sobota, 29 listopada 2014

Rozdział XIII

Poczułam lizanie po policzku. Przetarłam oczy i zobaczyłam...
- Harry, co ty słonko chcesz? - powiedziałam do pieska, który zaczął szczekać- Głodny jesteś? - zapytałam go, a on spojrzał na mnie tak śmiesznie, że aż się zaśmiałam w głos. - No chodź na dół, dam ci jeść - wstałam z łóżka i stanęłam przy drzwiach patrząc na niego. Po chwili stał już przy mnie. Zeszliśmy na dół i nasypałam mu karmy. Na dole było cicho, rodzice pewnie byli w pracy, a Lily u sąsiadki. Katy znając życie jeszcze spała. Wyjęłam szklankę i nalałam sobie soku pomarańczowego. Spojrzałam na zegarek: 8:35. "No cóż, już nie usnę." Dopiero teraz spostrzegłam kartkę na lodówce.
"Musiałam dziś iść do pracy. Lily zabrałam do sąsiadki, bo tak słodko spałyście. Odbierz ją od pani Lucy o 12.00. Wrócę po 16, bo muszę jeszcze coś załatwić. Zostawiłam wam składniki na gofry.
Mama x"
"Okey, czyli mamy spokój od małej do 12.00" pomyślałam. Odstawiłam szklankę i skorzystając z tego, że Katy śpi postanowiłam pobiegać. Założyłam top i dresy i wyszłam ze słuchawkami na uszach. Biegłam myśląc o tym jaką szczęściarą jestem. Mam kochających rodziców, słodką siostrę, wspaniałych przyjaciół i najcudowniejszego na świecie chłopaka. Po prostu sielanka...

*Kilka dni później*
Dziś cudny dzień! Nareszcie moje urodziny. Od rana chodzę prze szczęśliwa, choć jeszcze nikt osobiście nie złożył mi życzeń. Może zapomnieli... Ale na pewno wieczorem mi złożą. Na portalach społecznościowych mam ich już dużo. Zrobiłam sobie zdjęcie z czapką urodzinową na głowie i wstawiłam na instagrama z podpisem: "MY BIRTHDAY!!! ♥". Dostałam dużo like'ów.
- Spotykasz się dziś z Austin'em, Julie? - zapytała mnie Rose, u której siedziałyśmy.
- Chyba nie... - powiedziałam i spojrzałam na swoje stopy. Dziewczyny nic nie powiedziały.
- O jacie! Dziewczyny! Victoria zaprasza nas na imprezę! Dziś wieczorem! - krzyknęłam szczęśliwa Katy.
- Co? Jak to? TA Victoria? - zapytałam z akcentem na pierwsze słowo.
- Taak! - spojrzała w telefon, a po chwili jej entuzjazm zgasł - ale... przykro mi Julie - spojrzała na mnie smutno, a ja nie wiedziałam o co jej chodzi. Spojrzałam na nią pytająco. - Vicky napisała, że bez ciebie, czyli, że zaprasza nas trzy...
- Co? - zrobiło mi się smutno, nie powiem, że nie. - Dlaczego?
- Nie wiem, napisała tylko tyle - odpowiedziała mi dziewczyna.
- Julie, bez ciebie bym nie poszła, ale to impreza dla najfajniejszych osób no sama rozumiesz... - powiedziała Rose, a mi się wtedy zrobiło jeszcze bardziej smutno.
- Spoko, bawcie się dobrze, może Aus będzie wolny, a jak nie to posiedzę w domu - uśmiechnęłam się sztucznie. "Po protu cudowne urodziny..."
- To jak dziewczyny? Lecimy się ogarniać?! - powiedziała, a właściwie krzyknęła szczęśliwa Amy.
- Taak - odpowiedziały jej chórkiem i wyszły bez pożegnania. Szkoda, że mnie zostawiły, ale cóż.

