się, więc w końcu zaprzestałam prób. Dostawałam od niego do ubrania ciuchy, które sam wybierał.
Codziennie w nocy się zastanawiam, co z Austin'em, Rose i moją rodziną. Czuję ogromną tęsknotę do nich. Myślę, co u nich się dzieje. Czy żyją tak, jakbym się nigdy nie urodziła? Czy są szczęśliwi? Nie potrafią nie płakać przed zaśnięciem. Wspominam wszystkie chwile z nimi i tak bardzo chciałabym, żeby  to powróciło.
Po tym, gdy się pocięłam wyważył drzwi i zawiózł mnie do najbliższego szpitala, ale po kilku dniach wyszłam. Powiedział, że jeśli w szpitalu pisnę komuś słówko to będzie jeszcze gorzej niż mogę sobie wyobrazić, a ja mu wierzyłam. Wiem, że jest zdolny do wszystkiego.
Kolejny dzień, który był dla mnie piekłem. Siedziałam właśnie w kuchni, przy stoliku i wpychałam w siebie jakąś dziwną zupę z proszku, którą mi dał. Nie miałam ochoty jej jeść. Nie miałam ochoty na nic.
- Oj, słoneczko, coś słabo idzie ci to jedzenie. Zjadłaś ze dwie łyżki - spojrzał na zupę i pokręcił głową. - Mam cię nakarmić? - wyszczerzył się w szyderczym uśmiechu.
- Nie - odpowiedziałam pewnie.
- Jak chcesz, ale jeżeli nie zjesz tego w 10 minut to zobaczysz - warknął i wyszedł. Myślałam, co zrobić. Wiedziałam, że tego nie zjem, prędzej się zwymiotuje. Wzięłam talerz w dłonie i jak najszybciej, po cichu wyszłam z kuchni, kierując się w stronę łazienki. Był za pewne w swoim pokoju. Miałam mało czasu, bo mógł w każdej przyjść. Bałam się. Musiałam działać szybko. Otworzyłam drzwi do łazienki łokciem i nogą popchnęłam. Podeszłam do sedesu i wylałam całą zawartość talerza. Spuściłam wodę i jak najszybciej pobiegłam do kuchni. Siadłam powtórnie przy stole i czekałam. Przyszedł po jakichś 2 minutach. Spojrzał na mnie zdziwiony. - Wow, nie wiedziałem, że to jednak zjesz - powiedział zdumiony. - Ale to dobrze.
Wiedziałam dlaczego tak mówi. Chciał, żebym była zdrowa tylko dlatego, żeby mógł się kimś zabawiać. Tak naprawdę nic go nie obchodziłam. Wiedziałam to od dnia, kiedy mnie w Manchesterze uderzył po raz pierwszy. Przyglądałam mu się zaciekawiona, co tym razem wymyśli. Zawsze po "obiedzie" zabierał mnie gdzieś i kazał udawać jego narzeczoną. Nienawidziłam tego. Nie wiedziałam, co chce tym osiągnąć. W momencie, gdy on zaczął przyglądać się mojej twarzy, zwróciłam wzrok na garnki leżące na blacie. Był tu straszny bałagan. Podszedł blisko mnie i dotknął mojego polika. Zaczął go gładzić, a mi zbierało się na wymioty.
- Mo-oże odnio-osę tale-e-erz? - jąkałam się ze strachu przed jego dotykiem.
- Jesteś taka piękna - mówił, nie zwracając uwagi na moje słowa. - Taka delikatna i bezbronna...
- Taka bezbronna, że trzeba mnie gwałcić? - zapytałam sarkastycznie. Nie wiem, co mi dało taki przypływ odwagi. Odskoczył ode mnie.
- Nie. Po prostu nie mogę się powstrzymać, patrząc na ciebie. Jesteś śliczna i pociągająca - podszedł ponownie i złapał mnie za ramię, podnosząc z krzesła. Złapał mnie za tyłek, a ja znówu czułam strach. "Czy ja nie mogę się przymknąć?" Serce zaczęło mu bić szybciej. Na szczęście po chwili odsunął się ode mnie. - Dzisiaj nigdzie nie wychodzimy. Masz posprzątać całą kuchnię, a potem łazienkę - odparł surowo. "Wszystko lepsze od patrzenia na jego mordę" pomyślałam z ulgą. Kiwnęłam zgodą. On wyszedł, a ja zaczęłam pracę od posprzątania stołu.

*6 miesięcy później*
Tak, już tyle tu jestem. 6 i pół miesiąca katuszy. Codziennie było praktycznie tak samo, od dnia mojego przybycia. Gdy dawał mi jedzenie zwykle wylewałam je do toalety. Jadłam raz na kilka dni. Sama tego chciałam.
Dzisiaj jest sobota. A przynajmniej tak on powiedział, bo ja nawet nie liczę czasu. Ale skoro jestem tu już 6 i pół miesięcy to jest początek lutego. Już dawno temu zaczął się rok szkolny. Ale czy to ważne? Teraz rzadko się odzywam. Nawet, gdy Jackson mnie o coś pyta. Nie czuję nic. Już nawet do cierpienia i upokorzenia się przyzwyczajam. Moja rodzina, chłopak i przyjaciele wydają mi się być daleko. Nie tylko fizycznie, ale też psychicznie. Nie czuję, aż takiego przywiązania do nich. I to jest najgorsze. Coraz rzadziej ich wspominam. Zapominam twarzy Austin'a, bo jego znam najkrócej. Zapominam jego głosu. Jego dotyku, czy smaku ust już w ogólne nie pamiętam. Twarze mojej rodziny, czy Rosalie są rozmazane. Jakby ktoś zaczął mi ich wymazywać z pamięci. Ale nie boli mnie to. I tak wiem, że już nigdy ich nie zobaczę. Mam tylko nadzieję, że zapamiętali mnie jako wesołą dziewczynę.
- Julie - słyszę ten najokropniejszy na świecie głos. - Wyjdż już z tej łazienki, muszę cię o czymś poinformować.
Wstałam nie chętnie z podłogi w łazience. Nie, nie cięłam się. Od tamtego momentu nie zrobiłam tego już ani razu. Nie miałam jak. Jackson schował wszystkie ostre rzeczy i w łazience nie umieszczał już lustra. Otworzyłam drzwi i wyszłam na korytarz. Był ubrany w białą koszulę i czarne spodnie. "Wychodził gdzieś?"
Spojrzałam na niego obojętnie, bo też tak się czułam. Od dawna tak się czułam, nic mnie nie obchodziło.
- Wychodzę na 10 minut. Nie próbuj nic robić - powiedział obserwując moją reakcję. Kiwnęłam głową i chciałam wrócić do łazienki, gdy złapał mnie za nadgarstek. - Zacząłem ci ufać - spojrzał mi w oczy. Po raz kolejny kiwnęłam lekceważąco głową. - Idź do pokoju.
Jak powiedział, tak uczyniłam. Usiadłam na łóżku. Usłyszałam, że wyszedł, gdyż mocno uderzył drzwiami. Znudzona wstałam i poszłam do kuchni. Usiadłam przy stole i oparłam się na rękach. Nie wiedziałam, co mogę zrobić. Najchętniej to poszłabym spać. Już wstawałam od stolika, gdy nagle wpadła mi do głowy pewna myśl. "A może jednak nie zamknął tych drzwi?" pomyślałam, nawet nie wiem dlaczego. Podeszłam do nich i dotknęłam klamki. Otworzyły się. Poczułam coś dziwnego w sercu. Miałam szansę. Nie zamknął ich. W sumie powiedział, że mi ufa i pewnie sądził, że będę siedzieć posłusznie w pokoju. Gdy wyjrzałam na zewnątrz, zauważyłam, że pogoda była chłodna. Zamknęłam szybko drzwi i popędziłam do swojego pokoju. W szafie leżały dwie pary butów. Włożyłam na nogi czarne. Wisiał też tam jeden płaszcz, który czasem zakładałam, gdy wychodziliśmy.

Założyłam go pospiesznie i wychodząc z pomieszczenia, skierowałam się do pokoju Jackson'a. Nacisnęłam na klamkę, ale niestety było zamknięte. Podreptałam do kuchni i zaczęłam przeszukiwać szafki w celu znalezienia pieniędzy. W końcu, w którejś znalazłam 12 Boliviano, bo taka moneta obowiązywała w Boliwii. Włożyłam je do kieszeni i wyszłam z budynku. Nie miałam nic innego przy sobie oprócz pieniędzy. On schował nawet noże. Na zewnątrz uderzyło we mnie zimne powietrze. Skierowałam się na prawo i szłam przed siebie. W końcu domy, znajdujące się obok siebie zniknęły i skręciłam w prawo. Znajdowała tam się mała dróżka, prowadząca do lasu deszczowego. Nie myślałam, co robię i co mogę tam spotkać. Szłam przed siebie i w końcu weszłam do lasu. Był ogromny. Drzewa były takie wysokie, że nie widziałam ich końca. Szłam już ze dwadzieścia minut, gdy usłyszałam jakiś ryk, za pewne jakiegoś zwierzęcia. Wystraszyłam się i zaczęłam biec najszybciej jak potrafiłam. W pewnym momencie się odwróciłam i poczułam, że upadam. Przewróciłam się o kamień. Poczułam ból. Upadłam twarzą w dół, gdzie znajdowały się małe gałęzie, które opadały tak nisko. Porysowały mi twarz. Wiedziałam, że będę mieć ślady. Szczypało jak cholera. "Co ja wyprawiam?" myślałam. Na szczęście nic za mną nie biegło. Wstałam i się otzrepałam. Lewa kostka mnie strasznie bolała, ale nie zwróciłam na to uwagi, tylko dalej szłam. Na głowę założyłam kaptur. Po kilku minutach zauważyłam, że to koniec lasku. Bałam się, co mogę tam zobaczyć. Podeszłam bliżej i zauważyłam, że była tam zwykła droga. Odetchnęłam z ulgą. Szłam wzdłóż niej, gdy zobaczyłam jadący samochód. Zaczęłam wymachiwać rękami. Auto zatrzymał się obok mnie. Za kierownicą siedziała kobieta na około czterdziestu lat. Otworzyła przednią szybę.