*Kilka godzin później*
Siedzę sama na łóżku w pokoju z laptopem na kolanach popijając zimny sok. Piękne urodziny... Austin nawet nie raczył zadzwonić, a dziewczyny teraz pewnie bawią się na imprezie. Z Caroline nie mam kontaktu od kilku dni, odkąd dziewczyny przyjechały... Jak dzwonię nie odbiera, a na smsy odpisuje, że nie ma czasu... Nie wiem co zrobiłam, mam nadzieję, że nie jest na mnie obrażona... David i Alex także o mnie zapomnieli. Tylko rodzice i Lily o mnie pamiętali. Przynieśli tort ze świeczkami i dali mi prezent. To było trochę nieprawdopodobne, ale kupili mi... samochód!


Najprawdziwszy na świecie! Byłam w szoku jak go zobaczyłam przez okno. Piękny, czerwony o jakim zawsze marzyłam. Popłakałam się ze szczęścia. "Teraz czas tylko zrobić prawko" uśmiechnęłam się w duchu.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę!- powiedziałam głośno. Po chwili do pokoju weszła mama.
- Julie, twoja taksówka właśnie przyjechała - patrzyła się na mnie z nieodgadniętym wyrazem twarzy.
- Moja taksówka...? Co? Ja nie zama...
- Wstawaj szybko, zakładaj buty i idź! Tak to zapłacimy za nią przez twoje głupie żarty, a tak to przynajmniej gdzieś pojedziesz! - powiedziała surowo, a ja zrobiłam wielkie oczy. Musiało to wyglądać komicznie. "Od kiedy moja mama się tak zachowuje... Ja nie zamawiałam żadnej taksówki... Ktoś sobie ze mnie żarty robi..." - No szybciej, szybciej - poganiała mnie. Posłusznie zeszłam na dół i założyłam czarne conversy. Wyszłam z domu i wsiadłam do tej taksówki, nadal byłam zdziwiona. Taksówkarz nawet nie zapytał, gdzie jechać tylko ruszył. Czułam się dziwnie. Mogłam nie wsiadać, ale skoro mama kazała to co miałam zrobić...
Po półgodzinnej jeździe taksówkarz wysiadł i otworzył mi drzwi. Chciałam już zapytać ile płacę, ale on wziął mnie pod rękę i zaprowadził do budynku pod który podjechaliśmy. Był on duży, z szarej cegły, wyglądał jak jakiś stary magazyn. Byłam wystraszona. "A może on chce mnie porwać?" Nagle uświadomiłam sobie, że to jest możliwe. Serce mi stanęło, ale na moje nieszczęście nogi nie chciały się zatrzymać i szły tak jakby oddzielnie od mojego ciała. W żołądku mnie ścisnęło, cholernie się bałam. Taksówkarz otworzył jakieś kolejne czarne drzwi, nie byto tu okien, więc było ciemno.
- Proszę to założyć szybko! Masz minutę, bo ON będzie zły! - powiedział surowo ochroniarz, aż mi serce do gardła podskoczyło. Podał mi jakieś pudełko i usłyszałam zamykanie ciężkich drzwi. Prawdopodobnie tych, którymi przyszliśmy. Było tak ciemno, że nie widziałam dosłownie nic. Otworzyłam po omacku pudełko i zaczęłam macać, to co znajdowało się w środku. Było to jakieś ubranie, jakaś bluzka, sukienka? Nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale zaczęłam to zakładać. Nie wiem co mną kierowało. Chyba ciekawość co będzie dalej. Teraz na pewno mogłam stwierdzić, że to sukienka z jakiegoś delikatnego materiału. Dopiero teraz spostrzegłam, że pod sukienką leżały jakieś buty, dokładnie szpilki, co dało się wyczuć po cienkim obcasie i biżuteria: kolczyki, bransoletki  i naszyjnik. Może to głupie, ale w tym momencie stwierdziłam, że akurat do tego stroju pasuje moja fryzura, którą sobie rano zrobiłam, czyli kok z warkocza.