- Disculpe, puede montar? - zapytałam po hiszpańsku, czy kobieta mnie podwiezie. Dziękowałam w duchu, że uczyłam się tego języka w Wielkiej Brytanii. - Por Favor - poprosiłam, patrząc na nią błagalnie.
- Ok, obtener - rzekła niskim głosem. Otworzyłam drzwi i powoli wsiadłam. Nie myślałam o tym, że to obca kobieta, bo wiedziałam, że nigdzie nie będzie mi gorzej niż u Jackson'a. Ruszyła. - Voy a Colombia - rzekła, że jedzie do Kolumbii. Ucieszyłam się. Przecież w tamtą stronę jedzie się do Teksasu.
-También quería ir allí. Yo contigo? Voy a pagar (Też bym chciała tam jechać. Mogę z panią? Zapłacę) - powiedziałam pewnie, a ona tylko kiwnęła głową, a ja się zastanawiałam, która normalna kobieta zgadza się zabrać ze sobą nastolatkę do innego kraju. Oczywiście nie narzekałam na to, tylko się cieszyłam. Przez całe 6 miesięcy nie powiedziałam tyle słów, co dzisiaj.

*Kilkanaście godzin później*

Zasnęłam. Obudziłam się teraz.
- Has dormido un par de horas (Spałaś kilkanaście godzin) - odparła kobieta uśmiechając się do mnie ciepło. Zrozumiałam, że powiedziała "kilkanaście godzin". Pewnie chodziło jej, że spałam tyle. Nie potrafiłam uśmiechnąć się. Nawet cała radość ze mnie odpłynęła. Nie wiem, jak to w ogóle możliwe, że ją poczułam. "Przecież nie uda mi się dotrzeć do San Antonio, to niemożliwe..." uświadomiłam sobie i rzeczywistość uderzyła we mnie jak grom z jasnego nieba. Przełknęłam ślinę i zaczęłam myśleć nad tym, czy w ogóle ta moja podróż ma sens. "Może lepiej byłoby się zabić? Po co ja żyję? Czuję się jak kompletne zero i już zawsze będę się tak czuć." To, że odezwałam się do kobiety to był naprawdę cud. Nie wiem jak to zrobiłam. Musiałam użyć całej siły woli.
Jechaliśmy już bardzo długi czas. Kobieta zatrzymywała się w jakiś restauracjach, gdzie jadła posiłki. Pytała, czy ja nie chcę czegoś zamówić. A ja tylko kręciła przecząco głową. Nie miałam pieniędzy nawet na jedzenie. Miałam tylko dla niej, za podróż. Poza tym nie chciało mi się jeść. Wystarczył mi ten ostatni posiłek, który zjadłam dwa dni przed ucieczką. "A jak Jackson mnie znajdzie?" wzdrygnęłam się na tę myśl. Próbowałam oczyścić swój umysł ze złych myśli, ale nie potrafiłam i myślałam o tym wszystkim jeszcze intensywniej. Nawet nie zauważyłam kiedy po raz kolejny znużył mnie sen.
Poczułam szturchanie w ramię. Otworzyłam powoli zaspane powieki i ujrzałam tę kobietę, która się nade mną pochylała.
- Señorita, tiene que llegamos (Panienko, już dojechałyśmy) - uśmiechnęła się do mnie. Wstałam z siedzenia i wyszłam z samochodu.
- Por Favor - podałam jej tyle pieniędzy ile miałam. Wzięłam je, a ja odeszłam. Nie wiedziałam, gdzie jestem i jak dostać się do Teksasu. Czułam pustkę. Nie miałam ani grosza przy sobie.  Usiadłam na ławce obok przystanku autobusowego. Nagle zauważyłam wielki autobus, który zatrzymał się przy mnie. Wysiadło z niego dwoje ludzi. Pomyślałam, że to moja szansa. Wsiadłam do niego, nie kupując biletu. Usiadłam na pustym siedzeniu, przy oknie. Nie było zbyt dużo ludzi. Nawet nie wiedziałam, gdzie jedzie. Oglądałam obrazy za oknem. Po chwili zaczęłam sobie coś przypominać. Rok temu, na geografii mieliśmy coś o krajach Ameryki Północnej. "Czy duże autobusy nie jeździły do innego kraju?" zapytałam siebie. Jeśli tak i jeśli ten autobus jechał w stronę Teksasu byłabym prawdziwą szczęściarą. "Taa, szczęściarą. Chyba raczej mogłabym tak powiedzieć, gdyby nie to, co przeżywałam pół roku i kilka miesięcy wcześniej..." Wiercąc się na siedzeniu, dostrzegłam jakiś kawałek papieru włożony do siatki za siedzeniem przede mną. Wyjęłam go i spostrzegłam, że to była... mapa! A co najważniejsze, że było na niej zaznaczone, gdzie ten autous jedzie. W czerwonym kółku zaznaczona była nazwa "Kostaryka". "To też jest w stonę Teksasu!" Odłożyłam mapę na miejsce i resztę podróży spędziłam na podziwianiu widoków za oknem. "Ciekawe, czy Jackson mnie szuka?" pomyślałam, ale zaraz wybiłam to z głowy. "Czy to ważne?" zapytałam sama siebie.

*Kilka dni później*
Nareszcie dotarłam! Sama w to nie wierzę, ale jestem w Teksasie! W Kostaryce jechałam innym autobusem, a potem metrem, a resztę drogi przeszłam na pieszo. Byłam z siebie dumna, to było takie niemożliwe. Właśnie "dumna", jednak coś czułam. W ciągu tych dni nic nie jadłam. Czułam się strasznie. Wszystko mnie bolało, byłam zmęczona jak nigdy w życiu. Szłam cały dzień, więc się sobie nie dziwię, a spałam mało. W czasie mojej wędrówki nie raz się wywróciłam. Po ostatnim upadku prawa noga tak mnie bolała, że czułam jakbym ją złamała.
Padał deszcz i było chłodno. Jednym słowem masakra. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Zobaczyłam z oddali jakiś park. Nigdy tu nie byłam. Ostatkami sił usiadłam na ławce i czułam, że już nie dam rady. "Nie mogę się poddać!" krzyczałam wewnętrznie. Po chwili na ławkę obok mnie usiadł jakiś chłopak. Miał na głowie kaptur.
- Zimno, co? - powiedział obojętnym głosem, ale wyczułam w nim smutek. Nie miałam zamiaru odpowiadać. - A ten deszcz, masakra. Nie chce się żyć.
Nie odpowiedziałam, tylko otuliłam się rękami i się trzęsłam z zimna. Zęby mi szczękały.
- Czemu nic nie mówisz? - zapytał zaciekawiony, nadal na mnie nie patrząc.
Zimno przejmowały całe moje ciało, tak samo jak ból. Czułam się osłabiona, bolało mnie dosłownie całe ciało, a głowa pulsowała tak, że chciałam zasnąć i się nigdy nie obudzić. W parku było ciemno, tylko gdzie nie gdzie świeciły lampy.
- Bo-o-o nie-e lu-ubię - powiedziałam, drżąc. Na moje słowa chłopak się wyprostował.
- Julie? - zapytał z ciężkim szokiem. Gdy wypowiedział te słowa poczułam ucisk w sercu. "Ten głos..."
- Austin? - zapytałam z ciężko bijącym sercem. Wtedy owy chłopak odwrócił głowę w moją stronę. "To był on! Nie poznałam jego głosu." Gdy mnie ujrzał mało oczy nie wyszły mu na wierzch.
- Boże... - powiedział cicho i w jego oczach pojawiły się łzy, a ja patrzyłam na niego zaskoczona. Przygarnął mnie do siebie i mocno przytulił. Przez pierwsze kilka sekund siedziałam sztywno, lecz po chwili także go lekko objęłam. - To niemożliwe... Ty żyjesz... Jezu... - mówił, a mi zrobiło się ciemno przed oczami i wykończona odpłynęłam w jego ramionach.

************************************************************************************************
Czuję, że zwaliłam ten rozdział:( Nie jest taki, jaki chciałam, żeby był:(
Proszę o komentarze, chcę znać Wasze opinie ♥