Nadal bałam się jak cholera i nic mi nie przychodziło na myśl co to wszystko ma znaczyć. "A może to naprawdę jest porwanie, tylko ten facet chce, żebym ładnie wyglądała?" przemknęło mi przez myśl i połknęłam głośno ślinę. "W takim razie dobrze, że to założyłam, bo gdyby się zdenerwował... Spokojnie. Co teraz zrobić?" Ubranie i buty, które miałam wcześniej na sobie położyłam na ławce, która stała przy ścianie. "Ciekawe czy dobrze wszystko założyłam..." Po chwili uderzyłam się z otwartej ręki w czoło. "To jest teraz najmniej ważne" skarciłam się w myślach i podeszłam do ściany. Zaczęła iść wzdłuż jej. Nagle poczułam klamkę. Przez 20 sekund stałam z ręką na niej zastanawiając się czy otworzyć. Zdecydowałam się. Przeżegnałam się szybko i otworzyłam. To co zobaczyłam jeszcze bardziej mnie zdziwiło. Był to mały pokój. Ściany były koloru szarego. Przy jednej ze ścian stała toaletka, a obok niej ktoś... Kobieta  w czarnych, szerokich, podartych spodniach i za dużej białej koszulce. Miała długie, czarne włosy, a na jej twarzy znajdowała się dziwna maska w kolorze jej włosów.




Przyglądałam się jej z szybko bijącym sercem.
- Witaj, zatrudnił mnie ON. Mam Ci zrobić makijaż, żeby pasował do twojej stylizacji, nie pytaj o nic i radzę ci tu szybko usiąść, bo ON będzie zły - mówiła powolnym, gardłowym głosem. Przeszły mnie dreszcze. "Tak, to na pewno porwanie... Ona mówi tak jak ten facet z taksówki..." Siadłam posłusznie na krześle o nic nie pytając. W całej sali panował półmrok, tylko przy toaletce świeciło lekkie światło. Chciałam spojrzeć w dół, w co tak naprawdę jestem ubrana, ale nie zdążyłam tego zrobić, bo kobieta w czarnej masce zabrała się do makijażu.
Po około 20 minutach nareszcie skończyła. Pokazała mi ręką, że mam wstać i popchnęła lekko w stronę następnym, ledwo widocznych drzwi. "Dlaczego nie ma przy mnie Austina?" Pomyślałam z rozpaczą nim otworzyłam następne drzwi. To pomieszczenie było jeszcze straszniejsze niż pozostałe. Na suficie znajdowały się światła, które tylko oświetlały ściany, nic więcej. Te ściany... Niczego takiego w życiu nie widziałam. Na każdej znajdowało się mnóstwo... krwi, jakby świeżej. Na jednej ze ścian umieszczony był napis, gdy go przeczytałam mój strach był już niewyobrażalny. Ręce zaczęły mi drżeć, kiszki się skręciły, a oddech stał się szybki. Pisało tam: "UCIEKAJ STĄD NAJSZYBCIEJ JAK MOŻESZ, BO SKOŃCZYSZ TAK JAK MY..." Zaczęłam się cofać do drzwi, którymi tu weszłam, gdy nagle usłyszałam huk za sobą. Coś było za tymi drzwiami. Postanowiłam zmienić kierunek i szłam do przodu. Zauważyłam przed sobą ogromne, czarne drzwi. Znalazłam klamkę i zaczęłam powoli je otwierać. Weszłam do kolejnego pomieszczenia, w którym panowała kompletna ciemność. Zamknęłam drzwi i nagle oślepiło mnie mocne światło. Padało wprost na mnie. Zasłoniłam twarz, bo mnie raziło, a po chwili usłyszałam:
"WITAMY W PIEKLE"

*********************************************************************************************
Hej kochani... Nie mam żadnego usprawiedliwienia, tak wiem. Mam nadzieję, że jeszcze ktokolwiek to czyta :x Chciałabym się ogarnąć i dodawać posty co tydzień... Spróbuję, może się uda, bo naprawdę postanowiłam wziąć się w garść i pisać chociażby dla tych kilku czytelników. Dziękuję Wam, że jesteście :* Rozdział taki średni, a Wy co o nim sądzicie?